Rozdział 10

40 3 1
                                    

Budzik zadzwonił, a ja z wielkim hukiem spadłam na podłogę. Ała! Oczywiście nie mogłam spaść na poduszki które są obok, tylko na szpilki zostawione wczoraj tuż koło łóżka. Taa ten dzień zapowiada się bardzo pozytywnie! Czujecie ten entuzjazm? Usiadłam na podłodze, wyciągnęłam spod dupy buta i tak siedziałam, a budzik dalej dzwonił.

-Joy kurwa!- do pokoju wparował Louis w samych bokserkach z roztrzepanymi włosami. Wyglądał uroczo.- Co ty robisz?- zapytał zdziwiony.

-Kalkuluje w mojej głowie za i przeciw wstaniu dzisiaj z łóżka. Wszystko jest przeciw- odpowiedziałam znudzona, przesadnie gestykulować.

-Młoda dzisiaj masz pierwsze zajęcia musisz wstać i wyłącz ten cholerny budzik! Zrobię nam kawę- wymierzył we mnie palca- I nie ma wracania do łóżka, za pół godziny widzę cię na dole. -wyszedł z pokoju oczywiście nie zamykając drzwi!

-Drzwi!!!- krzyknęłam w pustą przestrzeń. Czy naprawdę nikt nie zna zasady, kiedy otwierasz drzwi to musisz je zamknąć za sobą?! Wyłączyłam budzik i podniosłam się z podłogi. Najpierw siku, bo mocz utrudnia mi myślenie. Umyłam twarz, nałożyłam krem i zrobiłam delikatny makijaż. Na nogi założyłam czarne, dopasowane rurki z dziurami i wysokim stanem. Do tego duży musztardowy top, opadający na jedno ramię i czarny kapelusz. Talie podkreśliłam paskiem w spodniach. Na nogi włożyłam podwyższane lordsy, a potrzebne rzeczy spakowałam do skórzanego plecaka. Zeszłam na dół czując zabójczy zapach świeżo parzonej kawy. Usiadłam koło wyspy i wypiłam duży łyk kawy.

-Mogę auto?- zapytałam. Louis odwrócił się i podał mi zrobionego tosta.

-Chyba zwariowałaś, a ja co? Na piechotę?- zapytał.

-Trochę ruchu by ci się przydało, a nie tylko wozisz tą dupę.- zaśmiałam się.

-Ha ha ha... bardzo śmieszne. Podwiozę cię, a na dniach coś wymyślimy z tym transportem.- odpowiedział.

-Spoko, ale nie będę jeździć niczym publicznym. A na taxi wyjdzie kupę hajsu- serio obliczyłam to sobie, a matma to czarna magia jak dla mnie. Louis spoważniał. No to pewnie mi powie, że mamy oszczędzać albo coś w tym stylu. Spoko nie ma problemu brat.

-No wyduś to z siebie. -powiedziałam widząc, że nie umie zacząć- Mam oszczędzać? Spoko przecież niczego nie potrzebuje. Najwyżej kupisz mi rower i będę jeździć nim na uczelnie. Byle nie był różowy i miał koszyk. A i tak myślałam o jakiejś pracy na weekendy, więc dorzucę się do rachunków.

-Co? Nie! Nie o to mi chodzi. Kasy mamy pod dostatkiem, a o pracy rozmawialiśmy, że masz się skupić na nauce, a nie! Jak będzie taka potrzeba to pójdziesz, teraz jej nie ma. O której kończysz zajęcia?

-Z tego co widziałam to o 14, ale bądźmy szczerzy w pierwszy dzień nie zostanę do końca. Pójdziemy z dziewczynami na miasto, a co?

-Spoko, chciałbym byś przyjechała do klubu po zajęciach albo po zakupach. Dasz mi znać gdzie jesteś i ktoś po ciebie podjedzie- odpowiedział naprawdę poważnym głosem, a znam swojego brata. On nie należy do poważnych osób, nawet gdy jest taka potrzeba, to on znajduje swoją potrzebę śmieszkowania. Trochę się boję.

-Coś się stało?- zapytałam.

-Dowiesz się wszystkiego jak przyjedziesz, a teraz zbieraj się bo się spóźnimy.- odpowiedział i wyszedł z kuchni. Taak uwielbiam wprost niedokańczane tematy... A ja mam się martwić o co chodzi i mieć rozbity przez to cały dzień, super dzięki brat. Pewnie ta pobita dziewczyna złożyła skargę na policję i złożyła pozew o wypłacenie odszkodowania od klubu, a to suka. Dobra, dobra, nie moja wina, że lubię sobie tworzyć jakieś scenariusze w głowie. Wtedy poniekąd wiem czego mogę się spodziewać. To nic, że spełnia się może jeden na 100. Zawsze to coś. Dopiłam kawę i ruszyłam do auta.

Zakazany owocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz