Więzienna część głównej siedziby Centralnego Biura Wywiadowczego budziła się do życia. O godzinie siódmej głośny jazgot alarmu zegara poderwał z prycz nawet najzagorzalszych fanów spania do południa. Wydobywał się on z kilkunastu głośników rozsianych równomiernie na ścianach dwupiętrowego, wysokiego pomieszczenia.
W odpowiedzi na męczący uszy dźwięk brunetka warknęła i jęknęła w poduszkę. Zacisnęła też palce, wbijając krótkie paznokcie w pierzastą miękkość pościeli. Przyzwyczajona do samowoli nienawidziła wstawać na komendę, a tutaj musiała dostosować się do odgórnie narzuconych zasad. Usłyszała kroki i rytmiczne walenie w żeliwne drzwi celi. Metal przyjmował uderzenie i głośno przekazywał je dalej.
Łup.
Podniosła głowę, kiedy w sąsiadującym pomieszczeniu rozlało się metaliczne łupnięcie.
– Ani się waż, szmato! – zakrzyknęła.
Wiedziała, że klawisz zatrzymał dłoń centymetry od powierzchni. Wiedziała, iż na jego lub jej twarzy kwitnie wredny uśmiech. Wiedziała, że złośliwie wziął większy zamach i...
Łup.
– Zabiję... – stęknęła bardziej do siebie niż osoby oddzielonej od niej drzwiami.
Łup. Łup.
Łup.
Łup.
Strażnik zagrał na jej nerwach, po czym ruszył dalej. Zazgrzytała zębami, podciągając się do pozycji siedzącej. Rozciągnęła kark okrężnym ruchem, wyciągnęła ręce w górę, aż kręgosłup chrupnął.
Cholerne twarde materace – zawyrokowała, zeskakując z pryczy, aby zrobić parę skłonów, przysiadów i brzuszków. Od jakiegoś czasu był to jej codzienny rytuał. Pierwsza akcja, w której wzięła udział, stała się pretekstem dla Scorpiusa, aby wyciągnąć ją na poranny jogging. Wreszcie mógł się wyszaleć bez obaw o to, iż ktoś zarzuci mu, że nie pilnuje swojej żony-niewolnicy. Upał, deszcz, wichura – nic nie było w stanie go powstrzymać przed dziesięciokilometrowym biegiem.
Wykonywała ćwiczenia, myśląc właśnie o jednym z tamtych treningów. Treningu, który nauczył ją twardości i olewczego podejścia do swoich bolączek.
*
To był jeden z naprawdę gorących poranków, po wyjątkowo dusznej nocy. Zmęczona po nieprzespanych godzinach, spocona niczym przysłowiowa świnia (co dziwne, prawdziwe świnie się nie pocą) truchtała bez życia za Scorpiusem. Przebiegła przynajmniej połowę trasy. Bez pomocy adrenaliny jej tempo nie dość, że było wolne, to jeszcze nierównomierne. Draagonys od czasu do czasu wybiegał dalej, żeby następnie, w oczekiwaniu na Daemonę, wykonać serię ćwiczeń; potem pozwalał jej pognać przed siebie, dając „fory". W pewnym momencie tamtego biegu poczuła znajome uczucie; znajome i dawno niedoświadczone. Zatrzymała się, nie wierząc, że to się dzieje. Właściwie dawno nie mając okresu, zapomniała o jego występowaniu. Odetchnęła głęboko parę razy, zawiesiwszy nisko głowę i wcale nie subtelnie sprawdzając stan swojego krocza. Na ciemnoszarym materiale dresu pojawiła się bordowo-czarna mokra plama. Nie wiedziała, czy to z powodu odkrycia, czy faktycznego osłabienia natychmiast zakręciło się jej w głowie.
CZYTASZ
Złote Kajdany / Złota Tiara [fantasy/romans][+18]
FantasyIII miejsce w kategorii FANTASY w konkursie literackim "Splątane Nici" (edycja wiosna/lato 2018) organizowanym przez @adriananitaniteczka. "Coś szeptało za moimi uszami. [...] Kiedy się obracałam, nie widziałam nikogo. Ciemność stała się mym wrogiem...