Obudziłem się wcześnie rano, słońca na pewno nie było jeszcze na niebie. Próbowałem przypomnieć sobie, czemu leżę na podłodze w tych samych rzeczach co wczoraj, ale kiedy zbyt gwałtownie przewróciłem się na bok i moje ciało przeszył piorunujący ból, od razu wszystko sobie przypomniałem.
Złapałem się za żebra i z pomocą ściany w powolnym tempie wstałem na nogi. Czułem jakby były z galarety i obawiałem się, że w pewnym momencie odmówią mi posłuszeństwa. Strasznie suszyło mnie w gardle, ale gdy dotarłem do kuchni i po raz kolejny przywitała mnie pusta lodówka, ze zrezygnowaniem skierowałem się do łazienki.
Piekła mnie warga a krew, która poszła mi wczoraj z nosa, zaschła na mojej twarzy, tworząc ścieżkę wzdłuż mojego policzka. Schyliłem się z trudem do umywalki i aby nie zadać sobie więcej bólu, zacząłem powoli obmywać twarz. Potem nabrałem duży łyk wody z kranu i piłem łapczywie, aby dać ulgę mojemu wyschniętemu gardłu. Zmieniłem koszulkę na jakąś w odrobinie lepszym stanie i starając się nie zwracać uwagi na fioletowy brzuch, wyszedłem z domu.
Schodząc po schodach w dół ulicy, zatrzymywałem się co kilka kroków, aby złapać oddech i chwilę odpocząć. Skończyło się na tym, że do hospicjum dotarłem prawie wykończony bez siły do jakiejkolwiek pracy. Podpisałem się na liście obecności, którą zostawił mój kurator i poszedłem się przebrać. Przez stan w jakim się znajdowałem, zajęło mi to dwa razu więcej czasu, przez co na zewnątrz szatni czekał już na mnie zniecierpliwiony Yixing. Jego mina z frustracji zmieniła się jednak na zmartwienie, gdy spojrzał na moją twarz.
- Czy coś się stało Jongdae, nie wyglądasz najlepiej? - zapytał z wyczuwalną troską w głosie.
- Miałem wypadek na rowerze. Mniejsza z tym, powiedz mi po prostu co mam dzisiaj robić.- skłamałem, aby dał mi spokój i nie zadawał więcej niewygodnych pytań. Jeszcze mi brakowało, aby i jego wplątywać w moje kłopoty.
- Skoro tak uważasz. - odparł i byłem pewny, że ani trochę mi nie uwierzył. - Dzisiaj twoim zadaniem będzie pomoc na kuchni. Zajmiesz się wydawaniem posiłków naszym podopiecznym. - wyjaśnił i ruszyliśmy korytarzem prowadzącym do stołówki.
Kazano założyć mi ochronny czepek oraz rękawiczki i od razu przeszliśmy do roboty. Dzieciaki, te zdrowsze, ustawiały się w kolejce po tacki, a ja nakładem im na talerzyki wybrane przez nie dania. Tym którzy nie mieli wystarczająco siły, zawoziłem posiłki z pomocą metalowego wózka, którzy szczerze mówiąc, pomagał mi odciążyć obolałe ciało.
Dziwił mnie jednak jeden fakt. Nigdzie nie widziałem mojego poznanego wczoraj przyjaciela. Czyżby zrezygnował po tym, jak w nieudolny sposób próbował mnie poderwać? Rozbawiła mnie ta myśl, ale miałem nadzieję, że tak się jednak nie stało. Kończąc wydawanie ostatnich już posiłków, spostrzegłem pielęgniarza wchodzącego na świetlice. Uśmiechał się szeroko do otaczających go maluchów, co po niektórym przeczesując włosy. Następnie ruszył w moim kierunku, a ja wiedziałem, że to nie koniec mojej pracy.
- Pójdziesz jeszcze do pokoju 99 i zaniesiesz posiłek naszemu najbardziej niesfornemu pacjentowi. - powiedział, stawiając na tacę kilka wybranych przez niego produktów.
- Yixing, mogę cię o coś spytać? Był tu wczoraj taki dzieciak Xiumin, nie wiesz czy zrezygnował z pracy, czy ma po prostu wolne? - spytałem, starając się nie pokazywać, że mnie to interesuje.
- Xiumin? Nie mamy tu żadnego pracownika o takim imieniu. - zaśmiał się a ja zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc jego zachowania. - Chodź Dae, zaprowadzę cię do 99 i tam się wszystko wyjaśni. - objął mnie ramieniem w pasie i wydawało mi się, że zrobił to specjalnie, jakby chciał pomóc mi w przejściu całego korytarza, nie mając już wózka do dyspozycji.
Nie powiedziałem mu, żeby przestał, bo chcąc nie chcąc, odciążyło mnie to trochę i ból w żebrach był ciut mniejszy. W ciszy przeszliśmy na drugie piętro i w końcu korytarza udało nam się znaleźć pokój numer 99. Zapukałem do drzwi i po uzyskaniu cichego pozwolenia, weszliśmy do środka.
- Minseok, przywitaj naszego nowego kolegę, Jongdae i proszę cię skarbie, przestań wmawiać ludziom, że jesteś Xiuminem. - Lay podszedł do łóżka chłopaka, którego poznałem dzień wcześniej. Byłem w niemałym szoku, bo nie spodziewałem się, że ten sympatyczny dzieciak jest pacjentem hospicjum.
- To nie moja wina, nie lubię swojego imienia i Xiumin brzmi lepiej, Xing. - chłopak uśmiechnął się szeroko, lecz szybko się nadąsał, gdy pielęgniarz postawił przed nim tacę z jedzeniem.
- Życzę smacznego mały, a teraz zostawiam cię z Dae, który się tobą zaopiekuje. - to powiedziawszy, opuścił salę, zostawiając nas samych w niezręcznej ciszy. Chwilę unikaliśmy patrzenia na siebie, nie wiedząc co powiedzieć aż w końcu ciszę te przerwał Minseok.
- Nie możesz mieć do mnie pretensji, ty też przedstawiłeś się jako Chen. - powiedział w uroczy sposób i poczułem, jak cała ta niezręczność wyparowuje. Zbliżyłem się do niego powoli i zająłem miejsce na krześle przy jego łóżku.
- Nie mam pretensji, mogę tak do ciebie mówić, jak chcesz, chociaż uważam, że Minseok to ładne imię. - powiedziałem i zauważyłem, jak lekko się zarumienił na usłyszany komplement. - A więc jesteś pacjentem. - westchnąłem, bo było mi go szkoda. Taki śliczny, pogodny chłopak nie zasługiwał na przesiadywanie w szpitalu.
- Jesteś zawiedziony? - spytał, a jego oczy posmutniały.
- Jestem, bo powinieneś być teraz gdzieś indziej, na pewno nie na łóżku przypięty do tego pikadła. - próbowałem być zabawny, aby poprawić mu humor.
- Wyglądasz inaczej Jongdae, jakoś tak mniej przystojnie niż wczoraj. - Minseok wskazał na moją twarz, lekko się śmiejąc.
- Powiedzmy, że miałem bliskie spotkanie z rowerem i trochę się poobijałem. - było mi źle, że nawet jego musiałem okłamać, ale nie mogłem mu przecież powiedzieć prawdy. - Mniejsza o to, mam przypilnować, abyś zjadł cały posiłek, więc bierz się do roboty, bo od tego zależeć będzie, jak szybko stąd wyjdę. - wskazałem na tackę leżąca przed nim, lecz Minseok pokiwał tylko głową w geście niechęci.
- Nie tknę tego Dae, to ani nie ma smaku, ani wyglądu. - spojrzałem na niego zaskoczony, bo miałem wrażenie, że zmienił się w kapryśnego brzdąca.
Próbowałem zachęcić go kilka razy, przekonywać, ale nic to nie dawało, więc się poddałem. Nie mogłem przecież zmusić prawie dorosłego chłopaka, aby zjadł obiad. Westchnąłem ze zrezygnowaniem, patrząc jak Minseok się śmieje z moich bezskutecznych starań.
Dochodziło południe i powoli zaczynałem znowu odczuwać głód. Mojej sytuacji nie polepszało to, że tuż przede mną leżała tacka pełna jedzenia. Dla mnie nie musiało to ani wyglądać, ani smakować. Ja po prostu chciałem mieć coś w ustach, aby zapełnić pusty żołądek. Oblizałem kilka razy spierzchnięte wargi, próbując skupić swoją uwagę na słowach Minseoka. Chłopak chyba jednak zauważył moją zmianę zachowania i przerwał gadaninę, patrząc na mnie pytająco.
- Słuchaj Minseok, miałbyś coś przeciwko, jakbym zjadł to za ciebie? - głupio mi było o to pytać, cholernie głupio, ale moją dumę przemogło jednak poczucie głodu.
- Jasne, pewnie, częstuj się. - podał mi tackę i zacząłem jeść jak szalony, nie zwracając uwagi, jak to musiało wyglądać z boku.
Gdy skończyłem po krótkiej chwili, jedyną reakcją, jaką uzyskałem od Mina, było to, że podał mi butelkę wody, bo zacząłem się dławić, przez pazerne jedzenie, gdyż minęło mnóstwo czasu, kiedy jadłem tak duży i pożywny posiłek. Poklepał mnie jeszcze po plecach i przywitał pięknym uśmiechem.
- Dae, od dzisiaj zawsze jedzmy obiad razem, hmm? Przychodź tu do mnie i będziemy wspólnie spędzać czas. - na to mogłem przytaknąć tylko skinieniem głowy, bo naprawdę cieszyłem się w sercu, że go poznałem.
CZYTASZ
Not Far Away [XiuChen]
FanfictionMinseok chce do końca wierzyć, że cuda istnieją i wszystko jeszcze zmieni się na lepsze. Jongdae zaś desperacko pragnie znaleźć swoje miejsce, w którym wreszcie przestałby być niechcianym gościem. Chanyeol zaczyna gubić samego siebie, doznając, jak...