Zbliżał się wieczór. Za oknami zaczynało się ściemniać, a na seulskich ulicach powoli rozbłyskiwały lampy. Siedziałem z podkulonymi nogami na swoim szpitalnym łóżku i ze zdenerwowania przygryzałem wargę. Jongdae przychodził zawsze koło południa i nawet jak nie mógł od razu mnie do mnie zajść, wiedziałem od pielęgniarek, że jest już w hospicjum. Dzisiaj było jednak inaczej i niepokoiłem się o niego, bo żadna z osób z personelu go nie spotkała.
Czy Dae może jednak zdecydował zerwać naszą znajomość po tym, co mu wczoraj wyznałem? Może stwierdził, że nie chce dłużej utrzymywać kontaktu z pacjentem? A co jak coś złego mu się przydarzyło? Podobne myśli biegały po mojej głowie i nawet Xiyng wiedział, że się przejmuje, gdy wyjątkowo moje ciśnienie i puls wzrastały z chwili na chwilę. Podskoczyłem z zaskoczenia, gdy nagle bez żadnego uprzedzenia drzwi od mojego pokoju otworzyły się z trzaskiem. Stał w nich nie kto inny, jak powód moich zmartwień, ale jego wygląd sprawił, że zamiast odetchnąć z ulgą, przestraszyłem się jeszcze bardziej.
Bluza, którą mu wczoraj dałem, była ubrudzona błotem i poszarpana w niektórych miejscach. Chłopak trzymał się za brzuch i wyglądał, jakby ledwo miał siłę, aby stać na nogach. Dae bardzo powoli ruszył w moją stronę i z wielką trudnością zajął miejsce przy łóżku. Wtedy dostrzegłem liczne rany na jego twarzy. Miał rozciętą wargę, przekrzywiony nos, pęknięcie nad brwią i fioletowego siniaka pod lewym okiem, który ciągnął się aż do brody.
Byłem przerażony i chciało misię płakać, bo kto mógł mu to zrobić. Kto mógł skrzywdzić kogoś w tak okrutny sposób. Chłopak jakby nieświadomy tego, co się do końca dzieje, zakasłał ostro, a z jego ust pociekła krew, którą wytarł rękawem. Kłuło mnie w sercu przez patrzenie na niego w takim stanie. Nie rozumiałem, co się stało, ale wiedziałem, że muszę mu jak najszybciej pomóc. Już chciałem wezwać Yixinga, gdy Jongdae chwycił mnie za nadgarstek.
- Przepraszam, że jestem tak późno Mini. - z trudnością powiedział to zdanie, chrypiąc i kaszląc zaraz po zakończeniu.
- Dae, kto ci to zrobił? - starałem się, aby mój głos się nie trząsł, ale nie za bardzo mi się to udało.
- Mini, wyglądasz dzisiaj naprawdę ślicznie, ale czemu się nie uśmiechasz? - Jongdae wydawał się niespełna rozumu i zastanawiało mnie czy wie w ogóle, w jak poważnym może być stanie.
- Chennie, zaczekaj sekundę, muszę tylko zrobić małą rzecz. - musiałem zachować trzeźwy umysł i nie rozkleić się, bo każda minuta mogła być dla niego ważna.
Wykręcałem już numer do Laya, gdy poczułem, jak uścisk na moim nadgarstku słabnie. Nim zdążyłem zareagować Jongdae osunął się na ziemię a ja krzyknąłem ile sił w płucach. Zaraz w moim pokoju pojawił się Lay i widząc co się dzieje, uklęknął przy chłopaku. Ponieważ Dae nie oddychał, pielęgniarz zaczął udzielać mu pierwszej pomocy, a zaraz za nim zjawili się dodatkowo lekarz i inna pielęgniarka. Gdy udało się przywrócić mu oddech, zabrali go na noszach i wnieśli z pokoju.
W tym momencie nie obchodziło mnie, co ktoś powie. Zacząłem płakać i dławić się łzami. Bałem się. Jak cholera przerażała mnie myśl, że go stracę. W uspokojeniu mnie nie pomagały nawet kojące słowa Laya. Porzucił więc nic nieznaczące hasła "wszystko będzie dobrze" i zamiast tego zamknął mnie w uścisku, pozwalając, abym wypłakał w jego koszule wszelkie obawy.
Kolejną godzinę siedziałem jak na szpilkach, modląc się cicho, by go uratowali. Wtedy do mojego pokoju przyszedł lekarz z wcześniej, informując mnie, że stan Jongdae jest już stabilny i opatrzono wszystkie jego rany. Ponieważ jednak miał gorączkę i musiał odpoczywać, polecił, abym dał mu trochę czasu, aby doszedł do siebie. Pocieszył mnie jednak gdy oznajmił, że mogę go odwiedzić za jakąś godzinę.
CZYTASZ
Not Far Away [XiuChen]
FanficMinseok chce do końca wierzyć, że cuda istnieją i wszystko jeszcze zmieni się na lepsze. Jongdae zaś desperacko pragnie znaleźć swoje miejsce, w którym wreszcie przestałby być niechcianym gościem. Chanyeol zaczyna gubić samego siebie, doznając, jak...