-Betty Cooper. Jak to się stało, że trafiłaś na taką szuję w ludzkiej skórze? - Spytał się kpiąco Chuck, opierając nonszalancko o szafki. Odwróciłam się i zatrzasnęłam swoją tuż przed jego nosem.
-Jeśli zamierzasz się natrząsać z mojej naiwności, Clayton, to wypierdalaj. Nie mam zamiaru cię słuchać.
-Nawet jeśli miałbym plan, jak zemścić się na Jonesie? - Zamarłam w pół kroku.
-W jakim sensie?
-No nie mów, że do ciebie nie wypisuje. Nie błaga o wybaczenie. Przynajmniej o to, żeby mógł ci wszystko wyjaśnić... Masz te wszystkie wiadomości, prawda? - Poczułam przypływ niepokoju, bo o wszystkim tak dobrze wiedział.
-Owszem. Ale... Co to ma do rzeczy?
-Wszystko. Możesz go ośmieszyć na oczach całej szkoły. Powiedzieć, że niby mu wybaczysz, a potem złamiesz mu serce, tak jak on tobie. Był twoim pierwszym, ta? Odebrał ci dziewictwo...
-Dobra. Zgadzam się. - Rzuciłam, czując, jak moje żyły wypełnia wściekłość. - Więc jaki masz plan?
•••
-Betty... Dziękuję, że zgodziłaś się mnie wysłuchać. - Powiedział cicho chłopak. Spojrzałam na niego pierwszy raz od paru tygodni i zauważyłam, jak źle wygląda. Zapadnięte policzki, podkrążone oczy, ubrania dosłownie na nim wisiały. To jednak nie wzbudziło mojej litości. Miałam w sercu za dużo wściekłości.
-Mów. -Rzuciłam sucho, wiedząc, że za chwilę znacznie się przedstawienie.
-To... Chuck mnie do tego zmusił. On...
-On obiecał, że cię zniszczy. I teraz realizuje swoje przyrzeczenia. - Odezwał się ciemnoskóry chłopak, wyłaniając z cienia.
-Cz...czemu on tu jest? - Zająknął się Jughead.
-A czemu nie mogę być z moją nową dziewczyną, do której wypisujesz od paru tygodni jakieś niestworzone rzeczy, creepie? - Zaśmiał się paskudnie Chuck, obejmując mnie ramieniem, na co zadrżałam. Właśnie w tym momencie zapragnęłam znów znaleźć się w ciepłym, bezpiecznym uścisku Jugheada. Potrząsnęłam jednak głową, patrząc z pogardą na postać przede mną.
-Ch...chłopakiem? Betty, co to znaczy? Betts? - Kiedy powiedział moje imię tym błagalnym tonem, poczułam, że kruszeję. Miałam ochotę to wszystko odwołać, ale zanim otworzyłam usta, odezwał się Clayton.
-Co, zdziwiony, Jones, że po takim skurwysynie jak ty Betty znalazła sobie w końcu kogoś z klasą? Co, myślisz, że wróci do ciebie na kolanach, bo nie ma nikogo innego? Pierdol się, Jones. A teraz, od tej chwili, wszyscy w szkole będą mieli twoje upokarzające wiadomości. Ohh, Betts, kocham cię, bez ciebie jestem nikim, nie mogę sobie poradzić, jestem jebanym smutnym chłopaczkiem z depresją... - Zadrżałam, kiedy zobaczyłam ten szczególny ton we wzroku Jugheada. On nie był zraniony. Był zdewastowany. Pokonany. Kiedy się od nas odwrócił, żeby odejść, dopasowałam do niego jedno słowo. Przegrany. Na całej linii.
•••
Betty otworzyła drzwi, wpuszczając do środka przyjaciół. Tak jak się spodziewała, byli wszyscy. Cheryl patrzyła niechętnie na Jugheada, ale ten uporczywie świdrował wzrokiem postrzępioną firankę.
-Co się stało, że zadzwoniłaś, B? - Spytała cicho Veronica, wręczając jej torebkę z jedzeniem z Pop's.
-Jug się stał. - Westchnęła Betty, podchodząc do niego i podając mu burgera. - Masz to zjeść, Juggie. Nie mam zamiaru patrzeć, jak mdlejesz z wygłodzenia. - Chłopak niechętnie wziął go z jej ręki i obojętnie się w niego wgryzł. W tym czasie Betty wskazała wszystkim miejsca wokół stolika i kazała usiąść.
-Zanim wam powiem, co tu się stało, chcę nakreślić całą sytuację ze strony, której raczej nie znaliście. - Zaczęła. I opowiedziała im historię intrygi, którą stworzyła razem z Chuckiem i powód, dla którego Jughead zgodził się na umowę z Claytonem. Tej części nie opowiadało jej się tak trudno, bo wiedziała, że najgorsze przed nią. W pewnym momencie położyła dłoń na kolanie Jugheada i już jej nie zdjęła, zataczając kciukiem małe kółka po materiale jego spodni.
-Hmm... I teraz czeka nas ta trudniejsza część. - Westchnęła, lekko zaciskając palce i poczuła, że Jughead zaczyna się nimi bawić. Wytrąciło ją to trochę z rytmu, bo przypomniało jej się, jak kiedyś uwielbiał to robić. Uśmiechnęła się lekko, zaraz jednak spoważniała. - Część, której najbardziej się wstydzę. Ja... Nie powinnam...
-Starczy, Betts. - Powiedział nagle ostro Jughead, puszczając jej dłoń. - Nie ma tu nic więcej do opowiadania. Nie... Nie chcę tego wszystkiego jeszcze raz słyszeć.
-Ale...
-Nie. Wychodzę, a wy siedźcie sobie, słuchając wspaniałych historyjek o tym, jak spierdolone jest moje życie. - Zerwał się z kanapy, lekko chwiejąc i poczuł, że zaczyna mieć mroczki przed oczami. Konsekwentnie jednak zmierzał do drzwi, dopóki nie zatrzymał go stanowczy głos.
-Forsythe Pendletonie Jonesie III. Masz tutaj wrócić, do jasnej cholery.
-Kto? - Zapytała się zgodnie cała grupa, a Betty spojrzała na nich, zdziwiona.
-No co? Tak się nazywa ten tu. - Podeszła do niego i złapała go za rękę, ciągnąc z powrotem w stronę kanapy.
-Ja. Pierdolę. - Wyszeptała cicho Toni. - Zastanawialiśmy się długie miesiące, jak ten typ ma naprawdę na imię, a ty cały czas wiedziałaś?!
-Oczywiście. - Wzruszyła ramionami. - Nie poszłabym do łóżka z kimś, kogo imienia nie znam. - Dziewczyny lekko zachichotały, ale to delikatny uśmiech na twarzy chłopaka był dla niej największą nagrodą.
•••
-Co ty tu robisz, Jones? Jeszcze ci mało? - Odezwałam się chłodno, patrząc na chłopaka wyzywającym wzrokiem.
-B...betty... Ja... Przyszedłem tu, bo... Bo nie wiedziałem, co innego mogę zrobić. Nie... Nie mam nikogo innego.
-I w takim razie zwróciłeś się do swojej byłej? Co z ciebie za frajer, Jones. - Mój wzrok mimowolnie spoczął na jego pokrwawionych dłoniach, które w tej chwili zaciskał w pięści. - Co, życie stało się zbyt ciężkie? - Zakpiłam, ale zadrżałam na widok jego bólu w spojrzeniu.
-B...betty... Błagam... Pomóż mi...
•••
-Ale czasem niektórym ludziom nie da się pomóc, prawda, Betts? - Odezwał się cierpko Jughead w połowie jej opowieści, wstając z miejsca i patrząc z góry na dziewczynę. - Niektórzy na to nie zasługują. Nie zasługują na szczęście, nie zasługują na życie. Prawda, Betts? To wszystko prawda? Więc dlaczego mnie ratowałaś? Dlaczego tu przyszłaś?! Po co?! Czemu nie pozwoliłaś mi... Czemu... - Betty znów zobaczyła łzy w jego oczach, kiedy odwrócił się i wybiegł z przyczepy, nie zważając na jej wołania. Dziewczyna bez wahania podążyła za nim, obserwując, jak znika w lesie.
-Jug! Jughead! Do jasnej cholery, Juggie! Masz tu do mnie wrócić! Jugggg! - Wrzasnęła rozpaczliwie, łapiąc go za końcówki palców.
-Czemu?! Czemu?! Czemu mam to cały czas znosić?! - Dziewczyna ledwo zauważyła to, że stoją w środku głuszy, w ciemności.
-Bo... Bo cię potrzebuję. Potrzebuję cię. Nie poradziłabym sobie, gdyby coś ci się stało. Ja... Ja... Jug, ja walczyłam przez cały ten rok, żeby zwalczyć to, co do ciebie czuję. I nie udało mi się. Kochałam cię nawet wtedy, kiedy robiłam te wszystkie okropne rzeczy. Podświadomie za tobą tęskniłam, nie wiedząc, za czym tęsknię. Cały czas cię kochałam, i cały czas to robię. Nie przestałam. Nie przestałam.
CZYTASZ
Unforgivable//Bughead
Hayran KurguBetty przybywa do tego samego miasta, w którym mieszka chłopak, odpowiedzialny za złamanie jej serca. Nie spodziewa się, że oprócz nienawiści może znów poczuć do niego coś więcej. ~ -Nienawidzę cię, Cooper. -Z wzajemnością, Jones. -I nienawidzę też...