Kolejnego dnia pojawiłem się w hospicjum o ustalonej porze i po przebraniu się w szatni, za poleceniem jednej z pielęgniarek skierowałem się na salę zabaw. Nie wyznaczono mi tego, co zwykle, czyli sprzątania pokoi, pomocy w kuchni, co trochę mnie zdziwiło. Postanowiłem jednak nie narzekać, bo chociaż jeden dzień będę miał luźniejszy i mniej męczący.
Na świetlicy znajdowała się grupka dzieci w wieku od ośmiu do trzynastu lat i prawie każde z nich zajmowało się czymś innym. Moją uwagę przykuła jednak dziewczynka siedząca przy jednym z plastikowych stolików z dala od grupy. Zajęta była skrobaniem czegoś na kartce i wcale nie wyglądała, jakby przejmował się, że jest sama.
Podszedłem do niej powoli, aby się nie przestraszyła i wdziewając uśmiech na twarz, zająłem miejsce obok. Dziecko nie podniosło nawet na mnie wzroku, tylko kontynuowało kolorowanie obrazka, który przedstawiał wesołe zwierzaki. W pewnej chwili spadła jej jedna z kredek, więc szybko po nią sięgnąłem, dzięki czemu udało mi się zwrócić jej uwagę. Spojrzała na mnie z zaciekawieniem a ja oddałem jej kredkę.
- Czemu siedzisz tutaj sama? - zapytałem.
- Nie jestem sama, czekam tylko, aż ktoś wróci z łazienki. - odezwała się po raz pierwszy.
- A kto to taki? - chciałem nawiązać z nią dłuższą rozmowę, skoro i tak moja dzisiejsza praca miała polegać na zabawie z małymi potworkami.
- A ja! - usłyszałem dobrze znany mi głos i przy naszym stoliku znalazła się kolejna osoba.
Minseok był dzisiaj ubrany w białe, długie dresowe spodnie w kolorową kratę i czerwoną bluzę z kapturem. W jego dłoni, która przez przypadek musnęła moją, wbity był wenflon. Chłopak objął małą ramieniem, a dziewczynka zaczęła chichotać. Wyglądali uroczo, jak prawdziwe rodzeństwo.
Chwilę rozmawialiśmy, a ja dowiedziałem się, że tajemniczy maluch nazywa się Lemi i jest w bliskich relacjach z Minseokiem. Chłopak opowiedział mi, jak poznał ją, gdy pierwszy raz przestraszona pojawiła się na oddziale i dlatego, że łączy ich ta sama przypadłość, szybko się ze sobą zaprzyjaźnili. Lemi dowiedziawszy się, że również przyjaźnie się z Minseokiem otworzyła się trochę bardziej i już po chwili wbiła się w naszą rozmowę. Było z niej całkiem sympatyczne dziecko, musiałem przyznać.
Potem dziewczynkę zawołała pielęgniarka i okazało się, że ktoś przyjechał do niej w odwiedziny. Mała od razu poderwała się z miejsca i jak błyskawica ruszyła w stronę swojego pokoju z pielęgniarką u boku. Zostaliśmy więc tylko ja i on, siedząc razem w komfortowej ciszy aż zjawił się Lay i poprosił mnie na stronę, na słówko. Przewróciłem oczami, na co zaśmiał się Xiumin i ruszyłem z nim na korytarz. Gdy byliśmy już na zewnątrz świetlicy, pielęgniarz upewnił się, że nie ma nikogo w pobliżu i zaczął rozmowę.
- Jak się czujesz? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Bywało lepiej. - odparłem, nie rozumiejąc, po co tak gadka szmatka. W środku czekał na mnie Min, a Lay zwracał mi tylko głowę, głupimi pytaniami.
- Chen, powiedz mi, co się tu wyprawia. Najpierw przychodzisz w kiepskim stanie do pracy, potem przyprowadzasz mi zaćpanego chłopaka w opłakanym stanie. - zniżył głos i strasznie nie lubiłem, gdy w jego oczach pojawiała się troska. Kolejna osoba, która się martwi. Świetnie, brawo Chen.
- Obiecuję, że to był ostatni raz. Mną się nie przejmuj, zaopiekuj się tylko Chanyeolem. - stanowczo odpowiedziałem na jego pytanie, mając nadzieję, że przez mój ton już sobie odpuści.
- Martwię się o was obydwu. Czy oni nadal to robią, twoi rodzice? - tego totalnie się nie spodziewałem i przez chwilę rozważałem, aby powiedzieć mu prawdę, lecz na szczęście oprzytomniałem.
CZYTASZ
Not Far Away [XiuChen]
FanfictionMinseok chce do końca wierzyć, że cuda istnieją i wszystko jeszcze zmieni się na lepsze. Jongdae zaś desperacko pragnie znaleźć swoje miejsce, w którym wreszcie przestałby być niechcianym gościem. Chanyeol zaczyna gubić samego siebie, doznając, jak...