Rozdział 9

3.2K 68 2
                                    

- Mówiłem, że mama nie odpuści rodzinnego obiadu. – drzwi otworzył mi Alex, który powitał mnie szerokim uśmiechem. Przekroczyłam próg mieszkania moich rodziców i przywitałam się z bratem. Tak jak przewidział Alexander, jemy dzisiaj rodzinny obiad, zupełnie jak kiedyś.

- Jak smakowicie pachnie, od samego zapachu robię się głodna. – wchodzę do kuchni, witając się z mamą i tatą.

- Kiedy Twój brat zadzwonił do nas i powiedział, że będzie za 5 minut to myślałam, że sobie żartuje.

- To dlatego przywitałaś mnie krzykiem? – zaśmiał się Alex, na co ja posłałam mu pytające spojrzenie.

- Bo nas nie uprzedziłeś! – powiedziała moja rodzicielka rzucając w Alexandra ścierką do naczyń, na co obydwoje wybuchliśmy śmiechem.

- Vanessa zanieś talerze na stół. A ja już nakładam obiad, idziemy do jadalni. – mama poganiała nas, w sumie jest już 15.

Miło jest spędzić czas z rodziną. Zwłaszcza, że teraz ze względu na okoliczności, rzadko mamy okazję siedzieć wszyscy razem przy stole.

Godzina 20:00

- Będę się już zbierać. – odparłam dopijając swój ulubiony sok pomarańczowy. Siedziałam przy stole od pięciu godzin, zdecydowanie już czas rozprostować nogi.

- Odwiozę Cię.

- Jedziesz już do hotelu? – spojrzałam na brata, który zaraz po mnie również wstał od stołu.

- Nie, mama nie chciała nawet słyszeć o tym, że nocuję w hotelu a nie u nich. – tak, to typowe zachowanie naszej mamy.

- W takim razie, nie dzięki. Przejdę się, zresztą to tylko 20 minut drogi.

- Jesteś pewna? To nie jest dla mnie problem. – nalegał.

- Tak, jestem pewna. Wrócę do domu na pieszo. – upierałam się przy swoim.

- Ale jest już późno. Skoro nie chcesz jechać z Alexandrem to ja Cię odwiozę. – do rozmowy wtrąciła się mama. Przewróciłam oczami.

- Mamo, nie jestem małą dziewczynką, mogę sama wrócić do domu. Poza tym jest dopiero 20 i nie jest ciemno.

- No nie wiem.

- Ale ja wiem, wracam do domu. SAMA. – podkreśliłam ostatnie słowo. Założyłam swoją czarną ramoneskę, gdyż dzisiaj było nieco chłodniej niż do tej pory i pożegnałam się z rodziną. Wyszłam z apartamentowca i skierowałam się w stronę swojego domu. Wyjęłam z torebki słuchawki i włączyłam w telefonie pierwszą lepszą piosenkę, padło na zespół Hurts. Po dziesięciu minutach drogi, poczułam krople deszczu na czole, zignorowałam to. Być może mi się przewidziało. Jednak po chwili ponownie poczułam tym razem więcej kropel deszczu. Świetnie. Przyspieszyłam kroku, chcąc zdążyć przed deszczem, gdyż nie miałam ze sobą parasolki. Niestety nie udało mi się to. Zdążyłam jedynie dojść do zadaszonego przystanku i zrobiła się ulewa. Podeszłam do rozkładu autobusów. Ekstra, kolejny autobus mam za godzinę. Mam nadzieję, że szybciej przestanie padać, nie uśmiecha mi się iść w deszczu i zmoknąć do suchej nitki. Po kolejnych dziesięciu minutach, trzęsłam się z zimna, a jak padało tak pada nadal. Będę chora jak nic. Nie ma nic gorszego jak bycie chorym w czasie wakacji. Masakra. Zrezygnowana i zmarznięta usiadłam na ławce i czekałam. Sama nie wiem w sumie na co.

Czy na to, że w końcu przestanie padać.

Czy, że autobus przyjedzie wcześniej.

Albo może na jakieś inne wybawienie z tej sytuacji.

Claret NightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz