//five

58 5 15
                                    

Piątek zawsze wydawał się być lepszy od niedzieli dla Tylera. Nie zdenerwował się mimo budzika dzwoniącego mu prosto w twarz, bo przecież zasnął z telefonem w ręku. Ekran jego telefonu pokazywał już godzinę 8:20 więc postanowił pójść dopiero na następną lekcję.
Zarzucił na siebie czarną bluzę Adidasa i wyszedł szybko do szkoły, a raczej do nowego przyjaciela.

Ku jemu zdziwieniu przed szkołą stał jego starszy brak Zack w towarzystwie wysokiego Jay'a jak zawsze ubranego w bluze z logo szkoły. Stali w kole i spoglądali w dół. Podchodząc coraz bliżej zaczynał słyszeć słowa wypowiadane przez starszych rozrabiaków.
-Zrozumiano?! Masz go zostawić w spokoju pedale! Jeden pedał w tej szkole wystarczy. A tylko spróbuj sie sprzeciwić, jak jeszcze raz zobaczę cię ja albo Zack w okolicy nowego to dostaniesz drugą śliwę do kolekcji! -Jay uderzał zwiniętego Josha z pięści i kopał na zmianę.
Tyler nie widział, jak zareagować, nie był chyba w stanie się odezwać w obronie przyjaciela. Wiedział też, że jeżeli nie zareaguje, nigdy sobie tego nie wybaczy.
-Zostawcie go! Co on wam zrobił?! Nie róbcie mu krzywdy! -Ciemnowłosy krzyczał, lecz wydawało mu sie, że nikt go nie slyszał. Podbiegł w stronę Josha by zmierzyć się z chłopakiem znacznie większym od siebie w jego obronie. Zanim dotarł na miejsce, gdzie leżał pobity chłopiec, jego oprawcy zdążyli już odejść zostawiając młodszego na pastwę losu.
-Tyler pomóż mi... To wszystko wraca, nie chcę tak dalej, jestem słaby... Pomóż mi Tyler. -Różowowłosy wymamrotał ledwie pod nosem.
-Mój boże, Joshua... Dlaczego ci to zrobili? Musisz mi powiedzieć. Zabiorę cię daleko stąd, byś czuł się bezpiecznie. Musimy coś zrobić z tym sinym okiem... -Tylerowi prawie zakręciła się łza w oku. Był bardzo wrażliwy na cierpienie innych, a co dopiero, gdy chodziło o bliską mu osobę.

Ciemnooki wziął Josha pod ramię i opuścili teren szkoły. Udali się do najbliżego sklepu, cichy chłopiec kupił sporego loda na patyku by przyłożyć go do oka pobitego by nie spuchło bardziej. Usiedli na ławce, opiekuńczy Tyler ciągle trzymał okład z loda w czekoladowej polewie, a pobity chłopak wtulił się resztkami sił w ciało Tylera i zaczął płakać.
-Tyler, to sie znowu dzieje, tym razem nie dam sobie rady.
-Musisz mi powiedzieć co się stało, bym mógł ci pomóc. -Tyler głaskał zapłakanego po głowie. Jego dłon zaczęła już marznąć od prowizorycznego okłady ratunkowego.
-Oni mnie nienawidzą za to kim jestem. Nie jestem taki jak reszta, nie chciałem się do tego przyznawać... Boję się, że nie będziesz chciał się ze mną zadawać. Tyler... Nie jestem hetero, nie myśl teraz o mnie jak o szaleńcu.
-Oh mój... To nic nie zmieni, nadal jesteś tym samym Joshem z różowymi włosami i dużym nosem. Nie interesuje mnie do masz we włosach, wole wiedzieć co masz w umyśle.
-Będziesz mi grzebać we włosach? -Josh śmiał się przez łzy.

Porozmawiali przez chwilę wychodząc już z parku, bo zaczęło kropić.
-Chodźmy do mnie, pokaże ci moje bębny i jedną super rzecz. -Zapraszał Josh już z uśmiechem na lekko spuchniętej od płaczu twarzy.
-Dobrze, tylko powinieniem chyba poinformować mamę... -Zakłopotał się ciemnowłosy.
-Ze mną zawsze jest wszystko dobrze Tyler. -Josh puścił mu oczko. -Lepiej będzie jak wpiszesz mi swój numer, by w razie kolejnego niebezpieczeństwa wiedzieć do kogo prosić o pomoc.
Chłopcy wymienili się numerami i zadzwonili do siebie by upewnić się, że nie pomylil żadnej cyfry.

Josh poprowadził kolegę do swojego domu wyrzucając wcześniej roztopionego już loda i zaproponował wspólny obiad. Jego rodzice byli bardzo zapracowani, więc różowowłosy był na codzień zdany sam na siebie. Musiał nauczyć się gotować coś więcej niż makaron z serem. Na samych tacos tez nie da się żyć.
Ciemnowłosy był zaskoczony umiejętnościami kulinarnymi gdy kolega zaserwował mu zapiekankę z kurczakiem i brokułami w śmietanie.
-Wow, lepsza niż mojej mamy. Serio. Tylko jej tego nie mów, będzie jej przykro. -Zajadał się chłopiec.
-Hah, to nic takiego, chodź, pokaże ci lepiej perkusję.

Pokój Josha był znacznie większy od jaskini Tylera. Był cały pomalowany na szaro z jedną ścianą ciemniejszą. Na ciemniejszej ścianie zawieszone miał półki z pokaźną kolekcją różnokolorowych czapek z daszkiem.

-Wow! Po co ci aż tyle czapek?! -Zdziwił się Tyler. W życiu nie pomyślałby, że ktoś mógłby mieć więcej czapek niż skarpetek w szafce.
-Hah, każdy ma jakieś swoje dziwne zajawki. -Śmiał się różowowłosy chłopak. -Chciałem ci pokazać kilka moich ulubionych, ale wydaje mi się, że to cię zaciekawi bardziej...

Prawie na środku pokoju chłopaka stały różnorodne bębny i talerze, każdy w innym
kształcie i rozmiarze, zapewne każdy z nich wydawał całkowicie inny dźwięk.

Gdy chłopak usiadł do swojego instrumentu złapł czerwone pałeczki i rozciągnął się zakładając dwa patyki za siebie łącząc je na plecach. Towarzyszyły temu ćwiczeniu dźwięki strzelania wydobywające się z jego pleców.
Josh poczuł się jak wniebowzięty. Było widać, że robi to co sprawia mu radość, to co kocha. Popisywał się przed drobnym ciemnowłosym dając z siebie wszystko. Zaprezentował pare utworów wypełnionych chaotycznymi uderzeniami pałeczek w talerze i bębny. Razem brzmiało to niesamowicie niczym pełnowymiarowa orkiestra jednak słyszana w monochromatycznym wydaniu dzwiękowym. Tyler słyszał w tym całą orkiestrę.

-Musimy kiedyś połączyć siły tworząc razem jakiś numer. -Tylerowi zaświeciły się oczy. Cieszył się, że może poznać Josha.
-A ty... Grasz na?
-Pianinie. -Uśmiechnął się ciemnooki.
-Musi być to niezłe połączenie, perkusja i pianino. Chcę tego posłuchać! -Josh podekscytował się, upadła mu aż pałeczka odbijając się od również drewnianej podłogi.

Koledzy nawet nie zauważyli że zrobiło się już ciemno. Popołudnie zleciało im niesamowicie szybko, na jeden dzień czas stanął dla nich w miejscu i zaczęli cieszyć się życiem i swoją obecnością. Tyler spanikowany powtarzał, że nie dotrze sam do domu, bo nadal nie zna miasta Columbus. Różowowłosy chłopak ze skośnymi oczami zapewnił, że odporowadzi go pod dom drogą okrężną, od szkoły by orientował się gdzie jest.
Tyler powoli zaczyna zapamietywać ścieżki i kojarzyć miejsca w mieście. Z każdym następnym dniem zaczyna czuć się tu jak w domu. Cieszył się, ze poznał tak niesamowitą i zaskakującą osobowość jak różowowłosy Josh.

Droga zajęła im około 20 minut. Drobnemu chłopakowi zaczęło robić się już zimno, więc przyspieszył kroku. Josh zaś starał się zatrzymać swojego anioła jak najdłużej przy sobie. Czuł sie przy nim bezpiecznie jak niemowlę w objęciach matki.
Gdy dotarli pod dom Tylera, skośnooki ucałował wybawiciela w policzek.

-Dziękuję, że mnie uratowałeś Tyler.
Ciemnowłosy jednak nic nie odpowiedział. Był w ogromnym szoku, nie wiedział jak zareagować. Z tyłu głowy modlił się by nikt tego nie widział, jednak soczyste rumieńce na jego policzkach sugerowały, że marzył o takiej chwlili przez całe życie.
Josh odszedł lekko zawiedziony.
Tyler w nocy oczekiwał na jakąkolwiek wiadomość od rózowowłosego.

___________________________
Chcialabym podziekowac wam za pierwsze 100 wyswietlen pod ta opowiescia!:-) jest to serio motywujace do daleszego pisania i jest to dla mnie swiadectwo, ze sa osoby, ktorym sie podobaja moje wypociny;-)
chcialabym bardzo podziekowac mojej przyjaciolce Kindzi za podsuwanie mi pomyslow dotyczacych zawilej fabuly fika. Ona jest czescia tej opowiesci i chcialabym by tak juz zostalo. W grupie sila:-)
Zachecam rowniez do zostawiania komentarzy i oczywiscie do czytania dalszych historii naszych uroczych bohaterow:-)
do nastepnego, stay alive|-/
kuchniøwyzlew - tusia

HometownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz