Wstałam bardzo wyspana. Już dawno tyle nie przespałam. Co z tego, że zasnęłam około pierwszej w nocy, a wstałam po ósmej. Z tego co zauważyłam, to bycie boginią ma wiele plusów, na przykład nie potrzebuję ani tyle jedzenia ani tyle picia co półbóg, mam szybszą regenerację oraz potrzebuję mniej snu niż śmiertelnicy. W sumie nie testowałam, czy jestem nieśmiertelna, przecież nie wbiję sobie miecza czy strzały w serce.
Podeszłam do lustra, znajdującego się obok szafy i spróbowałam zmienić swój strój za pomocą magii. Udało mi się i nie była to złota zbroja. Była to bluzka na ramiączka w kolorze srebrnym, krótkie białe spodenki oraz długie sandały rzymskie w kolorze złotym, ładnie pasują do kompletu, co z tego, że są rzymskie.
Po wyjściu z domku kierowałam się na pawilon na posiłek. Kiedy tam dotarłam usiadłam na swoje dawne miejsce i spojrzałam na swój talerz. Znajdowała się tam prawdziwa ambrozja a do picia miałam prawdziwy nektar. Spojrzałam pytająco na Dionizosa, który siedział po mojej prawej stronie.
- Przecież nie jesteś człowiekiem - powiedział i wrócił do swojego własnego posiłku.
W sumie ma rację, już nie jestem człowiekiem. Teraz nie potrzebuję ludzkiego jedzenia, tylko ambrozję i nektar. Nastąpiło wielkie poruszenie przy wejściu do pawilonu. Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam piękną kobietę, która miała długie, splątane w warkocz włosy w kolorze złota, oraz oczy w kolorze bezchmurnego nieba. Miała nieskazitelną i jasną cerę. Ubrana była w białą suknię z lnu oraz złote pantofelki. Nasze spojrzenia się skrzyżowały a ja poznałam w niej boginię Afrodytę.
Afrodyta miała mnie pilnować chyba w czwartki... Zastanowiłam się nad tym i byłam teraz już tego pewna. Czyli spędziłam prawie trzy dni w Tartarze, wygląda na to, że czas tam płynie o wiele wolniej.
Kobieta kierowała się w kierunku stołu, wszystkie męskie spojrzenia za nią podążały. Tylko Percy i Nico nie zwracali na kobietę uwagi.
- Witaj Afrodyto - przywitał się bóg wina wstając od stołu i kłaniając się lekko.
- Witaj Dionizosie - odparła i przeniosła spojrzenie swoich oczu na moją osobę - Ty zapewne jesteś Layla, tak? - zapytała mierząc mnie wzrokiem.
- Tak - odpowiedziałam.
- Nie wyglądasz na boginię, ale czuć od ciebie moc - powiedziała i zasiadła na swoim miejscu po mojej lewej stronie.
- Czy to był komplement czy wręcz przeciwnie? - zapytałam samą siebie.
- Czyli bogowie nadal mnie pilnują? - zapytałam, kiedy skończyłam posiłek.
- Owszem, aktualnie najpewniej trwa debata, czy cię zabić lub dokładniej czy jesteś niebezpieczna - odpowiedziała uśmiechając się.
Przełknęłam ślinę i zapytałam: - Kiedy będzie coś wiadomo?
- Dowiesz się od razu - powiedziała i nachyliła się nade mną. - Jeżeli skażą cię na śmierć to nie radzę ci uciekać - szepnęła.
- Będę to miała na uwadze - odparłam i wstałam od stołu, następnie wyszłam z pawilonu. Kierowałam się do lasu. Musiałam pomyśleć w ciszy.
Doszłam na jakąś polanę, nie kojarzyłam jej, chyba nigdy mnie na niej nie było. Zawahałam się czy tam wejść, ale w końcu weszłam. Na środku stało drzewo o jasnej korze miejscami pozłacanej*. Podeszłam do rośliny i popatrzyłam się na nią.
- Widzę, że mnie znalazłaś - odwróciłam się i zobaczyłam tą samą postać, która była w moim pokoju w noc moich siedemnastych urodzin. Jedna z 'form' Hyperiona.
CZYTASZ
Goddes
FanfictionJestem Layla. Nieuznana półbogini, a przynajmniej tak myślałam, do czasu. Jak bardzo jedno wydarzenie potrafi zmienić życie? Pogląd? Wszystko? Wystarczy tylko chwila... -~*~- ff Percy Jackson #1 w herosi ❤