Rozdział 1

102 3 0
                                    

Mam 21 lat i właśnie zaczyna się moje życie. To taka przenośnia w końcu jakoś musiałam przetrwać te 20 lat. Pakuje ostatni karton i wyprowadzam się do mojego brata, do Los Angeles. Co zdziwko jest? Sama jestem w szoku. Najwyższy czas opuścić rodzinne gniazdko i rozwinąć skrzydła. Zaczynam studia. W końcu zacznę robić to co kocham i nie będę się musiała z niczego tłumaczyć. W sumie studia zaczynam za tydzień, ale Louis chcę mnie trochę przystosować do życia w dużym mieście... Dokładnie, też uważam, że brzmi to co najmniej jakbym pochodziła z zapchlonej wsi, ale przemilczę ten fakt.

Do tej pory mieszkałam w małym miasteczku Green Land, około 120km od Los Angeles. Najpierw trzy lata temu wywiało tam mojego brata. Teraz dołączam i ja. Czuje w całym ciele podniecenie na samą myśl o dorosłym życiu. A wiecie co jest w tym najlepsze? Oprócz mojego braciszka będą tam ze mną moje przyjaciółki. Uprzedzając, tak, mam przyjaciółki pomimo tego jaką wredną suka jestem, ale nawet takie zdziry mają kogoś obok siebie, zresztą nie zawsze tak było, ale o tym może później. Natasha ma 20 lat, długie kręcone brąz włosy i wybitny talent do odrzucania każdego faceta, a wierzcie mi jest z niej gorąca sztuka. Lea również ma 20 lat, długie blond afro. Jest przeuroczą dziewczyną z charakterkiem, niech was nie zwiedzie ten uśmiech. Dziewczyny kończą szkołę wyższą, właśnie w Los Angeles. Natasha mieszka tam praktycznie odkąd pamiętam, Lea od 2 lat, a teraz dołączę do nich i ja. Znamy się od piaskownicy. Nie uwierzycie, ale już od początku nasza przyjaźń opiera się na nienawiści do tych samych osób. Kiedyś na naszym osiedlowym placu zabaw spotkały się trzy dziewczynki. I od tamtej pory nie lubią tej rudej suki, która nie pozwoliła wejść dziewczynkom do "jej" zamku. Kij z tym, że ten plac zabaw postawiło miasto... Czasami do tego łba nie docierają podstawowe zdania, do tej pory tak zostało. Ciesze się, że nie będę musiała oglądać jej krzywego ryja dzień, w dzień.

Wzięłam telefon z nocnej szafki i spojrzałam na godzinę, 12:34. Za chwilę powinniśmy wyjeżdżać. Spojrzałam ostatni raz na stary pokój na piętrze. Z jednej strony cholernie się do niego przywiązałam, a z drugiej przez ostatnie pół roku to w nim cierpiałam najbardziej. Przejechałam wzrokiem po meblach, koło łóżka leżała jakaś biała kartka, podniosłam ją. Było to zdjęcie... Znacie to uczucie ukłucia w sercu na myśl o jakiejś osobie? Właśnie to poczułam... Nie dziś! Wrzuciłam zdjęcie do kosza. Zamykam drzwi i odcinam się od tego co było. Dziś zaczyna się coś nowego...

*****************************************

Zeszłam po schodach na dół. Ubrałam dżinsową kurtkę, bo jak na koniec września było dość chłodno. Właśnie z kuchni wyszła moja mama. Dobrze wiem, że bardzo przeżywa moja wyprowadzkę. Mi tez w pewnym sensie jest przykro. Patrzę na nią jak szuka czegoś w torebce. Jej kasztanowe włosy opadły na smukłą twarz. Jest piękną kobietą, ma już bliżej do 50 niż do 30, ale nadal wygląda zjawiskowo. Widać, że jest kobietą biznesu. Spojrzała na mnie.

-Co mi się tak przyglądasz? Nie widziałaś kluczy od auta? Gdzieś je znowu zgubiłam... kiedyś głowy zapomnę- powiedziała próbując się uśmiechnąć. Podeszłam i ją przytuliłam. Zaskoczona, odwzajemniła uścisk.

-Mamo wszystko będzie w porządku. Poradzisz sobie?- zapytałam. To była dzielna kobieta, tylko po śmierci taty nie umiała się długo pozbierać. Kochali się jak mało kto. Nie widziałam nigdy takiej miłości... Nie przeżyłam nigdy takiego uczucia... Mój tato to był najwspanialszy mężczyzna pod słońcem. Umiał poprawić humor nawet w najgorszy poniedziałkowy poranek. Do tej pory pamiętam jego słynne pancakes i zapach, który roznosił się po całym mieszkaniu. Miał ogromne serce do ludzi... i to go zgubiło. Był lekarzem. Trafił na nieodpowiedniego mężczyznę w nieodpowiednim czasie... Był napad w szpitalu na dyżurze mojego ojca. Chory psychicznie facet zabił wtedy całą swoją rodzinę... Gdyby nie tato może zginęłoby więcej osób... W gazecie nazwali go "bohaterem"... Był nim. Żałuje tylko, że nie mogłam się z nim pożegnać... Teraz mama zostanie tu całkiem sama. Mówi, że wyprowadzi się gdzieś bliżej nas, ale oboje z bratem w to wątpimy. Kocha ten dom, to wszystko co zostało jej po tacie...

-Poradzę, poradzę. Tylko obiecaj mi coś.- popatrzyła mi prosto w oczy.- Nigdy więcej się przede mną nie zamykaj... Nadal mam wątpliwości czy powinnaś jechać, ale nie mogę Cię zatrzymać. Pamiętaj o lekach... Właśnie spakowałaś leki?- zapytała przez szklące oczy.

-Tak mamuś wzięłam. Obiecuje, że będe dzwonić co weekend, po za tym mamy umowę. Czwarta niedziela miesiąca rodzinny obiad.- uśmiechnęłam się do niej, co odwzajemniła.

-Tak, tak pamiętam.- dodała.- To gotowa? Za niedługo masz samolot. Gdzie te kluczyki?!- zaczęła szukać kluczyków po szafkach.

-Sprawdź na komodzie w salonie! - krzyknęłam wychodząc z domu. Nabrałam powietrza w płuca... Czyżby to działo się naprawdę? Spojrzałam dookoła na nasz mały ogródek. Róże przekwitały i zrzucały swoje płatki na kamienny chodnik przed domem. Czerwony dywan do nowego rozdziału... Czas ruszać. Podeszłam do auta czekająć na mamę... I w drogę.

Zakazany owocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz