01 | B O Y M E E T S E V I L

719 71 10
                                    

Jego słabością była bezwzględna chęć bycia idealnym, a rozdrażnienie pojawiło się jako pierwsze. Nie mógł się na niczym skupić, a każde niepowodzenie piętnował w sobie. Próbował wyryć w duszy jak bardzo słaby jest w tym co robi. Oczywiście oni nie byli tego świadomi. Dla nich po prostu miał gorszy dzień i zwyczajnie mu nie szło. Albo był jedynie ambitny i chciał się prezentować lepiej niż dobrze.

-Jiminnie zostajesz jeszcze w sali?

-Tak hyung, chciałbym jeszcze raz przećwiczyć choreografię.

Nikt z nich nie widział w tym nic złego. Nie wychodziło mu, więc zwyczajnie zależało mu, żeby się poprawić. Został raz, drugi, trzeci. Potem już nie liczyli. Stało się to dla nich naturalne, że nie wraca razem z nimi, tylko siedzi dalej w studio. Nawet się cieszyli, że tak bardzo się stara. Tak mocno angażował się w ich nowy album i choreografie. Byli z niego dumni. Niestety tylko po cichu. Nikt z nich nie miał w zwyczaju dawać sobie na co dzień komplementów, dopóki nie wydarzyło się coś przełomowego. A on desperacko potrzebował zapewnienia, że się poprawia, że się rozwija. Ale niestety nikt mu tego nie dał. Między nimi czuł się gorszy.

***

Kiedy otwierał oczy, pułapki czaiły się wszędzie. Osaczony spojrzeniami zimnych i oddalonych ludzi. Ich głosy słyszane jak przez taflę wody. Odbijały się od powierzchni i dochodził do niego jedynie szmer, niezrozumiały bełkot. Wołał o cud w tej rzeczywistości. Codzienności, która z dnia na dzień rozpadała się coraz mocniej. Będąc szaleńczo szczęśliwy w swoim nieszczęściu. Bo niezwykłym był fakt, że dał radę zadebiutować z tym zespołem, utrzymać się, być w miejscu, gdzie mogł się rozwijać. Ale dlatego również ciążyła w nim myśl, że wcale na to nie zasługuje, że wiele innych postaci idealnie sprawdziłoby się w tej grze. Że wcale nie był niezbędną częścią tej układanki, że mógłby zastąpić go jakikolwiek siódmy.

Kolejny wieczór spędza powtarzając te same kroki, słyszy uderzenia swojego serca i czuję tą niepojętą ekscytację w czasie trwania melodii. Jak jego ciało jest krok przed umysłem i sam nie jest świadomy jak wykonuje kolejny raz daną sekwencję. Niestety podniecenie trwa tylko chwilę, zaraz potem zalewa go lawina zmartwień. Tutaj za szybko zebrał nogę, tutaj za mało się pochylił, zła ekspresja, nienaturalne wygięcie. I od początku. Muzyka dudni w jego oczach, a on ponownie stawia bardzo dobrze znane mu kroki. Już traci świadomość i nie jest pewny czy wciąż tańczy sekwencję po sekwencji. Potem wszystko w jednej chwili ucicha i słyszy jedynie jak głośno oddycha. Próbuje przetrzeć pot z czoła. Nie jest w stanie unieść dłoni. Czuje jak cały płonie, leży na stosie klęski i niesie ze sobą ból swoich marzeń. Jak bardzo wszystkich zawiedzie, jeżeli nie doprowadzi moich kroków do perfekcji.

Gapi się w sufit, szukając jakiegoś rozwiązania. Zamyka oczy przed zniekształconą rzeczywistością. Muzyka w uchu tragedii, targa jego ciałem i nie pozwala przestać mu drżeć. Światło, w które tak mocno wierzył oddalało się ode niego coraz bardziej i chowało się za horyzont. Ale dla nieznośnej chciwości dalej trwał w tym stanie odrętwienia i oddalał się sam od siebie.

Wkłada przepocone ubrania do torby i kieruje się w deszczową noc na oczyszczenie z gnijących emocji. Spacer wypłukuje jego frustrację, która zbierała się cały trening. Pada przemoczony na łóżko z myślą, że szybki prysznic dane będzie mu wziąć dopiero jutro rano przed kolejnym treningiem. Przed kolejnym dniem pełnym pracy, wylanych łez i wzroku przenikającego jego ja w lustrze.

***

Pada na materac. Jest wymęczony. Wygląda jakby nie wiedział co to sen. I prawdopodobnie nie wie co to znaczy przespać całą noc. Udało mu się zamknąć oczy na półtorej godziny. Teraz siedzi w ciemności na łóżku i jedynym dźwiękiem dochodzącym do jego świadomości jest miarowy oddech jego współlokatora. Mimo ogromnego zmęczenia słuchał jak Hoseok co jakiś czas pochrapuje. Jimin miał wtedy wrażenie, że wszystko jest z nim dobrze. Że to, co zaprząta całe jego myśli, wyparowuje. Wmawia sobie, że po prostu nie mógł dzisiaj zasnąć i jest to tylko jednorazowy przypadek, że w rzeczywistości przesypia każdy piątek i budzi się dopiero wieczorem- na seans filmowy. Wyobrażał sobie jak siedzi na kanapie z resztą zespołu i piją razem piwo, dyskutują albo oglądają kolejną słabą produkcję, którą V chciał koniecznie zobaczyć- a potem wszyscy starają się nie zasnąć przed ekranem. Czuł jak rozchodzi się w nim ciepło. Dostał namiastkę ukojenia mimo, że była ona tylko w jego wyobrażeniu. Wiedział, że jego najlepsze chwile nigdy nie miały miejsca i prawdopodobnie nie będą mieć. Mógł jedynie tkwić w wyobrażeniu jego małego szczęścia. Dlatego kochał noc. Ciemność potrafiła skryć jego wewnętrzne pragnienia. Strach był wtedy dla niego niczym. Ten niepojęty spokój pozwalał mu chować się przed cierpieniem, który każdego dnia rozrywał go na coraz to drobniejsze części. I choć wielokrotnie noc zadawała ból, w dalszym ciągu była przyjemniejsza od dnia.

*

Bo poranek

zabija noc

najdelikatniejszym pocałunkiem

i robi to nieprzerwanie

WINGS | yoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz