08 | 1/2 | I A M W R O N G

525 49 7
                                    

Jimin wybiegł z sypialni z poczuciem wstydu. Teraz Jin też będzie wiedział. Jest już skończony. Starał się doprowadzić do porządku zanim wejdzie do swojego pokoju. Pchnął drzwi.

-O Jimin!- Hoseok uśmiechnął się go niego, a młodszy mógł przysiąc, że wokół starszego unosiła się aura szczęścia.- Zastanawiałem się gdzie byłeś.- Młodszy uniósł brew w znaku zapytania.- Więc razem z Tae i Kookiem wychodzimy po treningu na obiad i zabieramy też ciebie! Chcieliśmy zjeść kalguksu i napić się trochę soju. Dawno nie spędzaliśmy razem wieczoru, wiec to idealna okazja!

( kalguksu- zupa/danie składające się z ręcznie robionych, przyciętych nożem makaronów z mąki pszennej podawanych w dużej misce z bulionem i innymi składnikami m.in. owoców morza, grzybów.

soju- tradycyjny alkohol koreański bazie ryżu, ziemniaków, pszenicy, jęczmienia, batatów lub tapioki. Jest trochę słodszy i słabszy od naszej wódki :))) )

Jimin jedynie po cichu przytaknął. Miał tylko nadzieję, że uda mu się w jakiś sposób wymigać od kolacji. Mimo, że naprawdę chciał spędzić z chłopakami trochę czasu, dalej coś z tyłu jego głowy mówiło mu, że nie może iść, że powinien obawiać się takich sytuacji. Bo jak ominie jedzenie? Przecież musi jeszcze zrzucić pare kilogramów, żeby się poprawić. Nie chciał nikogo zawieźć, dlatego tak panicznie bał się pójść coś zjeść.

Obiecał sobie, że jak tylko skończy z dietą zabierze wszystkich na kolacje, ponieważ w ostatnim czasie był tylko on i jego odbicie w lustrze.

Cóż za paradoks. Pragnął rozmowy, ale ciągle od niej uciekał. Sam zamknął się w szklanej kuli i nie może teraz od niej uciec. Zakryty za taflą strachu nie potrafił krzyknąć po pomoc.

***

Yoongiemu udało się usiąść w innym samochodzie niż Jin i Jimin. Był przez chwile bezpieczny. Wcisnął się w kąt swojego siedzenia i starał się uspokoić. Włożył słuchawki w uczy i zaczął udawać, że śpi. Potrzebował dłuższej chwili na zastanowienie się na czym aktualnie stoi. Jak ma rozwiązać sytuację, w której się znalazł? Jak wytłumaczyć Jinowi o się stało? Jak ratować Jimina? Był przerażony, bo jego głowa była pusta i żaden pomysł nie wchodził mu do głowy.

Słyszał jak samochód się zatrzymuje i jak Tae z Hobim zbierają się do wyjścia. Niechętnie podążył za nimi, próbując jak najbardziej się za nimi schować. Chciał przez chwile nie istnieć przed Jinem. Wiedział, że ucieczka nie miała sensu, ale musiał spróbować. Oczywiście zaraz po wejściu do budynku poczuł czyiś wiercący wzrok na sobie. Nie musiał się nawet odwracać- wiedział, że to hyung. Mimo to uznał, że będzie udawał, że wcale nie czuje się obserwowany. Po prostu będzie zachowywał się jak zawsze. A nieokazywanie jakichkolwiek emocji było jego specjalnością. Po krótkiej rozgrzewce zaczęli trening, a może lepiej by było stwierdzić, że wstąpili w bramy piekieł, bo to co miało się wydarzyć, rozerwie serce każdego z nich.

***

Piekło nie istnieje tylko w piekle.

To nie wariowanie w tym szalonym świecie robi z ciebie wariata- to świat doprowadza nas do obłędu. Gonimy za czymś czego nigdy nie będziemy w stanie dosięgnąć. A Park Jimin pragnął perfekcji. Czegoś, czego nie osiągnął żaden człowiek. Ale on myślał, że da radę, że ciężką pracą dojdzie do wyznaczonego celu. Problemem było nieznane położenie jego zadania- właściwie ono zwyczajnie nie istniało, nie miało ani istoty namacalnej ani duchowej. Perfekcyjność można było łatwo sobie wyobrazić, ale nigdy nie zmaterializuje się w rzeczywistości. Nikt nie jest w stanie unieść brzemienia idealności.

Wydawało mu się, że je widzi, ale to było tylko szklane odbicie.

Dlatego stał przed lustrem i powtarzał sekwencję za sekwencją aż do znudzenia. Nie obchodziło go jak bardzo bolą go wszystkie mięśnie, jak umysł błaga go o chwilę odpoczynku, on nie przestawał. Przeciwnie, uśmiechał się. Bo w czasie trwania melodii czuł, że się unosi, oddawał się tej chwili i czerpał z niej najwięcej szczęścia.

A jego przyjaciele (nie)patrzyli na niego tak jak zawsze, tylko z jedynym wyjątkiem- tym razem Yoongi nie był w ich grupie. Zamiast skupiania się na swoim indywidualnym treningu, siedział w kącie sali i przypatrywał się Jiminowi. Martwił się. Chłopak wyglądał jakby już nie panował nad swoim ciałem i lada moment miał runąć na ziemię, ale nie robił tego. Kiedy już myślał, że młodszego opuszcza cała siła, on nagle wybuchał pokazując cały jego entuzjazm i ten uśmiech. Nawet jakby ktoś chciałby go zatrzymać, nie mógłby. Jimin wyglądał na zbyt szczęśliwego w czasie tańca. Nie był w stanie odebrać mu ten namiastki światła, która kryła się między dopracowanymi ruchami. 

*

Już przestały dochodzić do niego dźwięki melodii. Wszystko było wygłuszone, nieostre jak pośród głębin. Mimo to nie przestawał. Stawiał krok za krokiem, napinał mięsień za mięśniem. Czuł siebie samego bardziej niż kiedykolwiek. Pot skapujący na podłogę, nierówny oddech. Miał wrażenie, że tylko on znajduje się w pomieszczeniu, a sala treningowa rosła, a on był coraz mniejszy. Ledwo mógł się dostrzec w odbiciu lustra. Zamiast niego widział cienie, wiele ciemnych plam, które patrzyły się na każdy jego najmniejszy ruch. Owijały jego kończyny cierniowymi mackami. Odbierały powietrze z jego płuc. I śmiały się. Szydziły z jego ruchów. Wyglądał dla nich nieudolnie, rozlewał się przy każdym napięciu mięśni. Obejmowały całą wolną przestrzeń i szeptały o jego niedoskonałości. A ich śmiech odbijał się od wszystkich luster i wracał raniąc jego ciało. Dlatego starał się bardziej, mocniej akcentował każdy ruch. Tak próbował odepchnąć pochłaniające go cienie.

Obrót. Delikatne schylenie. Uniesienie dłoni. Minimalne obrócenie. Skok w bok. Ruch. Podciągnięcie nogi. Wzrok skierowany prosto w lustro. I uśmiech wykrzywiony w bólu. Odchylenie ciała w bok. Już nie panował nad swoimi ruchami. Zautomatyzował się. Niczym zaprogramowania maszyna ruszał do przodu. Ale człowiek nie będzie pracował wieczność. W pewnym momencie zabraknie mu sił i pęknie. Rozleci się niczym odłamki szkła na podłodze. Wyciągnięcie nogi. Załamanie. Człowiek nigdy nie będzie idealny. Brak siły. Nagłe mroczki przed oczami i osuwający się obraz.

*

Ich oczy się spotkały. Dla Yoongiego wyglądało to jakby czas zwolnił swój bieg. Jego wzrok był mętny. Niczym zatruta woda. Widział jak powoli osuwa się i uderza o panele. Jak traci kolory życia. Świat zastygł w miejscu, a huk upadku rozsadzał Yoongiemu bębenki w uszach. Cały wszechświat zwrócił swoje oczy w stronę drobnego ciała chłopca. Wszyscy zamarli w bezruchu. Powietrze zmieniło swój stan i stało się nadzwyczaj ciężkie. Jakby każde ciało z osobna było przygniatane ogromnym głazem. W każdym sercu zrodził się niewyobrażalny strach.

Yoogni zerwał się w szaleńczy bieg w stronę luster. Otoczenie wokół niego było rozmazane. I nagle wszystko przyspieszyło. Duchota i tłum otoczyły tego chłopca, którego wariacki maraton zakończył się.

***

Ludzie mają uszy, ale nie słuchają

Mają oczy, ale nie widzą

Tylko w momencie  upadku jesteśmy widoczni

Tak przeraźliwie zbudowany jest nasz świat


WINGS | yoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz