I

46 5 10
                                    

"The gift you gave is gonna last forever"


Riley desperacko starała się dotrzymać kroku Michaelowi. Buty na szpilkach zdecydowanie robiły swoje, ograniczając młodej kobiecie swobodę poruszania się.

Pustynne o tej porze roku Perth powoli pogrążało się w mroku, kiedy dwoje młodych ludzi przemierzało jego opustoszałe ulice w drodze do klubu. Zbliżała się godzina młodzieży, pora anarchistów, którzy tylko czekali na słońce aż schowa się za horyzont. Pierwsi z nich zaczęli już powoli zapełniać ciemne kąty i zaułki, jakby tylko czekali na bójkę lub inną rozrywkę. Wielu starszych, porządnych ludzi z portfelami wypchanymi czekami i pieniędzmi już dawno schowała się w swoich norach i tylko obserwowała z odrazą ludzi nocy. Artystów w swoim żywiole.

Riley znała ich wszystkich. Może nie każdego z osobna, ale zwyczaje, filozofię, tryb życia tych ludzi. Nie bała się ich jak dzieciaki z bogatych rodzin, nie czuła obrzydzenia. Należała do nich, była jedną z nich. Michael związał ją z nimi, kiedy się poznali i każdy gest, który zbliżał ją do niego, zbliżał ją również do nich. Ale nie była niewdzięczna. Wręcz przeciwnie - była dumna z tego, że poznała tylu wspaniałych artystów.

Z reguły, przynajmniej...

– Ugh...– jęknęła, kiedy kolejny raz tego wieczoru straciła równowagę i prawie się przewróciła.

Michael spojrzał na nią kątem oka i zatrzymawszy się, odwrócił w jej stronę. Riley zaś przycisnęła pliki papierów do piersi i westchnęła zrezygnowana. Całą drogę z Sydney do Perth spędziła na fotelu pasażera, wypalając jeden papieros za drugim i przerzucając dokumenty, a nogi już teraz stanowczo odmawiały jej posłuszeństwa.

– Chodź, pomogę ci trochę. – chłopak podał jej ramię i szli dalej przed siebie.

Po krótkiej chwili milczenia Michael uśmiechnął się i spytał:

– Co ty taka nachmurzona? Nie podoba ci się Perth?

Riley potrząsnęła głową, zrezygnowana.

– Wiesz przecież, że przyjechałam tu tylko dlatego, że gracie. Gdyby nie to, siedziałabym w domu i przeglądała oferty pracy. – Tu potrząsnęła papierami, które trzymała. – Z czegoś musimy płacić czynsz.

– Albo byś ze mną paliła i piła w nejlepsze – Michael spojrzał na nią wzrokiem pełnym uwielbienia. Riley doskonale znała to spojrzenie. Młody artysta od zawsze obdarzał ją nim, kiedy był szczęśliwy.

– Przyznaję, to brzmi bardziej realistycznie. – Młoda kobieta uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi.

Michael objął ją w talii, przysunął do siebie i pocałował w czubek głowy. Kącik ust dziewczyny uniósł się lekko w delikatnym uśmiechu. Hutch, bo tak nazywali Michaela Hutchence'a wszyscy znajomi i przyjaciele, w tym również ona, uwielbiał afiszować się ze swoimi uczuciami wobec niej, a Riley nie miała powodów, aby narzekać na jego czułe pieszczoty.

Resztę drogi spędzili w milczeniu. Dziewczyna czuła wzrok otaczających ją ludzi na plecach, ale po tylu latach nauczyła się to ignorować. Nie miała jednak czasu roztrząsać w myślach dyskomfortu związanego z tą nieprzyjemną sytuacją, bo jej oczom ukazał się oślepiający, neonowy baner klubu, do którego zmierzali.

Michael mocniej ścisnął jej ramię. Riley doskonale wiedziała, że jest spięty. Występy przed publicznością wiązały się w jego przypadku z nerwowością, która, ku uciesze słuchaczy, ustępowała na szczęście po kilku pierwszych utworach.

– Proszę, proszę! Kogo tu widzimy! – Przed wejściem powitały ich entuzjastyczne okrzyki trzech braci Farrissów, którzy wraz z Michaelem i dwoma innymi chłopakami tworzyli zespół muzyczny.

ιn eхceѕѕOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz