//two

103 5 0
                                    

Na korytarzu pojawiło się mnóstwo osób podążających w róznych kierunkach, co wyglądało jak jeden ogromny chaos, lecz działający jakby według ustalonego przez uczniów algorytmu. Tyler czuł się w tym zgiełku zagubiony jak małe dziecko w parku, kiedy traci swoją mamę z pola widzenia. Schował się jedynie za drzwiami w oczekiwaniu aż ludzie się trochę rozejdą.

-Ah, przecież nie wiesz gdzie co jest! To chyba znaczy, że jednak się wybierzesz ze mną na wycieczke po szkole. -ucieszył się Josh.
-Dobrze, chyba nie mam innego wyjscia. -usmiechnął się lekko ciemnowłosy. Nie chciał wyjść na niemiłego, nie chciał też za bardzo się wychylać. Obiecał sobie, że tym razem nie pozna nikogo nowego, nie po tym, co stało się w Michigan.
-Tutaj jest sala biologiczna, jest tam śmieszny szkielet i dużo wypchanych zwierzaków. A jakbyś poszedł bardziej na lewo za tymi drzwiami... -opowiadał zawzięcie różowy chłopiec. Tyler słyszał go jakby przez mgłę, nie skupiał się na słowach kolegi. Był to jeden z tych momentów, kiedy nad jego duszą i wszystkimi zmysłami pojawiła się gigantyczna czarma chmura, zabierająca ze sobą wszelkie nadzieje i pozostawiała po sobie jedynie dziwną pustkę, której chłopak nigdy nie potrafił zapełnić.
-Halo! Ziemia do marzyciela! W ogóle mnie nie słuchasz... Eh, chodź Taylor, pójdziemy coś wszamać. -Wybudził go z beznadziejnej otchłani.
-Tyler. Mam na imię Tyler.
-No przecież mówię! A jak usłyszałeś? -Josh popędził wgłąb korytarzowego tłumu zostawiając za sobą zamyślonego chłopca.

Poszli razem do szkolnej stołówki. Wchodziło się do niej dużymi schodami w dół. Cała sala pomalowana była na pomarańczowy i żólty kolor, coś jak letni zachód słońca. Po obu stronach pomieszczenia poustawiane były spore stoliki. Te najwieksze ulokowane były w samych kątach. Tyler domyślał się, że są zarezerwowane dla szkolnych elit. Na przeciwko znajdowała się kuchnia z wyżłobionym w ścianie otworem, z którego wydawane były posiłki. Mimo, że stołówka znajdowała się poniżej parteru, posiadała duże okna sięgające aż do sufitu, z których widać było szkolne ogrody pełne kwiatów i krzewów, gdzie swój wolny czas w ciepłe dni spędzało większość uczniów.

-Dwa razy obiad dnia poproszę.
-Nie jestem głodny. -Skrzywił się Tyler
-Musisz coś zjeść! Chociaż skubniesz odrobinkę. Spędzisz troche czasu z nowym kolegą! Może mi coś o sobie powiesz. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że się dogadamy. -Od Josha tryskało energią jak od nikogo innego.
-Nie wiem dlaczego masz w sobie tyle szczęścia i energii. -Pomyślał ciemnowłosy i usiadł na miejscu z widokiem na połacie zieleni.
-To... Powiesz mi coś ciekawego?
-Jestem z Eden w Karolinie Północnej, często się przeprowadzam. Ostatnio mieszkałem w Michigan, ale nie podobało mi się tam. -Opowiadał Tyler.
-A kto normalny lubi Michigan?! -Śmiał się różowy. -W naszym Columbus na pewno ci się spodoba! Ja mieszkam tu od urodzenia, zapewne nigdy się to nie zmieni i chyba nawet nie chcę sie wynosić. Mam tu całe życie!
-Skąd pomysł na różowe włosy? -Tyler wpatrywał się w każdy włos chłopca z osobna. Były tak zniszczone, że wyglądały jak siano. Różowe siano.
-Miałem chyba już wszystkie kolory tęczy na głowie. Lubię być tęczowy. Chociaż troche koloru w tym paskudnym, szarym świecie, co?
-Hah, racja. -Ciemnooki dopiero dostrzegł piękne jasnobrązowe oczy ekstrawertyka. Łączyły one w sobie wiele odcieni brązu i żółci od źrenicy aż po koniec tęczówki. Wyglądały jak kora potężnego drzewa, które mogłoby być bezpiecznym domem dla wielu stworzeń. Pałały one niesamowitą pozytywną energią, której chłopiec od zawsze pragnął. Chciał w tym momencie by ich moc przeszła na niego i przegoniła jego demoniczne cienie z głowy. Chciał się oddać tym oczom i nigdy nie przestawać w nie patrzeć aż do końca swoich dni.
-Ale dosyć o mnie. Widzisz ten duży stolik gdzie siedzi ten chłopak z blondyną i całą ekipą? To Jay i Abigail. Lepiej na nich uważaj. Szkolne gwiazdeczki... Raz od niego oberwałem, nie polecam takiego przeżycia.
-Matko, dlaczego cię pobił? -Słuchał z niedowierzaniem.
-Aaa... Długa i dosyć pokręcona sprawa. Kiedyś ci o niej opowiem.

Tylera zastanawiała postać wysokiego na prawie dwa metry lekko przy kości chłopaka w basebolówce z logiem szkoły na plecach. Co mogło mu przeszkadzać w tak sympatycznym wesołym chłopcu jak Josh z najpiękniejszymi oczami na świecie?

Pozostałe dwie lekcje Tyler spędził na rysowaniu tego, co dostrzegał w oczach Josha.

Czas zleciał mu niesamowicie szybko. Nagle
zorientował się, że za chwilę wybije godzina 12 i przybędzie po niego ojciec. Cały dzień myślał o tym różowym chłopcu z dziwnie dużym nosem i skośnymi oczami. Chciał go poznać bardziej. Głos w głowie jednak zabraniał mu tego robić.
-Heej Tayyloor!! Do jutra! -Krzyknął na cały korytarz usmięchnięty Josh machająć w strone cichego.
-Tyler... -Powiedział pod nosem i wyszedł ze szkoły.

HometownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz