10. Jazdy na łączach

191 13 40
                                    

KAROLINA

Karolina poczuła się o wiele spokojniejsza po rozmowie z Kacprem. Wypili całe wino; w połowie butelki Judyta zdążyła wyjść ze swoimi koleżankami — Laurą i Hanną — z naleśnikarni. Rozglądała się wokół, kiedy odchodziła za nimi od stolika. Karolina ze swojego miejsca na antresoli jedynie posłała jej plecom lekki uśmiech. Zawiodła, próbując zdobyć uwagę dziewczynę z lasu udanym selfie — zrobiła to w inny sposób. Co prawda nadal odnosiła wrażenie, że to niewystarczające, ale zaskoczenie Judyty znacząco poprawiło jej samopoczucie. Trochę ją spłoszyła, lecz to nie był moment na zastanawianie się nad takimi rzeczami — przeszła do akcji. Teraz pozostało czekać, aż dziewczyna pojawi się w kancelarii.

Najpierw jednak Karolina musiała przeżyć weekend. W sobotni poranek, z bólem pulsującym lekko w skroniach, wsiadła w pociąg do Chojnic. Kupiła mamie kawę i wiśnie w czekoladzie, czyli ulubiony zestaw Sabiny od jakichś dziesięciu lat. Na Dzień Matki nie wręczała nic ponad to, jedynie przed urodzinami oraz świętami Bożego Narodzenia pytała, co jest matce potrzebne. Ta zawsze prosiła o perfumy albo inne kosmetyki — trudno zrobić prezent osobie, która wszystko ma, a jak nie ma, to ją na to stać. Z Michaliną był podobny problem.

Ojciec odebrał Karolinę z dworca, rozmawiając jednocześnie przez telefon. Cmoknął córkę zdawkowo w czoło — śmierdział, jakby matka kupiła mu bombę do kąpieli o nazwie Fontanna Hugo Bossa — a potem machnął ręką, żeby siadła z tyłu. Ewidentnie widział jej kaca i bał się, że zarzyga mu tapicerkę, a niedoskonałości łatwiej było zamaskować na tylnych siedzeniach. Miała ochotę wsadzić dwa palce do gardła i specjalnie wyrzucić z siebie nieprzetrawione do końca śniadanie, ale dosyć szybko przysnęła. Obudziło ją szturchnięcie hamowania już przed domem.

Ojciec znów machnął ręką — w ogóle usłyszała jego głos tylko dzięki jakiemuś panu Zielonce, który nie chciał się targować i wrzeszczał do słuchawki. Karolina wysiadła, niemalże od furtki wpadając w pułapkę towarzystwa matki, babci, a do tego jeszcze ciotki. Przez sobotę została wypytana o absolutnie wszystko; z jej ust płynęły głównie kłamstwa, ale z pewnym rozbawieniem — choć przesiąkniętym zmęczeniem — obserwowała reakcje na nie. Tworzyła w głowie tak samo matki, jak i ojca, pewien obraz siebie — określona paleta barw, określone kształty, nic ponad to. Tym razem wyrzuciła na stół tyle bzdur, że spokojnie powinno starczyć do Gwiazdki.

Wieczorem, kiedy położyła się już do swojego starego łóżka w pokoju na piętrze, otworzyła aplikację Instagrama. Miśka dodała nowe zdjęcie — spędziła popołudnie w Orłowie. Karolina dała serduszko i ruszyła dalej. Nieznacznie drgnęła, gdy zobaczyła aktywność Kaśki Kulczyk. Zdjęcie z marszu równości w Gdańsku. Oczywiście, że wypatrywała na nim Judyty, na próżno jednak. W centrum znajdowała się Kaśka, za nią Sara; rozpoznała też bez problemu barmana z Manifestu — czy ta dziewczyna znała absolutnie wszystkich? — oraz rudego Szymka ze Stocku. Tutaj Karolina serduszka już nie dała. Zgasiła wyświetlacz i podłączyła telefon do ładowania, a potem zacisnęła powieki, próbując zasnąć.

Czuła się tak, jakby zaraz miała oszaleć.

Do Gdańska wróciła w niedzielę wieczorem, po wizycie z matką w kościele. Nie miała wyjścia, musiała pójść na wieczorną mszę — tylko w taki sposób mogła dostać się do miasta, bo ojca nie widziała już więcej. Karolina nie wierzyła w Boga, ale wierzyła w to, że Sabinę Szewczyk można szybko uszczęśliwić i powinno się to robić, żeby mieć święty spokój. Dlatego przecierpiała godzinę, a potem dała odprowadzić na pociąg powrotny do Gdańska. Torba ciążyła od tego, co zapakowała babcia, ale Karolina nie zamierzała narzekać. Mogła trochę podźwigać, jeśli przez tydzień nie musiała martwić się obiadem.

NadziejoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz