//nine

57 4 42
                                    

Kolejna pora roku zaczęła małymi krokami dawać o sobie znać w Columbus. Temperatura nie była już tak wysoka jak na początku roku szkolnego a słońca na niebie bywało coraz mniej. Liście zaczęły przybierać coraz to cieplejszych odcieni tracąc tym samym swoją soczystą i kojącą dla oka zieleń.

Spokojna, mało ruchliwa ulica ciągnąca się wzdłuż osiedla domków gdzie mieszkał teraz Tyler pokryła się przy krawężnikach stertami luźno latających liści. Wszystkie kwiaty już powiędły a cała niegdyś zielona trawa pokrywająca skromny park na przeciwko domu chlopca zamieniła się w wielokolorowy dywan szeleszczących liści.

Całe miasto w otoczce ciepłych, jesiennych barw i w blasku również ciepłego odcienia światła ulicznych latarni wyglądało jak żywcem wyciągnięte z jakiegoś majestatycznego obrazu z galerii sztuki.

Jesień była ulubioną porą roku Tylera. Różnokolorowe liście cieszyły jego oko znacznie bardziej niż przeciętne, zielone krajobrazy lata. Ciemnooki miał w zwyczaju wychodzić na bardzo długie spacery jesienią. Nowe miejsce zdawało się ukazać całkowicie inne, obce mu oblicze. Była to bardzo dobra okazja do wyjścia z domu i szukania nowych pomysłów na rysunki, które tylko on mógł zmienić w dzwięki. Chciał czuć ten specyficzny lekko cmentarny zapach mokrych liści w powietrzu, przyglądać się tym widokom by poźniej przelewać je na papier i ostatecznie zatrzymać się i zamieszkać w obrazie tej chwili już na zawsze.

Tylera wcześnie rano obudził deszcz. Wiedział, że jest wcześnie, bo za oknem było już za jasno na środek nocy ale też zbyt ciemno na poranek. Sporego rozmiaru krople przez całą noc uderzały nierównomiernym tempem w rynnę nad oknem jego mikroskopijnego pokoju. Jednak nie przeszkodziło mu to w zaśnięciu, mysląc o czymś zupełnie innym niż spadające krople deszczu, przestał je słyszeć.

Poranna rutyna zwykle go dobijała.
Dlaczego moje życie jest tak nudne, monotonne, beznadziejne... -mówił w myślach do siebie ciemnowłosy. Z jednej strony chłopiec kochał jesień, lecz był to też czas powrotu znienawidzonych przez niego szumów, które odbierały mu chęć do życia. Tej jesieni chciał z nimi wygrać - przecież ma przy sobie tego najcudowniejszego rubina.

__________________

Całe pomieszczenie pochłonięte było ciemnością, żadne dzwięki nie mogły przedostać się do tego pokoju. Była to jego aktualna oaza, której nie chciał za nic w świecie opuszczać.
Josh wiedział, że jest całkowitym przeciwieństwem swojego ukochanego, więc domyslił się, że skoro on nienawidzi jesieni to Tyler pewnie uwielbia ten czas w roku.

Dla różowowłosego jesień kojarzyła się tylko ze śmiercią, przemijaniem, i wewnętrzną pustką. Jedyną motywacją do wyjścia z domu było spotkanie z ukochanym.
Cieszył się, że jest weekend, bo oznaczało to, że może bez zbędnego stresu spotkać się z Tylerem i nie kryć się z uczuciem do niego. Bez ciągłego przejmowania się czy ktoś o nich wie i co sie stanie jak ktoś się dowie.
_______________________

"Dzień dobry kruszynko. Niezła pogoda co?... Eh, pomyslałem, że może mimo deszczyku przejdziemy się po okolicy? Odpisz szybko"

Tyler na widok wiadomości szybko przeturlał się z łóżka i poszedł się umyć i ubrać. Po chwili jednak wrócił się do swojej jaskini po leżący na ziemi telefon, który z emocji rzucił niecelnie na łożko.

"Super pomysł! Kocham jesień całym serduszkiem. Zabiore ze sobą parasolke, nie zapowiada się żeby przestało padać, ale to w niczym nam nie przeszkodzi. Wyjdę z domu w twoim kierunku, możemy się spotkać gdzieś koło twojego domu. Dzisiaj ty prowadzisz naszą wycieczkę:-). Do zobaczenia rubinie."

HometownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz