~23~ Soulmates.

2.5K 185 14
                                    

Siedzieli przytuleni, jedząc, rozmawiając i żartując.

-Wiesz, Juggie, że kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy po takim czasie, pomyślałam sobie, że teraz wszystko jest na swoim miejscu. To była moja pierwsza, szybka jak błyskawica myśl, którą od razu wyparłam, z szoku i wściekłości.

-A ja po prostu nie wierzyłem, że znów cię widzę, po tym wszystkim, co ja ci zrobiłem i co ty zrobiłaś mi. Cały czas czuję się, jakbyśmy byli w jakimś śnie, z którego zaraz się obudzę, a ciebie nie będzie. - Westchnął chłopak, opierając się o kanapę i spoglądając w sufit. - I jestem taki wściekły... Na siebie, za to, że jestem taki słaby. Na ciebie, że musiałaś się narażać i do mnie przychodzić. A najbardziej na tego jebanego skurwiela, który tak cię skrzywdził. Wiesz, że to nie da mi spokoju. Nie będę mógł spokojnie żyć, funkcjonować, dopóki ten psychol nie skończy za kratami. Dopóki nie zamkną go na długie, długie lata.

-Ale jak to osiągnąć? Nikt nic o nim nie wie. Nie zostawia śladów. Jest profesjonalistą. Rozumiesz, do jasnej cholery? Profesjonalny gwałciciel. - Westchnęła głęboko, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.

-Czasem nawet profesjonalistom podwija się noga. - Powiedział twardo, obejmując ją ciasno ramionami. - Ale jedno jest pewne. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Już nigdy więcej.

-Oh, wierzę ci, Jug. Ale ja też ci coś obiecam. Też cię będę chronić. - Kiedy chłopak spojrzał na nią zdziwiony, dodała - Przed tobą samym. Jeszcze nie zapomniałam widoku twojego ciała wiszącego przy suficie. Nie wiem, która z tych sytuacji była gorsza. Ale to mnie złamało. Złamało mnie to, dlatego, że wiedziałam, że to w głównej mierze moja wina. Spowodowałabym twoją śmierć, a tego nie wybaczyłabym sobie nigdy.

-Wcale nie, Betts. To nie była twoja wina. Nawet napisałem do ciebie list, w którym wyjaśniam to wszystko. Nie chciałem, żeby ktokolwiek się obwiniał. Bo to była moja decyzja, moja słabość, moje demony. Nie chciałem w to nikogo wciągać.

-I bardzo źle, Juggie. Teraz... Jesteśmy w tym razem. Bez żadnych tajemnic. Sekretów. Proszę cię, obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek, kiedykolwiek będziesz czuł, że nie dajesz rady, mówisz mi. A ja już się tym zajmę. Masz nie zostawać z tym sam, kochanie. Jasne? - Jughead uśmiechnął się i pokiwał głową. Poczuł, że w końcu może komuś zaufać. Na kimś polegać. Że ma kogoś przy sobie. I nigdy już jej nie wypuści.

•••

Jughead zawiózł Betty do jej domu i delikatnie zasugerował, że mogliby zostać właśnie tam, zamiast wracać do jego przyczepy.

-Tam jest zimno i niewygodnie, do spania mamy tylko kanapę...

-Możliwe, Jug, ale... Jakoś... Czuję się tam bezpieczna. Tak jak nigdzie. Co jest dziwne, bo widziałam tam najbardziej przerażającą sytuację ever, ale... Chyba po prostu bardzo kojarzy mi się z tobą. - Po takich argumentach Jug się poddał i zawiózł dziewczynę z powrotem do siebie.

-Co robimy, Betts? Mamy w sumie resztę dnia wolną.

-Rozplanujmy wszystko. Musimy wrócić do szkoły, Jug. Może jeszcze nie jutro, ale... Naprawdę, siedzenie z tobą i przytulanie się to w tej chwili spełnienie moich marzeń, ale musimy zająć się naszymi obowiązkami. I rozmową z przyjaciółmi. W końcu tak naprawdę nic im nie wyjaśniliśmy. Proponuję spotkać się z nimi jutro po lekcjach w Pop's. Rozwiejemy wszelkie wątpliwości i z ich wsparciem będzie łatwiej przez to wszystko przejść.

