5. Małe ucieczki

293 14 44
                                    

JUDYTA

Judyta zostawiła czapkę w kancelarii a uświadomiła to sobie w dosyć nieprzyjemny sposób, kiedy wysiadła z tramwaju prosto w ulewny deszcz. Daszek chroniłby ją chociaż przed ciężkimi kroplami uderzającymi w twarz. Niestety, nie chroniło absolutnie nic — po kilku krokach Judyta ociekała już wodą. Odgarnęła włosy z twarzy. Miała do przejścia dosyć spory dystans i gdzieś w jednej trzeciej całkiem się poddała. Szła spokojnym krokiem, czując ciężar mokrej bluzy na ramionach. Nie widziała sensu w zakładaniu kaptura, zresztą przypomniała sobie o nim zdecydowanie zbyt późno. Kiedy znalazła się pod dachem falowca, nie czuła już właściwie różnicy. Deszcz spływał jej po twarzy, mimo że przetarła ją kilka razy dłońmi.

Przed drzwiami mieszkania potrząsnęła głową jak pies, próbując wytrząsnąć trochę wody z włosów. Nie miała pojęcia, czy osiągnęła jakiś sukces. Sięgnęła do tylnej kieszeni jeansów po zapasowy klucz, który zostawiła jej wcześniej Hania, ale drzwi ustąpiły, kiedy nacisnęła na klamkę. Ktoś był w mieszkaniu. Zaklęła w myślach. Liczyła, że uda jej się wymknąć. Wślizgnęła się do środka i od razu zdjęła buty, by nie zostawiać na podłodze mokrych śladów. Miała wrażenie, że każda kropla spadająca z włosów podczas lądowania robiła straszny hałas.

Kiedy Judyta zdjęła bluzę i weszła do salonu, zza kotary wychyliła się Hanna. Miała włosy związane w koński ogon a na nosie okulary. Poprawiła je wskazującym palcem a potem posłała Judycie pytające spojrzenie. Wyglądała na skonsternowaną.

— Ale zmokłaś! — powiedziała. — Mogłaś wziąć parasolkę.

— Nie wiedziałam, że będzie padać.

Hanna pokiwała głową. Judyta miała nadzieję, że wróci do siebie za kotarę, ale wstała z łóżka i wyszła do salonu. Bose stopy stawiała właściwie bezgłośnie na panelach. W drodze przeciągnęła się lekko, odsłaniając brzuch pod białą koszulką. Judyta nadal ściskała w dłoni bluzę, czując jak powoli ogarnia ją nieprzyjemny chłód i nie wiedziała, gdzie powinna uciec. Na zewnątrz, to na pewno, ale musiała się jeszcze spakować a na pewno przebrać. Mogła zgodzić się na podwózkę Karoliny, ale była głupią, teraz zmokłą, kurą.

Drgnęła, kiedy poczuła ciepłą dłoń Hanny na przedramieniu. W ostatniej chwili powstrzymała odruch odsunięcia się. Dała wyjąć sobie z dłoni mokrą bluzę. Było tak, jakby jednocześnie tym gestem zdjęto jej z pleców ogromny ciężar. Idealny moment na płacz; wiedziała, że ogarnęłaby ją niemal obezwładniająca ulga, ale nie mogła na to liczyć. Jej ciałem nie wstrząsnął szloch, oczy nie napełniły się gorącymi łzami, twarz nie wykrzywiła się w grymasie. Judyta, mimo że chciała zatrzymać się w czasie i móc bardzo głośno krzyknąć, zapytała po prostu:

— O której wraca Laura?

W ruchach Hanny można było wyczuć niesamowitą troskę, kiedy suszyła włosy siedzącej cierpliwie na krześle Judycie. Opatulona kocem, pod którym miała jedynie bieliznę, drżała zbyt mocno, by sama doprowadzić głowę do porządku. Przyciskała mocno brzegi ciepłego koca do piersi i obserwowała Hannę, kiedy ta w skupieniu przekładała jasne kosmyki, atakowane gorącymi podmuchami. Między nimi stał głośny szum i Judyta była bardzo wdzięczna, że nie muszą rozmawiać. Nie wiedziała, co miałaby powiedzieć.

Wciąż myślała o tym zaniepokojonym wzroku Karoliny. Musiała uważać, że z Judytą jest coś mocno nie tak. Dobrze, że to było zapewne ich ostatnie spotkanie. Prawniczki raczej nie kolegowały się z bezdomnymi byłymi amatorkami obijania komuś twarzy. Kiedy się uśmiechała, widać było to po ukruszonym zębie, za to uśmiech Karoliny musiał być nieskazitelny. Tego Judyta nie wiedziała, bo kobieta nie uśmiechała się szeroko.

NadziejoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz