//four

66 6 13
                                    

Najgorsze co mogło go teraz spotkać, to dźwięk tego okropnego budzika, który przyprawiał go o myśli samobójcze każdego ranka. Leżał krótką chwilę zawinięty w kołdrę i przecierał ciągle oczy by się rozbudzić. Podniósł się, usiadł na łóżko i złapał się za głowę.
-Musisz to przeżyć, nie będzie tragedii... -powtarzał w myślach.
Zwlekł się z łóżka nie ścieląc go i poszedł do łazienki by się wyszykować do szkoły. Jedyne co widział w lustrze to jeden ogromny kołtun z różowych jak wata cukrowa włosów i wory pod skośnymi oczami. Josh nie był rannym ptaszkiem, o poranku mało rozumiał i nie był rozmowny. Nie była to dobra pora na zadawanie wielu pytań lub wydawanie mu poleceń. Wszystkie czynności wykonywał jak robot, rutyna stała się nierozłączną częścią jego życia.
Mama chłopca wręczyła mu kanapkę na śniadanię, którą zje w drodze do szkoły i zielone błyszczące jabłko. Wiedział, że tego nie zje, wolał udać się do stołówki z tajemniczym kolegą.
Josh ma bardzo blisko do szkoły, spacer zajmuje mu około 10 minut, więc nigdy się nie spieszy a czasami chodzi okrężną drogą by dłużej być na zewnątrz.

Każdy myśli, że Josh to osoba pełna pozytywnej energii i szczęscia, jednak gdy wychodzi ze szkoły zamienia się w całkowicie innego człowieka, jakby właśnie pozbył się maski która zmienia jego osobę. Nie czuł się dobrze w swojej skórze, nie chciał też by ktokolwiek o tym wiedział. Pomoc ludzi uważał za zbędną a myśl, że któs zacząłby się o niego martwić i zajmować się nim przygnębiała go jeszcze bardziej. Uważał się za osobę niezdarną i zbyt emocjonalną. Nie akceptował siebie przez swoją orientacje seksualną, stracił pewność siebie i nadmiernie przejmował się opinią ludzi. Udaje osobę, którą chciałby być i zdążył się już do tego przyzwyczaić.

W drodze przez park zastanawiał się chwilę, czy nie iść przypadkiem na wagary, lecz zastanawiała go postać ciemnowłosego chłopca. Może Tyler nie jest taki jak reszta? Chciał go poznać i przedstawić mu się z jak najlepszej strony. Z tej strony którą był w stanie ukazać.

Różowowłosy wszedł do szkoły kierując się w stronę szafki i jednocześnie sali, w której ma lekcje. Był już tam Tyler, siedział przerażony na ławce obok klasy rozglądając się w lewo i w prawo.
-Ooo hejka. -Ciemnowłosy odezwał się do Josha, była to jedyna osoba, którą zna, czuł się jak wybawiony przez chłopca.
-Dzień dobry panie nowy. -uśmiechnął się Josh. -Wyspany? Możesz też usiąść ze mną na tej lekcji.
-Troche chce mi się spać, nic nowego. -śmiał się ciemnooki. -Ta lekcja pewnie będzie bardzo nudna, może opowiesz mi coś na niej, byśmy nie padli z nudów?

Tyler czuł się psychicznie odgrodzony od przeszłości w Columbus, czuł, że może sobie pozwolić na wszystko, nawet na tak spontaniczną znajomość z tym chłopakiem o pięknych oczach.

Podczas lekcji różowowłosy opowiedział mu o Jay'u, postrachu całej szkoły i o innych osobach, na które lepiej uważać. Jay nie był zbyt bystry, jest w ostatniej klasie, więc uważa się za kogoś na równi z bogiem.
Josh przedstawił koledze mniej wiecej okoliczności pobicia przez zabijake Jay'a. Oberwało mu się właśnie za bycie gejem, do czego sie nie przyznał, lekko podkoloryzował historię, bo przecież skąd Tyler miałby znać prawdę.
Cały ten czas Tyler nie odezwał się słowem, jedynie przytakiwał na znak, że słucha.
-Powinniśmy się spotkać na ploteczki o wszystkich życiowych sprawach Taylor -zaproponował.
-Mam na imię Tyler. T-Y-L-E-R. Czy to aż tak trudne? -ciemnowłosy zaczerwienił się z nerwów.
-Dobrze, Tyler. To co? Wieczorem w pobliskim parku? Kawałek dalej jest fajna knajpka z najlepszymi tacosami w mieście. -Josh lekko się zawstydził, a z każdym słowem lekko tłumił głos.
-Dobry pomysł! Chociaż trochę poznam nowe miasto. Tylko możemy się spotkać pod szkołą? Narazie znam jedynie tę drogę od mojego domu. -uśmiechnął się Tyler. Postanowił zapomnieć o wszystkim dookoła i oddać się Joshowi i tym cudnym oczom.

Szkoła dla ciemnowłosego chłopaka była jedynie marnowaniem czasu, wiedział, że jest inteligentniejszy od rówieśników, ale się tym nie przechwalał ani o tym nie wspominał. Nie udzielał się na lekcjach, po prostu czekał aż przeleci czas by wrócić do swojej jaskini i wziąć się za pisanie i tworzenie muzyki.

Chłopak poinformował mamę o swoim zaplanowanym wyjsciu. Ucieszyła się, że syn nawiązuje nowe znajomości. Wierzy, że w otoczeniu ludzi, jego stan się poprawi i będzie szczęśliwy. Zack nie wiedział o wyjsciu brata. Poszedł sprawdzić okoliczne kluby, więc również nie było go w domu.
Gdy słońce powoli zaczęło się chować, a okolica spowinęła się szarą mgiełką Tyler wyszedł w stronę szkoły, by spotkać się z Joshem.
Różowowłosy chłopak pomachał do Tylera by ten go zauważył.
-Fajnie że jesteś Tay... Tyler. Pokażę ci park, o którym mówiłem rano i kilka moich ulubionych miejsc do przesiadywania. -Josh ucieszył się na spotkanie z chłopcem. Cieszył się, że ma okazje poznać nowego.
-Super! Tylko wiesz, muszę wrócić do domu o rozsądnej porze, mama będzie się później martwić.
-Nie bój się, ze mną wszystko zawsze jest dobrze, bez problemów.
-Trzymam cię za słowo Joshua -uśmiechał się pod nosem Tyler, uważał chłopca za bardzo uroczego, ale nie chciał tego pokazywać. Jeszcze nie.

Chłopcy bardzo szybko znaleźli wspólny język. Dużo sobie mówili, stale przerywając sobie nawzajem. Śmiali się i wygłupiali na środku ulic. Przez chwilę czuli się oderwani od rzeczywistości i nie chcieli by ten czas przeminął.
Opowiadali sobie o wszystkim, Josh mówił dużo o kotach, o oreo i o tym, że kiedyś będzie sławnym perkusistą, a Tyler o swojej nienawiści do bananów i pomidorów w tacosach. Wspomniał też, że czasem rozmyśla by nakierować swoje życie w kierunku muzyki, ale to raczej dziecinna fantazja. Josh namówił ciemnowłosego na wspólną próbę. Może nawet coś im się uda stworzyć.
Na koniec wycieczki po Columbus Tyler i Josh udali się na tacos, bez pomidora, oczywiście. W restauracji na ich nieszczęście znajdował sie brat Tylera z tym wysokim kolesiem w bluzie z logo szkoły. Zack zakumplował się z Jay'em i tak stało sie majgorsze z najgorszych.
-Patrz Zack, nasz różowy szkolny pedzio kręci z tym nowym. -wyśmiewał ich Jay.
-Chłopie, ten czarny to mój głupi brat. Co on tu robi. Co on robi z nim? Nie chce na to patrzeć, chodź brachu, znajdziemy miejsce wolne od homosiów. Aż straciłem apetyt. -Zack patrzył na brata ze zdziwieniem lecz nadal z pogardą - jak zawsze.

Dwóch młodszych teraz troche speszonych chłopców rozmawiało cicho tylko o sytuacji z Zackiem i Jay'em.
-Dlaczego nazwali cię pedziem? -Tyler zmarszczył czoło.
-Eh, nie wiem, pewnie przez moje kolorowe włosy, często je zmieniam, wyglądam jak chodząca tęcza. -denerwował się różowowłosy.
-Nawet jeśli byłbyś innej orientacji to nie znaczy, że ktoś może cię tak traktować...
Zmienili temat i rozmawiali o tolerancji. Żaden z nich jednak nie przyznał się do swojej "inności". Jeszcze nie ten czas.

Koledzy w drodze powrotnej również udali się przez park, by widzieć świecące już na niebie gwiazdy. Tyler zawsze zamyślony spoglądał w niebo, lubił jego tajemniczość i często inspirował się po prostu niebem podczas pisania nowych utworów. Szli z głowami skierowanymi do góry. Josh przez przypadek musnął dłoń ciemnowłosego, przez co się zaczerwienił. Cichy chłopiec automatycznie złapał go za palec delikatnie jak dziecko. Było to niezręczne dla obu chłopców, lecz w głębi oboje tego pragnęli. Chwilę po tym, nerwowo się na siebie spojrzeli i pożegnali się.
Przez tę krótką chwilę, gdy ich dłonie nawiązały kontakt Josh poczuł uderzenie gorącaca od serca, podąrzające przez jego ciało. Brakuje mu czułości.
Całą noc Tyler myślał o zdarzeniu. Próbował łączyć fakty i analizował każde słowo różowowłosego. Za dużo tego. Zasnął z telefonem w ręku prawie nad ranem.

HometownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz