*
Charliego Moore'a współpracownicy kojarzyli głównie z niewyjaśnionej chęci do podejmowania wyzwań. Nierzadko głupich, często wręcz idiotycznych, ale przede wszystkim takich, które nosiły miano niewykonalnych. Tak było i tym razem – chodziło o sprawę zalatującą z daleka duszącym odorem politycznych konsekwencji oraz rasowych konfliktów. Szef Centralnego Biura Wywiadowczego, Adrian McKenzie, oddał teczkę w ręce swojego najbardziej zaufanego człowieka, nawet nie powiedziawszy proszę; jego mina za to sugerowała, iż pozbywa się sprzed oczu potwornego gówna czy też bagna – jak kto woli.
Na stoliku leżała jasnobrązowa tekturowa teczka zawierająca wszystko, co jak dotąd udało się ustalić; czyli właściwie nic. Znajdowały się w niej zdjęcia letniej rezydencji Pystolliusów, zgliszczy pozostałych po siedzibie Orędowników Równości oraz licznych ruin domostw zamordowanych osób ukrywających Vromian, a także notatki poczynione we wcześniej wspomnianych miejscach.
Sprawa wyglądała na poważną. Wszystko, co dotyczyło wojny między Katharianami a Vromianami i ich stronnikami przysparzało klasterowego bólu głowy urzędnikom oraz politykom. Charlie pragnął, aby i jemu nie odbiło się czkawką. Konflikt, który rozpoczął się ponad pół wieku temu, obejmował całą Ziemię, każdy kontynent i państwo. Eterranie, najczęściej nazywani przez ludzi elfami (gdzie chodziło przede wszystkim o magiczną moc, tudzież kultywowaną tradycję i sposób życia, a nie wygląd, który w rzeczywistości nie miał nic wspólnego z Tolkienowskim odpowiednikiem o długich uszach), a także maginami czy wróżami, nigdy nie angażowali ludzi w swoje sprawy, ale czasem – tak, jak w tym przypadku – człowiek musiał przejąć inicjatywę.
Klamka od drzwi drgnęła, opadając maksymalnie w dół. Moore poderwał głowę, aby zaszczycić wchodzących obojętnym spojrzeniem. Jego praca opierała się na chłodnej kalkulacji i niepoddawaniu się emocjom.
Przybyszów było dwóch: kobieta i mężczyzna. Mężczyznę znał osobiście, gdyż już od dłuższego czasu pracowali razem. Francis Gray partnerował mu od trzech lat; nie raz razem wdepnęli w bagno, nie raz pomagali sobie nawzajem. Młodszy Łowca prowadził przed sobą krótkowłosą, dobrze zbudowaną, ciemnoskórą kobietę – kompletne przeciwieństwo aktualnych standardów urody docenianych przez jej rasę. Powłóczyła nogami zakutymi w kajdany z tytanu broniącego uwalnianie energii magicznej w postaci zaklęć; takie same zaciskały się na jej nadgarstkach. Gdy tylko przekroczyli próg, uraczyła siedzącego za biurkiem Moore'a rozbawionym, tajemniczym i nazbyt widocznie obłąkanym uśmiechem białych zębów ubranych w mięsiste, brązowe wargi. Popchnięta usiadła naprzeciw z głuchym uderzeniem pośladków o drewno; wyciągnęła skute dłonie i opuściła na blat, stukając kajdanami. Przechyliła głowę i utkwiła w przyszłym rozmówcy pogardliwy wzrok. Uniosła czarną brew okalającą duże, lekko skośne, hebanowe oczy, jakby pytając „co tutaj robię?". Starszy śledczy postanowił pospieszyć z odpowiedzią.
– Nazywam się Charlie Moore, za panią stoi Francis Gray. Panno Sathana... – zaczął, lecz nie dane mu było dokończyć.
Więźniarka uniosła dłoń, zacisnęła powieki – jakby raziły ją te dwa słowa – i pokręciła powoli głową w prawo, lewo i tak trzykrotnie.
CZYTASZ
Złote Kajdany / Złota Tiara [fantasy/romans][+18]
FantasyIII miejsce w kategorii FANTASY w konkursie literackim "Splątane Nici" (edycja wiosna/lato 2018) organizowanym przez @adriananitaniteczka. "Coś szeptało za moimi uszami. [...] Kiedy się obracałam, nie widziałam nikogo. Ciemność stała się mym wrogiem...