Rozdział 5

40 3 0
                                    

*Nathan*

-Nie istniejesz dla mnie- powiedziała patrząc prosto w moje oczy i kurwa wiedziałem, że zjebałem. Próbowała udawać twardą, ale łez nie da się tak po prostu ukryć... Tekst o tatusiu, idealnie w punkt Nathan, chyba wyczucie czasu to twoja matka...

-Kurwa!!!- krzyknąłem. I co teraz? Ja pierdole mogłem olać to, to nie moja sprawa, ale z drugiej strony nie mogłem tak po prostu przejść obok wiedząc, że jest tam z tym skurwielem, że ten śmieć ją dotyka. Nie chodzi mi o to, że chciałbym być na jego miejscu, choć przyznam, że seksowna z niej dziewczyna, a jej jęki...oh kurwa niebo! Dobra wróć na ziemie, Joy to siostra twojego najlepszego kumpla, no kurwa nie mogłem tak tego zostawić. Byłem wkurwiony... Ten człowiek powinienem już dawno nie żyć, za to co zrobił. Nienawidzę go tak bardzo! Teraz to ona nienawidzi mnie. Dobra olać. Raczej spłynie to po niej. Prawda? Ja pierdole, muszę ją znaleźć. Zbiegłem prosto po schodach... Gdzie ona jest? Którędy?

-Nathan! Skarbie! Nie uciekaj...- no pięknie. Obróciłem się i tak jak myślałem, przede mną stanęła Jessica. Uważajcie ludzie, kicz i tandeta nawiedziły ten klub! Dziewczyna miała ubraną sukienkę w panterkę, która dosłownie odkrywała wszystko. Ja rozumiem, że faceci myślą tym co mają w gaciach, ale no kurwa nie pokazujcie wszystkiego jak na tacy... Tracę szacunek do takich. Jessica to ex laska mojego brata. Od kiedy Rayan siedzi w pace, ta laska spadła na dno. Może nie dosłownie przez nią siedzi, ale na pewno ona była przyczyną tego co zrobił. Ja rozumiem miłość, ale no kurwa nie z kimś kto to olewa. Po za tym gdyby kochała to nie pozwoliłaby mu na to. A jej "żałoba" trwała AŻ dwa dni, potem ruchała się z taksówkarzem. Zaliczyła nawet grabarza, nie wnikajcie... Nie mam zamiaru rozmawiać z tą szmatą. Chcę znaleźć Joy, choć nadal nie mam pomysłu co mam jej powiedzieć.

-Odwal się.- powiedziałem i jak na mnie to akurat było miłe.

-No weź...- mruknęła, na co podeszło mi do gardła wszystko co dzisiaj zjadłem- Chciałam Ci coś pokazać.

-Chyba wszystko co masz do zaoferowania już pokazałaś więc daruj sobie i wypierdalaj!- warknąłem i po prostu odszedłem. Ten klub jest potężny, nie mam pojęcia gdzie mam iść. Spojrzałem na parkiet, ale jej tam nie było, przynajmniej tak myślę.

-Stary dawaj za bar! Patrz co się dzieje! Gdzie ty do cholery byłeś?!- podszedł Matt, spojrzałem na niego- Dobra co jest?- zapytał, no kurwa nic... Po prostu jestem zjebany i mówię co mi ślina na język przyniesie, a jak Louis się dowie to powiesi mnie za jaja, więc jak najbardziej wszystko w  najlepszym porządku...

-Nic, muszę znaleźć Joy, widziałeś gdzie szła?- zapytałem oschło. Nie wiem co się ze mną dzieje. Odkąd nasze spojrzenia w salonie się spotkały czuję się jakbym był chory. Nie cierpię tej dziewczyny... działa mi na nerwy ta jej niewyparzona gęba, chodź w sumie w czym ja jestem od niej lepszy. Charakterek to my mamy podobny i chyba to mnie kręci. Nie! Nie kręci. Dawno nie sprowadziłem sobie żadnej panienki i gadam głupoty. Dzisiaj coś wyrwę, ale najpierw muszę ją znaleźć i trzymać ją z dala od Zack'a. Nie dam mu już nikogo skrzywdzić!

-Nie widziałem, a co odwaliła znowu mała? Ktoś jeszcze oberwał?- zapytał ze śmiechem.

-Co?- spytałem zaskoczony. Oberwał? Co mnie ominęło?

-No nie widziałeś? Stary ten filmik już jest wszędzie. Przywaliła jakiejś lasce. Niezła z niej sztuka, nigdy bym nie podejrzewał. Gdyby nie Louis to...

-To co?- i nagle z ziemi wyrósł przed nami, nikt inny jak Louis, we własnej, kurwa osobie. Jak bardzo mam przejebane? Była już u niego? Niee, nawet jak na nią, nie jest kapusiem.

-To... już pójdę za bar bo chłopaki sobie nie radzą- odpowiedział Matt i zniknął.

-Wszystko ok Nathan?- zapytał mnie. Nie umiem mu nawet popatrzeć w oczy...

Zakazany owocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz