12. Dzień Dziecka

144 8 24
                                    

KAROLINA

Judyta zniknęła. Ułożyła ładnie poduszkę, poprawiła kołdrę, posprzątała bałagan na kanapie w salonie, zamknęła za sobą drzwi. Zniknęła. Gdyby nie silne wspomnienie jej obecności, Karolina pomyślałaby, że sobie to wyśniła. Pierwszy moment po przebudzeniu spędziła na klepaniu dłonią drugiej połowy łóżka, a gdy otworzyła jedno oko, natychmiast z oburzenia otworzyła i drugie. Była sama — pozostawiona w ciszy mieszkania, z mgiełką zapachu Judyty oraz suchością w ustach. Nie mogła przełknąć śliny.

Wypiła całą szklankę wody, a potem cisnęła nią do zlewu. Nawet jej nie ulżyło, gdy patrzyła na kawałki szkła. Następne — równie wściekłe — piętnaście minut pod prysznicem upłynęło Karolinie na odtwarzaniu nocy, by znaleźć jakiś zgrzyt. Nic nie zgrzytnęło. Nie widziała żadnych krzywizn na obrazie, nawet pęknięcia. Judyta dosyć jasno stawiała swoje warunki — mówiła, czego oczekuje, używając przy tym jak najmniejszej ilości słów. Wprost przyznała, że nie miała doświadczenia i nie kłamała, ale przecież to nie było niczym złym. Przynajmniej wyjaśniało, dlaczego tak uciekała.

Karolina też kiedyś zaczynała, a na pewno targały nią wątpliwości. Judyta wyglądała na dość zestresowaną faktem braku doświadczenia z kobietami — nikt od niej tego nie wymagał. Karolina co prawda nie była mistrzem w delikatności, wręcz przeciwnie, ale wydawało jej się, że stworzyła jakąś bańkę komfortu. Nie chodziło przecież o to, by cokolwiek odhaczać, zaliczać. Obie tego chciały — a przecież jeszcze się upewniała! Teraz, siedząc na łóżku owinięta ręcznikiem, nabrała wątpliwości. Każda zimna kropla wody spadająca z włosów uderzała niemal boleśnie w rozgrzaną skórę ramion.

Przesunęła dłonią po kołdrze, wpatrując w zamyśleniu w jeden punkt. Jeszcze zanim zasnęła, pomyślała sobie, że chętnie zaparzyłaby dziewczynie z lasu kawę. A może herbatę, cokolwiek by chciała. Nawet nie przyszło jej do głowy, że Judyta zrobi coś, czego nie zrobił właściwie nikt przed nią — po prostu sobie pójdzie.

To Karolinę niesamowicie uwierało. Powinno ucieszyć! I ucieszyłoby, gdyby zrobił to ten cały Michał, czy inne przygody przed nim. Teraz siedziała wściekła, zastanawiając się, czy przypadkiem nie oszalała. Miała tyle roboty, Judyta wyrządziła jej przysługę! Przestań marudzić, powiedziała sobie, by kontynuować marudzenie.

Sięgnęła po telefon. Dochodziła dziesiąta — dziewczyna z lasu dostępna na Messengerze była kilkanaście godzin temu, za to Michalina wysłała przypomnienie o kolacji. Postąpiła słusznie, gdyż Karolinie całkiem wyparowała z głowy obietnica złożona poprzedniego dnia. Mruknęła ciche przekleństwo i przymknęła na moment powieki. Nie chciała jechać na Jasień. Wolałaby zająć się pracą, próbując jednocześnie nie analizować swoich kroków z poprzedniej nocy. Czekał ją jednak wieczór w koszmarnym domu, gdzie nie oczekiwała spokojnego siedzenia przy stole. Nie chodziło tylko o Karola, ale o tę atmosferę wokół niego i Miśki. Pamiętała przecież jeszcze podsłuchaną kłótnię.

Wymierzyła sobie mentalny policzek. Musiała wziąć się w garść, mimo że myślenie o poprzedniej nocy było bardzo angażujące — odpływała myślami dosłownie na chwilę, a zegar wskazywał, że minął kwadrans. Postanowiła wyciszyć samą siebie. Włożyła domowy dres, włączyła laptopa, przeniosła karton od Miśki z przedpokoju do salonu, a potem zabrała do pracy. Teoretycznie. Przez pierwsze pół godziny jeszcze dzielnie przeglądała papiery, później obok niej przeleciała mucha albo sąsiad trzasnął garnkiem za ścianą — myśli Karoliny uciekały w zupełnie innym kierunku.

Po trzecim czytaniu tego samego zdania bez zrozumienia, westchnęła ciężko i odłożyła na chwilę teczkę, by potrzeć powieki dłońmi zwiniętymi w pięści. Przejechała mocno palcami po policzkach i zerknęła na Messengera otwartego w laptopie. Judyta nadal nie była dostępna. Gdzie się podziewała? Czy dotarła do swojego mieszkania? Czy też nie mogła przestać o tym myśleć? Karolina uznała po chwili, że nie chce znać odpowiedzi na ostatnie pytanie, bo mogłaby ją zdenerwować. Sama dałaby wszystko, żeby mieć to gdzieś. Nie wiedziała, skąd wzięły się nagle te wszystkie uczucia — szarpały nią gwałtownie, wywołując strach.

NadziejoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz