1.

539 64 8
                                    

Brunetka stała pod lotniskiem już od przeszło piętnastu minut i powoli zaczął zjadać ją stres, że została zostawiona samej sobie.

W końcu jednak poczuła wibrację więc szybko postarała się odblokować swój telefon lecz było to dość trudne do zrobienia z racji, iż ręce trzęsły jej się z nerwów.

Numer, od którego dostała sms-a nie znała ale wiedziała, że to ktoś od pana Smitha.

Może jakiś przystojny menager, pomyślała rozbawiona i zaczęła szukać wzrokiem potencjalnego osobnika, który mógłby już ją stąd zabrać.

Jej myśli przerwał pisk samochodu, który szybko i głośno zatrzymał się na podjeździe dla taksówek. Drzwi się otworzyły a brunetka zdębiała.

Z samochodu wysiadła wysoka blondynka z pofarbowanymi na różowo końcówkami włosów.

Przedstawicielka płci pięknej, która zdecydowanie należała do tej atrakcyjniejszej części skierowała krok ku meksykancę.

Ta stała oniemiała i spogladała z wymalowanym na twarzy szokiem na zmierzającą ku niej blondynkę.

-Ty jesteś Luna, nie? - spytała a brunetka ledwo dała radę skinąć głową, potwierdzając pytanie blondynki. -To chodź.

Blondynka nie czekając na reakcję dziewczyny, ruszyła zgrabnie krocząc z powrotem do swojego samochodu.

Luna dopiero po krótkiej chwili zdała sobie sprawę, że jeśli się nie pośpieszy to będzie musiała sama dojść do wynajmowanej willi.

Blondynka, która siedziała już za kierownicą z wyraźną niecierpliwością w oczach, czekała aż młodsza włosy swoją walizkę do bagażnika i zajmię swoje miejsce.

Kiedy brunetka siedziała już na przednim siedzeniu zaraz obok blondynki, ta ruszyła z podjazdu i wjechała na autostradę.

Luna siedziała jak na szpilkach i kątem oka obserwowała dziewczynę, w dalszym ciągu nie rozumiejąc, czym blondynka tak bardzo ją zafascynowała.

Może tymi oczami, które w świetle słońca były błękitne jak niebo nad nimi? A może tym wdzięcznym sposobem, jakim się poruszała?

Meksykanka nie miała pojęcia, co się właśnie z nią działo i z całego serca chciała mieć już ten dzień za sobą. Stres, który potęgował z każdą chwilą ciszy, dobijał ją jeszcze bardziej.

Blondynka podgłosiła radio, w którym akurat leciał jakiś tandetny kawałek. Brunetka dla rozluźnienia zaczęła cicho nucić tekst pod nosem a po chwili nieco głośniej poczeła śpiewać kolejne zwrotki piosenki.

Blondynka bez słowa skupiła wzrok na drodzę lecz zerkała z zaciekawieniem na młodszą dziewczynę, która nadal śpiewała, nie zdając sobie sprawy z tego, że jest obserwowana.

Kiedy w radiu zagościł głos spikera, spojrzenia obu skrzyżowały się w lusterku.

Blondynka natychmiast odwróciła wzrok z powrotem na ulicę a brunetka zagryzła lekko wargę z nerwów. Postanowiła przerwać ciszę panującą w samochodzie lecz nie bardzo wiedziała jak się za to zabrać. Nigdy nie rozmawiała z kimś takim jak blondynka siedząca obok niej, nie wiedziała więc o czym "ta liga" rozmawia.

-Um jestem Luna - powiedziała po krótkiej chwili.

-Fajnie - odparła blondynka bez żadnego zainteresowania w głosie.

-A Ty jak masz na imię? - Valente spróbowała zagadać poraz kolejny licząc, że może następna próba skłoni dziewczynę do rozmowy.

-Ambar - odrzekła chłodno imienniczka tegoż oto imienia i szybko wbiła wzrok w jezdnię.

-Ładnie tutaj - stwierdziła dziewczyna już sama do siebie.

Chwilę później dziewczyny parkowały już pod ogromną willą, w której mieszkała blondynka wraz ze swoim ojcem.

Luna z wielkim szokiem obserwowała rezydencję Smith'ów.

Widać, że robotę wykonało wielu utalentowanych ludzi bo efekt był naprawdę niesamowity.

Przed dom szybko wyszedł wysoki i zadbany mężczyzna, na oko 45-latek.

Meksykanka natymiast zdała sobie sprawę z faktu, iż Ambar była dosłowną kopią ojca, te same oczy a zarówno magnetyzujące spojrzenie.

Gesty, ruchy i to w jaki sposób się uśmiechali.

Te ostatnie było zdecydowanie najbardziej urocze, Luna czuła się poruszona ich świetną relacją.

-Witaj, Luno - pan Smith podszedł do młodej dziewczyny z pewnością i złapał ją za dłoń, którą lekko musnął ustami. -Miło mi Cię w końcu poznać osobiście.

-Dzień dobry, mnie również - brunetka była tak zdenerwowana, że ledwo potrafiła wymówić z siebie te parę zdań.

Czuła na sobie te niebieskie tęczówki, które intensywnie się w nią wpatrywały i sprawiały, że na jej ciele pojawiała się gęsia skórka.

Luna spuściła wzrok na swoje tenisówki, które przy wysokich szpilkach Ambar, za które blondynka musiała wydać krocię i eleganckich butach jej ojca, które choć wyglądały jak zwykłe lakierowane buciki dla biznesmenów, były tak drogie, że brunetce suma aż zaszumiała w uszach.

Bogaci są to mogą sobie pozwolić, pomyślała dziewczyna i wzruszyła ramionami.

Tego dnia nie mogło jej nic popsuć, w ten dzień chciała zrobić jak najlepsze wrażenie na producencie, jak i na jego córce, czego brunetka jeszcze się nie spodziewała.

gινє υѕ α ¢нαη¢є - ℓυηα × αмвαя ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz