4. Puzzle

206 18 20
                                    

JUDYTA

Do końca dnia Judyta miała już adres, pod którym miał czekać na nią jej zagubiony portfel. Miała także pewność, że będzie musiała wynieść się z mieszkania w falowcu jak najszybciej. Laura i Hania były najbardziej gościnnymi dziewczynami, jakie Judyta znała, ale czuła się niezręcznie ze świadomością, że wszystkie wiedzą, jakie panują między nimi relacje. Żadne kontrowersyjne, co to, to nie, ale może to było najgorsze — może najgorszy był fakt, że nie ukryto tu żadnego dramatu, żadnych łez i trzaskania drzwiami.

Między Laurą a Judytą nigdy nie doszło do przełamania bariery przyjaźni opartej na jednym taktownym zachowaniu kilka lat wcześniej. Laura mogła jedynie podejrzewać, że Judyta coś do niej czuje. To była prawda, czuła, resztki uczucia nadal kurczowo trzymały jej się jej serca, ale temat nigdy nie wypłynął. Miał wypłynąć, Judyta sama sobie to obiecała, ale nigdy do tego nie doszło. W czasie, gdy miała wszystko Laurze powiedzieć, autobus wiózł ją w Bieszczady, przerażoną i wyzywającą się w myślach od idiotek. Było już jednak za późno, podjęła taką a nie inną decyzję.

Nie mogła się przyznać. Tym samym skreślała wizję, że będzie nocować u dziewczyn, póki czegoś sobie nie znajdzie. Zwłaszcza, że wydawały się z Hanną takie szczęśliwe — dopełniały się w sposób, w który Judyta z nikim nigdy nie byłaby w stanie się uzupełnić. Możliwe, że była puzzlem układanki jeszcze nieistniejącej.

— Pojutrze, maksymalnie pojutrze się wyniosę, obiecuję — powiedziała w piątek rano, wcześniej upijając spory łyk kawy. Poparzyła się w język, mocno. Nie potrafiła ukryć skrzywienia.

— Ale przecież nikt cię stąd nie wygania, Juda — oznajmiła Laura, zerkając kontrolnie na Hannę. Mówiła dalej dopiero, kiedy ta pokiwała głową. — Ja się tylko martwię.

— Nie musisz się martwić...

— Ale będzie.

Słowa Hani były samą prawdą, ale Laura i tak zgromiła ją wzrokiem. Nie była zbyt przekonująca, bo tego ranka przedstawiała się wyjątkowo łagodnie, mimo że czekał ją cały dzień na siłowni. Judyta uśmiechnęła się, przyglądając się uważnie piegom na jej twarzy, jakby próbowała nauczyć się ich na nowo. Poczuła się przyłapana na gorącym uczynku, kiedy dostrzegła to Hanna. W jej oczach nie było nagany, jedynie zmarszczyła brwi, odstawiła swój kubek do zlewu i zapowiedziała, że idzie myć zęby.

Zapadła cisza. Laura piła swoją kawę i przeglądała posty na Instagramie. Przesuwała je palcem z obojętnością, czasem zostawiała serduszko, ale zazwyczaj po prostu pomijała. Judyta zbierała się, by coś powiedzieć, ale sama nie wiedziała, co ma do przekazania. Nie przyznała się do tego, że ma długi, że nie wie, po co wróciła, że właściwie trudno jej znaleźć jakieś wytłumaczenie, dlaczego jeszcze nie strzeliła sobie w łeb. Przyszłość malowała się kształtami nie do rozpoznania, mimo że kiedyś wszystko było wyliczone w niej co do dnia. Wtedy jej świat składał się z innych ludzi niż teraz. Teraz nie było w nim prawie nikogo. I tak, Judyta nie lubiła ludzi, ale potrzebowała choćby po to, by w godzinie największego zwątpienia móc ich policzyć.

Laura odezwała się pierwsza.

— Masz jakieś plany na dziś?

Judyta, wyrwana z transu konstruowania jakiegoś koślawego zdania, w którym wyznałaby wszystko bez używania zbyt dużej ilości słów, zmarszczyła brwi. Nie zrozumiała pytania. Chwilę jej zajęło, nim wyrazy złożyły się w coś sensownego.

— Nie — skłamała. — A co?

Kiedy Laura poprzedniego dnia wróciła z pracy, ani Judyta, ani Hanna nie zająknęły się nawet słówkiem na temat tego, że portfel zaginął. Ba, o tym, że się odnalazł, wiedziała tylko jego właścicielka i nie zamierzała się tym faktem z nikim dzielić. Nie chciała tłumaczyć, że jest pierdołą i powinna dziękować wszystkim bóstwom, że portfel znalazł ktoś na tyle rozsądny, by go oddać. Chciała go odzyskać i zamknąć ten temat. No, najpierw trzeba było spłacić dług na karcie debetowej, ale na to musiała pożyczyć pieniądze od matki.

NadziejoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz