24.

284 30 8
                                    

Luna szybkim krokiem wróciła do swojego pokoju i podeszła do okna, szukając czegoś co może ją uspokoić.

Ruszyła do kuchni i zauważyła butelkę whiskey, która leżała na blacie.

Brunetka nie myśląc dużo złapała za butelkę, odkręciła korek i pociągła solidny łyk.

Kiedy oderwała butelkę od ust, poczuła ciepło, które ogarnęło jej ciało.

Poczuła ulgę, która powoli zaczęła rozluźniać jej ciało.

Dziewczyna usiadła na krześle i przechyliła butelkę w swoją stronę, po raz kolejny upijając łyk.

-Jezu drogi, Luna - usłyszała nad sobą głos Harrego, który podbiegł do niej i odebrał jej butelkę whiskey z rąk.

-Ja to pije, h-halo - zawołała w stronę pana Smitha, który natychmiast wylał zawartość butelki do umywalki.

-Piłaś - poprawił brunetkę i zmoczył ręcznik zimną wodą, po czym szybko odwrócił się do dziewczyny i zaczął przecierać jej twarz chłodnym ręcznikiem.

Luna poczuła, że okład dobrze jej robi więc przymknęła oczy i starała się choć na moment zasnąć.

Nieprzespana noc dała mi się we znaki, pomyślała lecz otworzyła oczy bo alarm w jej telefonie zaczął dzwonić.

-Jeny już jest po 8 - westchnęła i podniosła się z krzesła.

-Już Ci lepiej? - spytał zmartwionym głosem pan Smith.

-Trochę.

Luna posłała Harremu uśmiech i szybko skierowała się do swojego pokoju.

Szybkim ruchem złapała za sukienkę i zaczęła zakładać ją na siebie, męcząc się z zamkiem.

Zamek jednak odpuścił nerwów brunetce i zasunął się bez problemów.

-Ambar - rozległ się głos pana Smitha. -Gotowa?

-Dzwoń po Dereca, wracam do Buenos Aires - odkrzyknęła blondynka z drugiego końca domu.

Luna stała z boku, czując jak ulga gdzieś ucieka i ponownie zastępuje ją niepokój.

Wiedziała, że dzisiejszą rozmową całkowicie zniszczyła jej kontakty z Ambar, jednak w głębi duszy miała nadzieję, że blondynka da jej jeszcze szansę.

Zdawała sobie sprawę z faktu, że przegięła, jednak była zdania, że każdy popełnia błędy.

Brunetka spojrzała ostatni raz w lustro i udała się w stronę swoich drzwi wejściowych.

Kiedy zamykała je za sobą, poczuła na sobie czyjś wzrok.

To ona, przeszło przez myśl młodszej, widząc stojącą niedaleko Ambar.

Brunetka posłała jej lekki uśmiech, jednak blondynka wcale go nie odwzajemniła.

Luna westchnęła pod nosem i ruszyła w stronę przedpokoju, w którym ubrany w czarny garnitur czekał już Harry Smith.

-Luna, spójrz, która już godzina - odezwał się, kiedy tylko zauważył brunetkę i podetknął jej pod nos zegarek. -Spóźnimy się.

-Spokojnie, panie Smith. Taksówka już czeka a stąd do kościoła mamy dziesięć minut jazdy.

Oboje ruszyli do drzwi, kierując się w stronę zniecierpliwionego taksówkarza, który dekorował chodnik niedopałkami.

-Wreszcie - przewrócił oczami i wsiadł za kierownicę.

Pan Smith otworzył drzwi Lunie a kiedy ta już zajmowała miejsce w środku, facet sam usiadł na przednim siedzeniu.

-Dokąd jedziemy? - spytał, spoglądając w lusterku na Lunę.

-Do kościoła Świętego... - odparł facet a kierowca ruszył szybko z podjazdu.

-Już wiem - odsapnął i skupił wzrok na drodzę.

Luna co rusz przygryzała wargę, przypominając sobie kłótnie z Ambar.

Przez całą drogę zastanawiała się, jak naprawić ich kontakt.

Wyciągnęła z kieszeni telefon, jednak po chwili schowała go z powrotem.

Przecież nie wymieniłyśmy się numerami, pomyślała brunetka i westchnęła pod nosem.

Czuła się przytłoczona i zmęczona, chciała mieć już za sobą ten okropny dzień.

Nawet nie zwróciła uwagi, że taksówka stoi a oni są już na miejscu.

Harry Smith wyciągnął z kieszeni portfel i podał kierowcy pieniądze, następnie wsiadł z samochodu i podszedł od drugiej strony, tam gdzie siedziała Luna, otwierając jej drzwi.

Brunetka dopiero po chwili zdała sobie sprawę z faktu, że pan Smith czeka aż wysiądzie więc szybko odpieła pasy i opuściła samochód.

-Idziemy? - spytał Harry, spoglądając z lekkim uśmiechem na swoją podopieczną.

-Chyba tak - odparła i oddała uśmiech.

Pan Smith objął jej ramię i delikatnym ruchem poprowadził ją ku wejściu do kościoła.

-Dziękuję panu, że przyjechał pan tu ze mną - odezwała się po chwili, czekając na księdza. -To wiele dla mnie znaczy, że jednak nie jestem sama...

-Nie ma za co - odparł facet i uśmiechnął się smutno do Luny. -Masz mnie i moją córkę, zawsze będziemy Cię wspierać!

-Ambar chyba nie... - zaczęła lecz poczuła nagły ścisk w żołądku, kiedy jej spojrzenie skrzyżowało się z niebieskimi oczami.

gινє υѕ α ¢нαη¢є - ℓυηα × αмвαя ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz