~14~ You bulit me up and then I fall apart.

2.4K 191 39
                                    

Siedzieli tak chwilę w milczeniu, Jughead oparty na ramieniu Betty i oddychający ciężko.

-Juggie, gdzie jest twój telefon? - Zapytała łagodnie dziewczyna. - Muszę zadzwonić na pogotowie...

-Nie... - Wychrypiał chłopak. - Nie, Betty, proszę, nie... - Złapał ją za rękę, przyciskając do swojego boku. - Wszystko... W porządku.

-Nic nie jest w porządku, Jug. Ty nie jesteś w porządku. Ja nie jestem... Boję się, Juggie... - Wyszlochała, opierając się swoim czołem o jego.

-Betts... Czemu... Czemu tu... Jesteś? - Zapytał, przesuwając ręką po jej lokach.

-Wiedziałam, że kombinujesz coś głupiego. Nie mogłam ci na to pozwolić. Nie... Nie mogę cię stracić. - Wyszeptała, patrząc, jak oczy chłopaka wypełniają się łzami.

-Ty już dawno mnie straciłaś, Betts... Już dawno straciliśmy siebie nawzajem...

-Wcale nie. Jug, nie możesz mnie opuścić. Nie możesz nas opuścić. Musisz... Musisz być silny. Wiem, że to przeze mnie, przepraszam, Juggie, tak bardzo cię przepraszam...

-Betts, nie. To nie twoja wina. Ty mnie po prostu utwierdziłaś w tym postanowieniu. Zostałem... Sam. - Wymamrotał, przymykając powieki.

-Nigdy nie jesteś sam, Juggie. - Wyszeptała dziewczyna, głaszcząc go po głowie. - Nie jesteś sam, kochanie. Nie jesteś...

-Betty, mój ojciec popełnił samobójstwo dwa tygodnie temu. - Przerwał jej sucho chłopak. - Moja mama i siostra nie żyją już od paru lat, nie mam żadnych krewnych, mieszkam, jak widzisz, w opłakanych warunkach i nie mam perspektyw na lepsze życie. I ta sytuacja, kiedy wszyscy w szkole uważają mnie za potwora... Ja... Ja naprawdę już nie potrafię, kochanie. Nie potrafię już udawać, że wszystko jest dobrze. Że nie chcę tego skończyć. - Pierwsze łzy popłynęły po jego twarzy. Betty delikatnie starła je palcami.

-Nie mów tak. Musisz walczyć, Juggie, walczyć, bo zawsze może cię spotkać jeszcze coś pięknego. Jug... Ja... Ja... - W tej chwili jej przemowę przerwał ostry dźwięk komórki, znajdującej się w kieszeni chłopaka. Betty błyskawicznie ją wyjęła i odebrała połączenie. Veronica.

-Jug! No wreszcie! Czemu ode mnie nie odbierasz?! - Usłyszała rozzłoszczony głos dziewczyny.

-V, to nie Jug. Tu Betty. Zbierz proszę wszystkich, Cher, Toni, Keva, Archa i przyjedźcie do Juga. To ważne. Bardzo, bardzo ważne.

-O mój Boże! Coś mu się stało?!

-Można tak powiedzieć. - Wymamrotała Betty, przebiegając wzrokiem po czerwonej prędze na szyi chłopaka. - Przyjeżdżajcie.

-Zamierzasz zwołać jakieś nadzwyczajne zebranie nad beznadzieją mojego położenia? - Zażartował wątle chłopak.

-Nie. Zamierzam powiedzieć im prawdę. Pełną prawdę o nas i o tym, jak cię kiedyś skrzywdziłam. O tym, jak wykreśliłam cię z mojego życia, ale i tak nie potrafiłam o tobie zapomnieć.

•••

Po odłożeniu telefonu dziewczyna spojrzała na Jugheada i wyszeptała:

-Dasz radę wstać, Juggie? - Chłopak niepewnie pokiwał głową i z jej pomocą podniósł się na nogi. - Chodź, połóż się na kanapie. - Kiedy leżał już w miarę wygodnie, Betty podeszła do kuchenki, chcąc wstawić wodę na herbatę.

-Betts, nie kłopocz się. Nic nie chcę. - Wymamrotał głośno, kręcąc głową.

-Nie ma mowy. Kiedy ostatnio coś  piłeś lub jadłeś? Ty zawsze jadłeś. - Warknęła stanowczo dziewczyna, z rozmachem zaglądając do lodówki. - Czemu jedyną rzeczą do żarcia jest kurz i jeden tłusty pająk? - Spojrzała wilkiem na chłopaka, który wpatrywał się w sufit.