-Masz rację. - Westchnął chłopak, podrzucając w ręku jabłko. Jeszcze go nie zjadł, mimo tego, że Betty ścigała go napominającym wzrokiem.

-Wiem, że mam. Mam też rację, że musisz jeść. Jedz to jabłko, Jugheadzie Jonesie, bo się pogniewamy.

-Oh, nie boję się ciebie, Cooper. - Uśmiechnął się łobuzersko chłopak, wysyłając jej w powietrzu całusa.

-Jesteś idiotą, Jones. - Zaśmiała się dziewczyna, podchodząc do niego i całując lekko w usta. - Ale moim idiotą. Zapamiętaj to sobie, Jug. Ty jesteś mój, a ja twoja. Tak jak kiedyś.

-Tak jak kiedyś. - Wyszeptał, zanurzając palce w jej włosach i całując w czoło. - Tak, jak kiedyś.

•••

Oglądali film na jego laptopie, kiedy znów to poczuł. Stres i poczucie bezsilności, tego, że nie ma po co żyć... To wszystko znów złapało go w swoje sidła. Całe jego ciało się spięło, kiedy próbował pomyśleć o czymś innym, ale w końcu wyszeptał Betty do ucha:

-Zaraz wrócę. - I wyszedł na dwór, zatrzaskując za sobą trzęsącymi rękami drzwi.

Wyjął zapalniczkę i papierosy, ale ręce tak mu się trzęsły, że nie był w stanie jej odpalić. W końcu usłyszał za sobą otwierane drzwi i obrócił się gwałtownie w ich kierunku.

-Juggie? Co się dzieje? - Zapytała ostrożnie dziewczyna, przyglądając się jego spiętej twarzy.

-N...nie wiem. - Wyszeptał chłopak, cały czas próbując odpalić papierosa. - Po... Po prostu jestem... Betty, ja jestem zniszczony. Zepsuty, połamany. Nie mam pojęcia, jak ktokolwiek mógłby mnie... Nie naprawisz mnie. Czuję tą ogarniającą mnie bezsilność, to poczucie pustki i to przychodzi znikąd. Nie chcę tego. Naprawdę... Ja już nie chcę. - Poczuł na twarzy pierwszą, gorącą łzę i starł ją gniewnym ruchem. - Po prostu nie chcę być już taki. Nie chcę, żeby ktokolwiek musiał się ze mną męczyć, jak ty to robisz teraz. Jestem taki bezużyteczny... - W tej chwili przerwał, czując na policzku jej ciepłą dłoń.

-Juggie. - Szepnęła. - Spójrz na mnie. - Podniósł wzrok ze swoich stóp i zatopił go w jej zielonych oczach. - Nie jesteś bezużyteczny. Nie męczę się z tobą. Jesteś... Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała. Jesteś moim bohaterem, moim chłopakiem, chociaż i to nie oddaje w pełni tego, kim tak naprawdę dla mnie się stałeś. Jestem na siebie z jednej strony wściekła, że tak szybko, bez większego zastanowienia znów się od ciebie uzależniłam. Ale z drugiej... Wiem, czemu tak się stało. Bo ty to ty - jesteś wspaniały, kochanie. Zajmujesz się mną, wspierasz, JESTEŚ tu. Po prostu jesteś. I za to cię kocham.

-Ale czy ja na to zasługuję? - Zapytał Jughead, tym razem pozwalając łzom wypłynąć. Betty starła je powoli opuszkami palców. - Czy zasługuję na twoją miłość? Po tym wszystkim? Czy ktoś powinien mnie kochać?  Nie lepiej by było, gdybym został sam? Wtedy przynajmniej miałbym pewność, że cię nie zranię.

-Jug, nie słuchasz mnie. Jesteś wyjątkowy i kocham cię, ze wszystkimi twoimi wadami i zaletami. Jesteś moim przyjacielem, moim chłopakiem, moją... Bratnią duszą. Jesteś mój, a ja jestem twoja. Należymy do siebie. I nic tego nie zmieni, jasne? - Chłopak powoli klęknął, wtulając głowę w jej brzuch i wyszeptał:

-Tak. Jasne jak słońce.

Unforgivable//BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz