Rozdział 2

45 3 0
                                    

Droga na lotnisko minęła dość szybko, sam lot także. Wysiadłam z samolotu. Rozglądam się w około szukając jednego konkretnego mężczyzny. Kiedy go zauważyłam szeroki uśmiech pojawił się na mojej buzi. Stał pod wielką szklaną szybą i pisał coś w telefonie. Jego brązowe loki były równo przycięte, ale jak zwykle w artystycznym nieładzie. Ubrany był w dopasowaną biała bluzkę, która podkreślała jego umięśniona sylwetkę, musiał coś ćwiczyć przez te wakacje, bo ostatnim razem jak pamiętam był troszkę mniejszy. Czarne dżinsy idealnie na nim leżały i kurde gdyby to nie był mój brat to uwierzcie, brałabym go. Brązowe oczy podniosły się z nad telefonu i popatrzyły wprost na mnie. Jego uśmiech był tym co tak bardzo chciałam dzisiaj zobaczyć. Pomachałam mu na co, Louis odpowiedział tym samym. Poczułam wibrację w telefonie, więc wyciągnęłam go z kieszeni dżinsów. Wiadomość od brata;

"Jeżeli spanikowałaś i nie będzie cię w tym samolocie to wsiadam w samochód i po Ciebie przyjeżdżam, a za paliwo płacisz TY! Tęsknie!"

Uśmiechnęłam się. Z bratem mieliśmy różny kontakt. Wiadomo jest starszy o 3 lata więc był okres wręcz wzajemnej nienawiści, ale teraz jest całkiem inaczej. Macie taką osobę, przy której możecie się totalnie otworzyć? Pokazać każdą twarz? Właśnie taka osobą jest dla mnie starszy brat. Po śmierci taty to on był głową domu, moim i mamy wsparciem. Podczas choroby to on trzymał mnie za rękę. Dbał o mnie i mamę. Jest niesamowity. Nie jesteśmy zwyczajną rodziną z małego miasteczka. Jesteśmy i żyjemy dla siebie, a to różnica bo w dzisiejszych czasach raczej każdy żyje osobno, pracuję dla siebie samego, nie patrzy na innych. Nikt z nas nie wybawi tego świata, ale możemy sprawić, że nasz mały świat, nasi bliscy, będą czuli się wyjątkowo. Wpadłam w ramiona brata, który mocno mnie uścisnął.

-Jest moja mała.- powiedział do ucha.- Dłużej się nie dało?- zapytał ze śmiechem. Odsunęłam się od niego, by móc na niego spojrzeć.

-Dało, ale nie chciałam Ci już tego robić w pierwszy dzień, uschnął byś z tęsknoty za mną- zaśmiałam się.

-O dawno nie słyszałem tego śmiechu- uścisnął mnie jeszcze raz. Wziął moją walizkę i poszliśmy do auta. W drodze do nowego domu zadzwoniłam do mamy, by się nie martwiła. Czas upłynął nam dość szybko. Louis opowiadał mi o wakacjach, ludziach jakich poznał, pracy, dziewczynach. Śpiewaliśmy, a raczej darliśmy się na całe gardło, nasze ulubione piosenki.

-Wyprzystojniałeś braciszku- powiedziałam i spojrzałam na jego skupioną minę.

-A dzięki siostrzyczko.- uśmiechnął się.- Ty też nie powiem, ale ociekasz seksapilem, więc uważaj na moich kolegów, są jak wygłodniałe hieny, rzucają się na wszystko co się rusza. -powiedział ze śmiechem. Dobrze wiem, że mamy jedna zasadę, której nie można nam złamać. Ja mam być z dala od jego kolegów, on od moich koleżanek. Unikniemy wtedy niepotrzebnych problemów.

-Tak, tak wiem- odpowiedziałam- Daleko jeszcze?- byłam w jego starym mieszkaniu, teraz przeprowadził się na przedmieścia do jakiegoś domu. Po pierwsze dlatego, że ja miałam z nim zamieszkać, a po drugie w ostatnim czasie zarabia kokosy w klubie więc mógł pozwolić sobie na większy luksus. Ale nie sądziłam, że aż tak wielki.

-Jesteśmy na miejscu.- powiedział Louis i zaparkował pod zajebiszczo dużym domem.- Zamknij buzię bo coś Ci tam wleci- zaśmiał się widząc moją reakcję. Zamknęłam buzię, ale nadal byłam pod wrażeniem. Ten dom był dwa razy większy od naszego rodzinnego. Powiedziałam dom? To była willa, nie dom! Louis wziął moją walizkę, podszedł do ciemnych drzwi i otworzył. Wpuścił mnie do środka i fuck... Oniemiałam.

-Czyżby mojej siostrze zabrakło języka w gębie?! Przecież ty na wszystko masz odpowiedź- zaczął się śmiać. Ewidentnie się ze mnie wyśmiewał! Pacnęłam go w ramie.

Zakazany owocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz