JUDYTA
Słońce mocno grzało w odsłonięte okno, kiedy pociąg relacji Katowice-Gdynia Główna wyjechał z peronu na dworcu w Bydgoszczy. Judyta zmrużyła oczy i zasłoniła sobie twarz czapką z daszkiem. Mogłaby, rzecz jasna, przesunąć brudną, niebieską zasłonę upstrzoną znaczkami polskich kolei państwowych, ale nie zrobiła tego. Wolała już męczyć się po swojemu. I tak była zmuszona siedzieć w tej samej pozycji od kilku godzin, bo trafiło jej się miejsce w samym środku wagonu bez przedziałów — sztywny, ciężki stolik oddzielał ją od kobiety z laptopem siedzącej naprzeciw. Judyta próbowała już siedzenia po turecku, zanim dosiadł się do niej student przeglądający Reddita. Potem usiadła z jedną nogą podkuloną niemal pod brodą, a drugą wyprostowaną, ale miała wrażenie, że niedługo spodnie pękną jej na tyłku. W końcu się poddała i niemal zesztywniała, krzyżując ręce na piersi. W tym czasie student wysiadł a na jego miejscu usiadła starsza pani, która od razu wyjęła krzyżówkę z torby.
Stację wcześniej wsiadła tamta kobieta, ta z laptopem. Judyta, jako że przez ostatnie miesiące miała do czynienia tylko z własną babcią, jeśli chodziło o rodzaj żeński, uznała to za miłą zmianę krajobrazu. Nie mogła kobiety nazwać szczególnie interesującą, w kwestii urody, ale była po prostu ładna. Miała długie, jasnobrązowe włosy opadające na plecy i ramiona, a na czubku głowy okulary przeciwsłoneczne. Mrużyła oczy, kiedy przestawała pisać na klawiaturze a przesuwała palcem po touchpadzie — co jakiś czas marszczyła też prosty, mały nosek. Nie zwracała na nikogo wokół niej uwagi, nawet na Judytę, przyglądającą jej się z nudów, mimo że nie robiła tego zbyt dyskretnie. Chowała się za telefonem, założywszy czapkę z powrotem na głowę. Promienie słońca odbijały się w złotych kolczykach nieznajomej. W kształcie płatków śniegu, dwóch różnych. Musiała być bogata. Wyglądała na jakąś korposzmatę, jak powiedziałaby przyjaciółka Judyty z dzieciństwa.
W tym samym momencie, w którym to słowo zaświeciło na czerwono w jej głowie, ich spojrzenia się spotkały. Jak wywołana do tablicy, kobieta uniosła wzrok i spojrzała prosto na Judytę. Przyłapała ją na gorącym uczynku, nie wyrażając jednocześnie tym spojrzeniem kompletnie niczego. Nawet pytania. Jeden strzał, prosto między oczy. Judyta poruszyła się niespokojnie i wbiła wzrok w telefon, udając pochłoniętą tym, co widzi na ekranie. Czuła, że trochę się zarumieniła. Odrobinę. Życie w dziczy dało jej się we znaki, nie umiała już ocenić, czy się na kogoś nachalnie gapi, czy jeszcze nie. Szybko wygrzebała słuchawki z kieszeni dżinsów, wcisnęła je w uszy, upewniła się pięć razy, że są połączone z telefonem i puściła muzykę.
W głowie miała Boskie Buenos, a za oknem las. Musiała kilka razy wytrzeszczyć oczy, by wyostrzyć wzrok, bo z tego lekkiego wstydu aż wszystko zaszło mgłą. Złapała się na tym, że gryzła bezlitośnie dolną wargę. Właścicielka pięknych kolczyków przestała zwracać na nią uwagę. Oblizała usta pomalowane czerwoną szminką i pisała dalej; była tym chyba pochłonięta, ale Judyta nie chciała ryzykować analizy, by nie powtórzyć wpadki.
Znów nasunęła czapkę na twarz i próbowała chwilę się zdrzemnąć, w niewygodnej pozycji, z łokciem wbitym w podłokietnik przy oknie. Czuła się zmęczona, a jednocześnie pobudzona. Prawdopodobnie dlatego skupiła się na pierwszym ładnym obiekcie w zasięgu wzroku (złote kolczyki, płatki śniegu, czerwona szminka, ładny nos).
Mogła po prostu liczyć drzewa albo próbować wrócić do cywilizacji i pobrać ponownie aplikację Instagrama. Przejrzeć wszystkie znane mordy i westchnąć nad tym, że minął ponad rok, prawie że dwa, a oni wciąż byli tacy sami. A może nie byli? Miała się wkrótce o tym przekonać, ale wydawało jej się to abstrakcyjne, biorąc pod uwagę, że czasem zapominała brzmienia nawet własnego głosu. Głosu, który, gdy próbowała przywołać z pamięci to, jak odbijał się w jej uszach kilka godzin temu, był mocno zachrypnięty. Przypominał pocieranie płaskiej powierzchni papierem ściernym. Mogłaby nauczyć się języka migowego i udawać, że straciła go na zawsze.
CZYTASZ
Nadziejo
Short StoryJudyta po ponad roku mieszkania na pustkowiu wraca do rodzinnego miasta i musi zrobić rachunek sumienia, ale bardzo tego nie chce. Jest zmęczona i przerażona życiem, które ze starego i wygodnego, zmieniło się w nowe i nieprzyjemne. Karolina stoi w...