-Nie. Mam. Pieniędzy. - Wysyczał powoli przez zęby, a Betty dała sobie mentalnego plaskacza.

-Jestem idiotką. - Wymamrotała. - Mogę skorzystać z twojego telefonu, Jug?

-Bierz. - Dziewczynę zaniepokoił ton jego głosu, który strasznie przypominał jej ten, kiedy ostatni raz rozmawiali przez telefon. Pusty i bez wyrazu. Zadzwoniła szybko do Veronici, każąc kupić jej jedzenie w Pop's i podeszła powoli do chłopaka, który cały czas leżał w bezruchu.

-Juggie. - Powiedziała, dotykając jego policzka, ale on spojrzał na nią, zły.

-Czemu mnie ratowałaś?! Czemu nie mogłaś dać mi po prostu umrzeć?! Nie musiałbym się męczyć! Nie męczyłbym się z tobą, z ludźmi w szkole, ze światem! Nie cierpiałbym już! Ja nie chcę już... Cierpieć... - Betty poczuła, że łzy znów zbierają jej się pod powiekami.

-Bo zasługujesz na to, żeby żyć, Juggie. Zasługujesz na życie. - Uklękła przy jego głowie, głaszcząc go po włosach. - Na miłość... Na dożycie późnej starości. Doczekanie się dzieci, wnuków. Nie możesz się teraz, w tym miejscu poddać. Nie możesz zawieść swojej przyszłości, Juggie.

-A jeśli to wszystko nie będzie wyglądało tak, jak mówisz? A jeśli skończę tak jak ojciec, upijając się na umór, robiąc wątpliwe interesy, zabijając... Zabijając ludzi?! A co, jeśli mam to zło we krwi, jeśli to przejmie nade mną kontrolę, jeśli skrzywdzę kogoś, kogo kocham, jeśli... - Prawie zakrztusił się łzami, które zaczęły płynąć po jego twarzy, więc Betty pomogła mu usiąść i mocno się do niego przytuliła.

-Juggie. Kochanie, nie możesz tak myśleć. Błędy ojca nie są twoimi błędami. Nikt nie ma zła w genach. Rodzimy się jako biała karta i to od nas zależy, jak będzie to wszystko wyglądało. A ty jesteś dobrym człowiekiem. Zawsze starasz się podejmować decyzje, które będą najlepsze dla innych. Nie myśl, że możesz nagle stać się okrutny bądź brutalny. To tak nie działa. Więc przestań się tym zadręczać, proszę...

-Betts, nie rozumiesz, że ja już nie potrafię? Nie potrafię się przekonywać, że wszystko jest okej i jutro będzie lepiej. Nie potrafię okłamywać samego siebie. Nie potrafię znieść tego wszystkiego. A ty wcale nie pomagasz! - Krzyknął, wycierając policzki. Betty poczuła się, jakby dostała od niego w twarz i odsunęła się, zaciskując dłonie w pięści.

-Przykro mi to słyszeć. - Powiedziała zimno, ale zaraz porzuciła ten ton. - Jugheadzie Jones, nawet jeśli będziesz najbardziej nieznośnym stworzeniem na ziemi, nie poddam się i wyciągnę cię z tego. Nie licz na moją łaskę.

-Nie liczę. Ja już na nic nie liczę. - Powiedział pustym głosem, a w jej sercu powstała wielka wyrwa, kiedy zrozumiała, że to, czego świadkiem była niedawno, nie było tylko wynikiem ostatnich wydarzeń. Ten ból nawarstwiał się w chłopaku już dłuższy czas, powodowany... Przyczyniło się do tego wiele czynników. Tak, jak jej powiedział.

-Od kiedy? - Wyszeptała. - Od kiedy myślałeś o tym, żeby odebrać sobie życie? - Chłopak rzucił jej zaskoczone spojrzenie.

-Od dłuższego czasu. - Przyznał, gryząc nerwowo wargę. - Pierwszy raz... Pierwszy raz po... Po tym, jak ojciec został aresztowany. - Dziewczyna wciągnęła gwałtownie oddech, uświadamiając sobie, że mogła temu zapobiec. To wszystko, dzisiaj, w przeciągu ostatnich dni, wcale nie musiało się zdarzyć. Gdyby tylko wtedy mu pomogła...

-Jug. Juggie. Juggie... - Podciągnęła nogi pod brodę, dusząc szloch. - Przepraszam, przepraszam, tak bardzo cię przepraszam... Chciałabym to wszystko naprawić. Pozwolisz mi to zrobić, Juggie? Pozwolisz mi naprawić całe zło, które wyrządziłam? - Zamknęła oczy, wspominając wszystkie momenty, w których go skrzywdziła. Było ich stanowczo za dużo.

Unforgivable//BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz