Nie było go w szkole już drugi dzień z rzędu, a Betty zaczęła poważnie się o niego martwić. Wydębiła nawet jego numer od Kevina, ale nie zadzwoniła, bo nie wiedziała, co miałaby powiedzieć, gdyby obebrał. No, wiesz, Jones, najchętniej zatopiłabym w twoim sercu ostre pazury, jak tam życie? Depresyjka cię gnębi, co? Pokręciła głową i zagryzła wargi, chowając telefon do kieszeni. Po chwili jednak wysłała mu prostą wiadomość:
Wszystko ok?
Nie doczekała się jednak odpowiedzi. Postanowiła więc, że pójdzie do niego po szkole z Veronicą. Bo jeśli jest osoba, która będzie chciała sprawdzić, czy wszystko u niego okej, to z pewnością będzie to ona.
•••
Zdziwiła go wiadomość, którą odebrał z nieznanego numeru. Wszystko ok? Wszystko ok? Nic nie jest ok. Nie odpisał jednak, uważając, że może ktoś pomylił numery. Bo niby kogo by interesowało, czy wszystko ze mną w porządku? Nie ma takiej osoby. Nie ma. A kiedy jutro wrócę do domu, w końcu to wszystko zakończę. W końcu będę miał spokój.
•••
Nie było go. Betty obserwowała podejrzliwie okolicę, w której były. Przyczepa Jugheada stała pośrodku starego pola campingowego, gdzie co parę kroków znajdowały się stare szkielety maszyn.
-Powiesz mi, dlaczego tak bardzo chciałaś tu przyjść? Betty, przecież go nienawidzisz. A przynajmniej tak się cały czas zarzekasz. - Powiedziała protekcjonalnie Veronica, zanim zapukały w odrapane drzwi. Betty westchnęła ciężko.
-Jug był kiedyś nie tylko moim chłopakiem, ale też przyjacielem. Był najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam i pamiętam, jak kiedyś obiecałam mu, że jeśli będzie mu smutno i źle, pomogę mu. Zawsze. Bez względu na to, co się będzie działo. I kiedy po zerwaniu... Kiedy po zerwaniu przyszedł do mnie, ja... Nie dotrzymałam słowa. Był... Był w rozsypce. Pamiętam, jak moje serce pękało, kiedy patrzyłam na jego łzy, ale moja duma nie pozwoliła mi ulec. Nie pomogłam mu wtedy, chcę to więc zrobić teraz. Chciałabym naprawić ten błąd, Ronnie. Chociaż ten.
-Co takiego się stało, że przyszedł do ciebie po tym wszystkim? Że miał odwagę to zrobić? - Spytała brunetka, marszcząc brwi.
-Nie miał nikogo. Nie miał nikogo innego oprócz mnie. - Betty poczuła, jak w jej brzuchu zawiązuje się znajomy supeł, kiedy przypomniała sobie widok jego pokaleczonych rąk. - A ja mu nie pomogłam.
•••
Sprawy w Toledo przedłużały się i Jughead uznał to za niespodziewanie irytujące, że kiedy w końcu podjął TĄ decyzję, to wszystko dążyło do tego, żeby czas jego wegetacji na tym świecie zrobić odrobinę dłuższym. Westchnął, wydając ostatnie pieniądze na tani mtel na skraju miasta i postanawiając, że jeśli będzie musiał zostać jeszcze jeden dzień, oleje to wszystko i wróci do domu. Do odrapanej przyczepy, obskurnego wystroju, zardzewiałego prysznica i do sznura, pozostawionego na suficie. A wtedy w końcu skończy się jego ból. Westchnął, kiedy osobliwe uczucie ulgi wypełniło jego płuca. Śmierć będzie wybawieniem. Nie początkiem, ale końcem. Końcem jego cierpienia.
•••
Kiedy kolejnego dnia również nie było go w szkole, uznała, że kolejna wiadomość nie zaszkodzi. Musiała wiedzieć, czy jest cały, czy sobie radzi, gdzie jest... Poczuła piekące łzy w kącikach oczu, kiedy uświadomiła sobie, jak znów stał się dla niej ważny. Okręcił ją wokół swojego palca, a ona nie protestowała. Chciała tego. Chciała jego. I to tak bardzo ją przerażało.
Juggie. Do cholery ciężkiej, czy wszystko w porządku?
Kiedy w ciągu pięciu minut nie otrzymała odpowiedzi, wklepała wściekła:
Forsythe Pendletonie Jonesie III masz natychmiast mi odpisać, co się do cholery z tobą dzieje.
Natychmiast otrzymała wiadomość zwrotną.
Nic się nie dzieje. Nie wiem, czemu do mnie piszesz, ale wszystko jest. Dobrze.
Zmarszczyła brwi, patrząc na tą dziwną przerwę i uznała, że znaczy ona coś zupełnie innego. Wybrała więc bez wahania jego numer.
-Cooper. - Wymamrotał po chwili, a dziewczyna odetchnęła, słysząc jego głos.
-Jugheadzie Jones. Gdzie jesteś?
-A skąd to pytanie? No bo chyba nie dlatego, że się przejmujesz. - Serce jej zadrżało, kiedy uświadomiła sobie, że jego głos jest taki... Pusty. Jakby już na niczym mu nie zależało.
-Jug... Nie zrób czegoś, czego będziesz potem żałować. - Wyszeptała, zaciskając palce na telefonie.
-Spokojnie. To, co robię nie jest niczym, czego mógłbym żałować. Nie martw się, Betts. - Jego głos złagodniał. - Nawet kiedyś wiedziałaś, że się nie nadaję. I miałaś rację.
Miałaś cholerną rację.-Jug... Jug... Juggie... Do czego? Do czego się nie nadajesz? - Powiedziała ze ściśniętym gardłem.
-Do życia, Betts. Do życia. - W tej chwili połączenie zostało zerwane, a ona rozpaczliwie znów wykręciła jego numer, jednak tym razem nie odebrał. Zaczęła się trząść na całym ciele, chcąc tylko go znaleźć i upewnić się, że nic sobie nie zrobił. Że jest w porządku. Chciała powiedzieć, że to nieprawda. Że powinien żyć. Musi żyć.
Owinęła kolana ramionami, zamieniając się w ciasną kulkę i zaczęła płakać. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Czy da radę go uratować.
•••
Siedziała w swoim pokoju na łóżku, tam, gdzie po raz pierwszy uprawiali seks. W jego przypadku pierwszy i jedyny.
Podszedł do niej z uśmiechem, ściskając bukiet polnych kwiatów, które zebrał specjalnie dla niej na łące.
-O! Juggie. Ale... Co ty tu robisz? - Zapytała, podejrzliwie przewiercając go spojrzeniem.
-Przyniosłem ci kwiaty. - Uśmiechnął się nieśmiało, a ona spojrzała z przerażeniem na to, co trzymał w rękach.
-Kwiaty?! Kwiaty?! Jakie kwiaty? Tu są tylko robale i kości. Czemu przyniosłeś mi to obrzydlistwo?!
-Ale... - Spojrzał na swoją dłoń, ale ta zniknęła. Westchnął ze zdziwieniem i przerażeniem, starając się dotrzeć do reszty swojego ciała, ale nie mógł. Był przejrzysty i lekki.
-Czemu tu się znalazłeś, Jughead? Przecież jesteś martwy. Powinieneś zostać. Przestań. Powinieneś być martwy.
•••
Wybudził się z koszmaru, oddychając ciężko. Przesunął ręką po twarzy, ścierając z niej pot i łzy, które pojawiły się tam w międzyczasie. Przypomniał sobie, jak całe jego dłonie pokrywała krew. Dowiedział się, że aresztowano ojca za zabójstwo młodego chłopaka. W jego wieku. Dowody były niezbite. I stało się to parę dni po jego publicznym upokorzeniu przez Betty. Tak naprawdę dość niechcący ścisnął szklankę w dłoniach i rozbił ją na małe kawałeczki. Ale to, że potem i tak zaciskał pięści, nie zważając na ból, skończyło się jednym zerwanym nerwem w małym prawym palcu i wieloma większymi lub mniejszymi skaleczniami. Kiedy nie pomogła mu Ona, uznał, że to nie ma sensu i wrócił do domu, żeby zakończyć to cierpienie. Już kiedyś chciał to skończyć, ale powstrzymał go widok ramki ze zdjęciem, na którym uśmiechały się do niego mama i Jellybean. Uświadomił sobie wtedy, że zawiódłby je, poddając się bez walki. Podjął ją więc. Walczył cały rok, który nie był najlepszym w jego życiu, ale był... Znośny. Poznał nowe osoby, które mógł nazywać przyjaciółmi, rozwijał się literacko. A potem jego ojciec postanowił to wszystko zakończyć. Został sam. Sam, bez woli walki. Wiedział, że już dalej nie da rady. Nie pokonali go ludzie. To życie stało się zbyt okrutne. A jutro nastąpi jego kres.
CZYTASZ
Unforgivable//Bughead
FanfictionBetty przybywa do tego samego miasta, w którym mieszka chłopak, odpowiedzialny za złamanie jej serca. Nie spodziewa się, że oprócz nienawiści może znów poczuć do niego coś więcej. ~ -Nienawidzę cię, Cooper. -Z wzajemnością, Jones. -I nienawidzę też...