Rozdział 7

37 3 2
                                    

"Gdy cię mają wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą."

Obudziłam się w pięknym nastroju. Wczorajszy dzień był zaskakująco pozytywny. Bawiłam się wspaniale. Podniosłam się na łóżku i znowu opadłam na poduszki z szerokim uśmiechem. Zamknęłam oczy by powrócić do wczorajszej nocy... Kolega Petera oświetlił nam plaże lampkami i pochodniami. Rozpaliliśmy ognisko i siedzieliśmy. Potem Louis podjechał autem bliżej by puścić muzykę. Tańczyłam z Mattem, Peterem i jak na pakera porusza się z gracją, jest bardzo delikatny, oczywiście nie mogłam odpuścić tańca z braciszkiem, Josh wygłupiał się cały wieczór, a Tom rozśmieszał nas swoimi historyjkami z młodości. Dobra z nich paczka i widać, że totalnie są za sobą. Dziewczyny także tańczyły, śmiały się i spędziły miły wieczór. Nathan... hmm był jedyną osobą, która nic nie mówiła, ale mnie to akurat nie dziwiło, bo było kiedyś inaczej? Chodź jego wzrok czułam na sobie cały wieczór. Nie wiem co się wtedy stało. Może po prostu czas wydorośleć? Tak, też w to nie wierzę. Wiem tylko jedno, od bardzo długiego czasu nie czułam się tak... lekko. To uczucie, którego nie chcę stracić. Po co odbierać sobie radość? Wybaczając jednej osobie odciążasz o wiele więcej, dlatego czas wybaczyć i zapomnieć. A teraz czas się ubierać i ogarnąć troszkę w domu, bo mamusia przyjeżdża na wizytację. Ubrałam krótkie czarne, dresowe spodenki i tego samego koloru sportowy biustonosz. Włosy związałam w wysoką kitkę i ruszyłam na randkę ze środkami czyszczącymi. Chwila! Nie ma sprzątania bez dobrej muzyki! Poszłam do salonu i podłączyłam się do nagłośnienia. Dobrze, że Louis lubi głośną muzykę i głośniki rozmieścił prawie w całym domu. W sumie nie jedna impreza odbyła się właśnie w tym salonie. Puściłam moją playlistę i zaczęłam sprzątać. Czy tylko ja podczas każdej możliwej czynności, a szczególnie sprzątania muszę mieć muzykę? To najlepszy czas na dzikie densy z mopem i piruety ze ścierką do kurzy. Dałam się ponieść muzyce, w końcu byłam sama.

*Nathan*

Wczorajszy wieczór dostarczył mi tylko kolejnych pytań. Ta dziewczyna jest dla mnie jedną wielką zagadką. Nie powiem zrobiła na mnie niesamowite wrażanie. Nie mogę zaliczyć jej do tych pustych lasek, ona naprawdę używa mózgu. Tym bardziej mi głupio za te słowa o jej ojcu. No dobra było minęło. Teraz czas się skupić na pracy. Podjechałem na tyły klubu. Jakoś na ten moment nie mogę się pozbyć z głowy tego widoku jej w żółtym aucie. Odepchnąłem te obrazy na bok . Wysiadłem z auta i podszedłem do Matta, który wnosił skrzynki z asortymentem.

-Siema- przywitałem się- Pomogę Ci.- zabrałem się za czerwone skrzynki.

-Siema. Zaraz Louis powinien wrócić ze spotkania- odpowiedział niespokojnym głosem. O fuck to dzisiaj. Kompletnie zapomniałem.

-Kurde, to dzisiaj... Mam nadzieję, że to już koniec- odpowiedziałem nie ukrywając zmartwienia. Oby się udało. Nie minęło dużo czasu, jak podjechało czarne bmw i wyszedł z niego blady jak ściana Louis. No to nie zapowiada się ciekawie.

-Dobra chłopaki do biura, Matt zawołaj Freda- powiedział oschło Louis. Poszedłem prosto za nim. Usiadł za biurkiem i wyciągnął z pod blatu whisky i 4 szklanki. Jeżeli on pije w samo południe to albo coś świętujemy, albo wręcz odwrotnie i w tym przypadku dam sobie rękę odciąć, że to ta druga okoliczność. Kiedy dołączyli do nas Matt z Fredem, usiedliśmy i czekaliśmy na szczegóły. Przez 5 minut grobowa cisza, nawet się na nas nie patrzył, a w pomieszczeniu odbijało się echo naszych oddechów, niespokojnych oddechów.

-Dobra bo zaraz zwariuje!- krzyknął Matt- Gadaj, a nie się męczysz!

-Dałem im to co chcieli...A teraz im to nie wystarczy. Chcą...- zaczął mówić Louis, napił się i powiedział coś co zmieniło moje myślenie, a później jak się okazało i życie- Dali warunek, albo przewieziemy im towar, albo uderzą tam gdzie zaboli... w nasze rodziny.

Zakazany owocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz