Rozdział 13

38 5 0
                                    

Nie dostałam szampana. Siedziałam z tyłu z panem łysym. Stresowałam się, a bicie mojego serca roznosiło się po całym aucie, choć nie ukrywam miałam nadzieję, że tylko ja to słyszę. Popatrzyłam na telefon. Zbliżała się 1 w nocy. Ręce mi się trzęsły co nie uszło uwagi łysemu.

-Stresujesz się, ale nie potrzebnie. Zazwyczaj wszystkie dziewczyny wracały do domu zadowolone- powiedział i uśmiechnął się podejrzanie.

-Łatwo mówić, raczej nie często wsiadam do obcego auta, prawie trzeźwa, nie znając faceta z którym mam się spotkać- powiedziałam, na co zaśmiał się.

-To fakt, chyba pierwszy raz zdarzył się taki trzeźwy towar.- wywróciłam oczami.

- Serio, nazywanie mnie towarem mi ubliża- powiedziałam oschło.

- Wybacz, przyzwyczajenie.

-Gdzie jedziemy?- byłam mega ciekawa, jedziemy już z pół godziny.

-Jesteśmy już blisko. Muszę założyć ci to na oczy- wyciągnął z marynarki aksamitną czerwoną chustkę.

- Jest to konieczne? Po co?- starałam się wyglądać na pewną siebie, ale nie ukrywam, że byłam bliska rzygnięcia ze stresu.

- Konieczne, szanujemy sobie prywatność. To tylko na moment.- uśmiechnął się sztucznie.

-Dobrze- wyciągnęłam rękę po chustkę i przewiązałam ją na oczach. Starałam się zapamiętać charakterystyczne dźwięki mijane po drodze, tak na wszelki wypadek. Może wiedza na temat horrorów się przyda, i niech mi ktoś powie, że filmy nie uczą. Auto bardzo trzęsło, więc jestem przekonana, że zjechaliśmy z autostrady, z mojej orientacji wynika, że w prawo. Czy to jest las? Nie jestem pewna, a ta cisza mnie zabijała. Zawsze po ciszy nadchodziło w filmach jakieś bum i ktoś ginął! Aż cała się spięłam.

-Jesteśmy na miejscu.- powiedział łysek, a ja w duchu pisnęłam. Nie ma jak to samej się nakręcać. Wzięłam głęboki wdech. -Możesz ściągnąć opaskę.- zrobiłam jak powiedział.

-Wow.- otworzyłam usta ze zdziwienia, ale zaraz się ogarnęłam.

-Mówiłem, cokolwiek zechcesz.

Wjechaliśmy pod górę na kamienisty wjazd. Na środku "ronda" stała duża złota klatka, a w niej jakieś ptaki, obstawiam, że to pawie, ale jest ciemno więc nie umiem do końca ocenić. Coś ze skrzydłami, w każdym razie. Willa była potężna, zbudowana z czerwonych cegieł z ogromnymi oknami. Rozejrzałam się dookoła, zdecydowanie to las. Podjechaliśmy pod same drzwi, stało przy nich dwóch ochroniarzy ubranych w czarne garnitury, z ciemnymi okularami, bo wiecie tak tej nocy daje słońce po oczach, że bez tego się nie obejdzie- czujcie sarkazm. Wszystko było z przepychem. Obok drzwi, po obu stronach stały rzeźby złotych lwów. Zielone krzewy, gdzieniegdzie podświetlane kule. Dziany mafioza. Rozsuwane drzwi vana się otworzyły i jeden z "miśków" podał i rękę. Olałam to i wyszłam, czym chyba go uraziłam, ale no nie przeginajmy, to że poprzedniczki były zalane w trupa nie oznacza, że ja nie umiem wyjść samodzielnie z auta. Łysy się zaśmiał.

-Dostanę, za ciebie premię. - powiedział. Super, nie ma za co! Ktoś jeszcze chętny na premię? -Powiedz szefowi, że towar dotarł- odchrząkam, dając mu do zrozumienia, że ten 'towar' ma imię i jest człowiekiem- No tak, że mam dla niego idealną dziewczynę. Lepiej?- zwrócił się do mnie.

-Powiedzmy. Jak mam się zachowywać?- spytałam, na co popatrzył na mnie zdziwiony. Odchrząknął.

-Chyba żadna się nigdy mnie o to nie zapytała. Bądź po prostu sobą. Właśnie jak ci na imię?

-Miło, że pytasz, Zoe- ustaliliśmy, że muszę stworzyć swoją postać by nie rzucać podejrzeń na Louisa. -A Ty? - zaśmiał się.

-Raczej ta wiedza ci się nie przyda. - odpowiedział oschło. No zobaczymy jeszcze.

Zakazany owocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz