CZĘŚĆ PIERWSZA: I RUNNING FOR MY LIFE - Rozdział 7

8 0 0
                                    


Tyler

Idą chodnikiem wzdłuż zatłoczonej samochodami jezdni. Światła neonów rażą go w oczy. Deszcz wciąż siąpi, wilgoć unosi się w powietrzu i wypełnia płuca przy każdym oddechu. Chodniki są zatłoczone, więc muszą lawirować między ludźmi. Tyler idzie z przodu, ciągnąc za sobą Jane, która próbuje zmusić go, aby się zatrzymał.

Dziewczyna zapiera się nogami i staje w miejscu, ale Tyler zamiast zatrzymać się, puszcza jej dłoń, nie zwalniając tempa. Jest zły, krew gotuje się w jego żyłach, ale równocześnie czarna fala rozpaczy zalewa jego umysł i częściowo zagłusza jego zmysły. Idzie przed siebie głuchy na hałas ulicy i głos Jane, wbijając wzrok przed siebie.

- Tyler! Zatrzymaj się!- krzyczy za nim Jane, która teraz próbuje zrównać się z nim, idąc tuż obok0- Gdzie idziesz? Chcę z Tobą porozmawiać.

Tyler ledwo ją słyszy. Jej głos dobiega jakby z bardzo daleka, chociaż jest niemalże tuż obok.

- Idę do samochodu. Zaparkowałem niedaleko teatru- odpowiada beznamiętnie.

- Przecież to jest cholernie daleko! Możemy złapać taksówkę i dostać się tam szybciej.

Tyler wywraca oczami, spoglądając w jej stronę, kiedy zrównują się tempem.

- Ty możesz wrócić taksówką, Jane- mówi, próbując zabrzmieć życzliwie, chociaż wściekłość, która wciąż się w nim gotuje, sprawia, że jego ton jest złowrogi- Potrzebuję się przejść.

W myślach modli się, aby Jane złapała haczyk. Niech wraca do domu taksówką i zostawi go samego. Niczego bardziej nie potrzebuje niż właśnie samotności. Starcia z własnymi myślami w błogiej ciszy. Chce iść przed siebie i pozwolić, aby deszcz i chłodny wiatr zmroziły go na wskroś, aż do kości. Jane jednak nie dała złapać się na haczyk. Nie jest z tych dziewczyn, które łatwo odpuszczają, co jest też cechą, którą najbardziej w niej kocha. Niestety nie w tej chwili.

- Nie zostawię Cię samego- odpiera Jane i próbuje złapać go za rękę, ale Tyler umyślnie chowa dłonie w kieszeniach spodni- Dlaczego taki jesteś? Wiesz, że Josh miał rację, chociaż nie powinien się unosić.

Tyler prycha, nie patrząc na nią. Czuje lekkie zawroty głowy. Tego dnia nie jadł nic oprócz śniadania, które zwymiotował. Mimo chwilowej słabości, czuje, że wściekłość dodaje mu siły.

- Jaki jestem? Nie mogę wziąć sobie przerwy w pracy? Czy muszę być na pełnych obrotach, żebyście uznawali moje zachowanie za normalne?- wyrzuca z siebie gorzkim tonem.

- Odpychasz nas. Widzę, że zaczynasz być destrukcyjny wobec samego siebie- mówi cicho Jane, starając się nieco złagodzić napięcie między nimi.

Tyler zatrzymuje się nagle i spogląda na nią gniewnie. Jane postępuje za jego przykładem. Jej twarz błyszczy od wilgotnej mgiełki deszczu. