- No to w finale zmierzysz się z kimś z nas - powiedziała Thalia podchodząc do mnie
---------------
Zoe kazała przystawić jedną tarczę, aby było dla każdego po jednej. Oni mieli prostsze zadanie. Strzelali bez jakichkolwiek przeszkód, mieli tuzin strzał.
Zoe trafiła dziesięcioma w środek, a dwoma w pierwszą białą obręcz, Thalia trafiła ośmioma strzałami i czterema w pierwszą obręcz, Will strzelił również osiem strzał w środek i cztery w pierwszy biały okrąg, natomiast Alex trafił siedmioma strzałami w środek a całą resztą w białą obręcz naokoło czerwonego kółka.
- Czyli to będzie nasz pojedynek - uśmiechnęła się do mnie miło czarnooka
Will i Alex zabrali po jednej tarczy, tak, że zostały tylko dwie
- Będziecie strzelać z różnej odległości pięcioma strzałami. Pięć, dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt a na koniec sto metrów - powiedziała Thalia, podczas gdy Will i Alex rysowali pięć linii w tych odległościach od tarcz.
- Powodzenia - uśmiechnęła się do mnie Nightshade
- Tobie też - odpowiedziałam również uśmiechem
- Zaczynamy! - krzyknęła Thalia
Strzeliłyśmy z każdej odległości i stanęłyśmy obok swoich tarcz.
- Zoe trafiła cztery strzały w środek i jedną w pierwszą obręcz - powiedziała Thalia na głos - Natomiast Layla - zatrzymała się w półkroku i patrzyła to na mnie to na moją tarczę - trafiła wszystkimi strzałami w środek, tworząc kształt plusu - powiedziała po chwili - Nieźle - pochwaliła mnie
Spojrzałam na swoją tarczę i rzeczywiście, strzały utworzyły kształt znaku dodawania.
- A więc Layla wygrywa - uśmiechnął się do mnie Will
- Mhm - mruknęłam w odpowiedzi i zaczęłam kierować się do wyjścia z areny. Czułam, że wszyscy się na mnie patrzą, w gruncie rzeczy nie każdy strzela lepiej od najlepszej Łowczyni Artemidy a już szczególnie nie nieuznana.
Wróciłam do pokoju w Wielkim domu i zasnęłam na łóżku. Gdyby ktoś mnie nie obudził spałabym pewnie do kolejnego ranka
- Wstawaj Layla - ktoś mną potrząsnął. Uchyliłam powieki i zobaczyłam Nico. Tak Nico. Sama nie mogłam w to uwierzyć
- Ummm hej? - powiedziałam
- Hej - ucichł i siedzieliśmy w ciszy dobre dziesięć minut
- Eeee... - zaczął się jąkać - Wszyscy są na kolacji i poproszono mnie żebym tu przyszedł - powiedział i zniknął w cieniach
Syn Hadesa jest dość ponury i nieśmiały na swój sposób, ale nadal nie rozumiem, czemu to jego poproszono, żeby po mnie przyszedł.
Wstałam z łóżka i przebrałam się w zwiewną lnianą sukienkę w kolorze beżowym. Włosy rozpuściłam, ale wianek zdjęłam.
Wyszłam z domu i ruszyłam do pawilonu. Usiadłam jak zwykle obok Chejrona i wzięłam się za jedzenie. Po posiłku poświęciłam kawałek mięsa bogom i wróciłam do pokoju ponownie zasypiając.
*sen*
- Mamo gdzie jest tata? - zapytała mała dziewczynka o blond włosach z ciemniejszymi końcówkami
- Tata niestety nie może cię odwiedzać - odparła kobieta o kasztanowych włosach i bursztynowych oczach
- Dlaczego tatuś nie może mnie odwiedzać? - zapytało dziecko
- Nie zrozumiesz tego teraz - uśmiechnęła się smutno kobieta
- Smutno mi - powiedziała niebieskooka dziewczynka
- Wiem skarbie, mnie też - pokiwała głową bursztynooka. Dziewczynka zaczęła płakać na co kobieta mocno ją przytuliła.
Nastała wszechogarniająca cisza. Zero samochodów, zero jakichkolwiek dźwięków. Cisza. A potem nagle huk i dom stanął w płomieniach.
- Mamusiu co to było - zapytała dziewczynka odrywając się od rodzicielki
- O nie! - krzyknęła - Znaleźli cię
- Kto mnie znalazł? - zapytało dziecko, które niczego nie rozumiało
- Teraz wyjdziemy z domku a ty pobiegniesz do lasu - powiedziała kobieta - Będę zaraz za tobą - dopowiedziała i zaczęła ciągnąć dziecko do wyjścia
Kolejny huk. Dach zaczął się walić. Piętro, na którym przed chwilą znajdowała się matka z córką zaczęło się zapadać. Kobieta wzięła dziewczynkę na ręce i biegła przez parter. Wybiegła na drogę. Popatrzyła się w lewo. Jechał tam samochód. Nie. Nie jechał. Pędził. Pędził prosto na kobietę z dzieckiem na rękach. Kasztanowłosa pchnęła dziecko na chodnik a ją samą potrącił samochód.
Dziewczynka stała i patrzyła nie wiedząc co się dzieję. Za nią jej dom stanął w płomieniach i zapadał się. Przed nią jej mama leży i się nie rusza. Po lewej stronie jest żywopłot wysoki na dwa metry. Po prawej stronie jest las.
Niebieskooka pobiegła w tamtym kierunku. Biegła przez las aż w końcu przebiegła przez bramę. Podbiegł do niej mężczyzna z końskimi kopytami zamiast nóg. Dziewczynka nie miała już sił nawet ustać na nogach. Przed upadkiem uratował ją centaur o białej maści.
*koniec snu*
Obudziłam się i zaczęłam szybciej oddychać. To było moje wspomnienie sprzed ponad jedenastu lat. Okoliczności, podczas których znalazłam się w obozie herosów. Od tamtego dnia Chejron jest dla mnie jak ojciec, zawsze mi pomagał jak byłam młodsza, a teraz robi to rzadziej, gdyż jest wielu herosów.
Wtedy herosi ginęli bardzo łatwo, ponieważ nie było sosny Thalii, więc nikt oprócz wojowników nie strzegł bram obozu. Dopiero trzy lata później pojawił się Luke Castellan, Annabeth Chase, Grover Underwood oraz Thalia Grace, która została przemieniona w sosnę i dopiero po sześciu latach* ponownie odmieniona za pomocą złotego runa. Jej sosna stoi do dziś, na jednej z gałęzi wisi Złote Runo, którego strzeże smok Peleus.
Za oknem nadal była noc. Harpie latały patrolując teren, po to aby żaden półbóg nie chodził w nocy po obozie, czy też nie chciał uciec na jakąś wycieczkę. Postanowiłam położyć się jeszcze chociaż na chwilę. Zdołałam zasnąć. Tym razem nie śniło mi się nic
---------
*nie wiem czy dokładnie po sześciu, ale wydaje mi się, że dobrze policzyłam, jeżeli źle proszę napisać
889 słów
CZYTASZ
Goddes
FanfictionJestem Layla. Nieuznana półbogini, a przynajmniej tak myślałam, do czasu. Jak bardzo jedno wydarzenie potrafi zmienić życie? Pogląd? Wszystko? Wystarczy tylko chwila... -~*~- ff Percy Jackson #1 w herosi ❤