Mijał właśnie trzeci dzień jak Jongdae zatrzymał się u mnie w mieszkaniu. Z początku nie miałem nic przeciwko temu, ale szybko zacząłem się denerwować. To nie tak, że zaczął mi przeszkadzać, bo był naprawdę sympatyczną osobą, ale irytowało mnie to jak bliską relację miał z Chanyeolem. Zazdrościłem mu tego, jak świetnie się dogadują i potrafią zrozumieć się bez słów. Odkąd jednak jego przyjaciel z nami zamieszkał, spędzali każdą chwilę razem i byli nierozłączni.
Byłem właśnie w trakcie przygotowywania obiadu, gdy obaj wpadli do kuchni, roześmiani z żartów, które tylko oni rozumieli. Postanowiłem się nie odzywać i skupić na swoim zadaniu. Kątem oka spostrzegłem jak Yeol przechodzi do salonu i siada na kanapie, ale nie dostrzegłem przy nim o dziwo Chena. Szybko jednak zdałem sobie sprawę czemu. Chłopak nachylił się nade mną krojącym warzywa i powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz:
- Nie powinieneś dodawać pomidora, Yeollie go nie znosi.
Niby zwykły komentarz, a sprawił, że zagotowała się we mnie krew. Odłożyłem na bok nóż, żeby nie skaleczyć się, bo trzęsły mi się ręce i wziąłem kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić.
- Będę mieć to na uwadze. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Chwilę później przyjaciel Chana odsunął się i ruszył w stronę kanapy w salonie. Zajął miejsce obok niego podając mu sok, co tamten oczywiście skomentował bardzo wdzięcznie "Jak ty mnie świetnie znasz", a ja miałem ochotę wypłukać sobie gardło domestosem.
Kiedy skończyłem obiad, powiedziałem im tylko bezbarwne, aby go sobie nałożyli i poszedłem na górę, aby nie musieć dłużej na nich patrzeć. Na to, jak blisko siebie siedzą, jak uśmiechają się nawzajem promienie czy jak opierają głowę na swoich ramionach. Miałem już tego widoku dosyć aż do porzygu. I tak, może zżerała mnie zazdrość, ale kogo by nie, gdyby był na moim miejscu. Chciało mi się płakać, ale mając w głowie, jak głupie by to było zachowanie, postanowiłem się ogarnąć i skoczyć z małym na spacer.
Dodo z radością i uśmiechem na jego pyzatej buzi zgodził się na spacer, więc wziąłem się za ubieranie braciszka i po dziesięciu minutach staliśmy już w drzwiach gotowi do wyjścia. Miałem właśnie naciskać na klamkę, gdy ktoś powstrzymał mnie, chwytając za nadgarstek. Chanyeol jak się okazało, spojrzał na mnie ze zdziwioną miną, jakby nie wiedział, czemu wychodzę bez żadnego słowa.
- Wybierasz się gdzieś Baekkie? - zapytał niewinnie, spoglądając to na mnie to na malucha.
- A co nie widzisz z takiej odległości? -odpowiedziałem kąśliwie, a on tylko podrapał się niezręcznie po karku.
- Mogę iść z wami? - zapytał cicho, jakby obawiał się, że mogę mu odmówić.
- Co zrobisz z Jongdae, kto dotrzyma mu towarzystwa? - spojrzałem mu w oczy z prowokacją, mając nadzieję, że w ten sposób się go pozbędę.
- Poszedł do pracy, a ja wolałbym nie zostawać sam. - starał się mnie przekonać. - Poza tym chciałem spędzić z wami trochę czasu, ale jeżeli mam ci tak strasznie wadzić, to zostanę. - dodał, brzmiąc już mniej pozytywnie.
- Dobra niech ci już będzie, ale rusz się, bo nie będziemy długo na ciebie czekać, Chanyeol. - przewróciłem oczami, widząc, jak diametralnie szybko wielkolud zaczął się cieszyć.
Wyszliśmy po dodatkowych piętnastu minutach i postanowiliśmy, że przejdziemy się do pobliskiego parku, żeby Dodo mógł trochę się pobawić na placu zabaw. W międzyczasie, gdy ja jadłem frytki, które Yeol postawił mi na "poprawę humoru, bo coś ponoć go ostatnio nie mam", on zabawiał mojego braciszka, bujając go na huśtawce. Przyglądałem się im beztrosko bawiącym i musiałem przyznać, że zdenerwowanie szybko mi przeszło. Gdy skończyłem przekąskę, dołączyłem do nich i pomagałem malcowi w budowie domków i babek z piasku. Chanyeol w tym czasie wydawał z siebie dziwne odgłosy, a Dodo zgadywał jakie zwierzątko udaje.
CZYTASZ
Not Far Away [XiuChen]
FanfictionMinseok chce do końca wierzyć, że cuda istnieją i wszystko jeszcze zmieni się na lepsze. Jongdae zaś desperacko pragnie znaleźć swoje miejsce, w którym wreszcie przestałby być niechcianym gościem. Chanyeol zaczyna gubić samego siebie, doznając, jak...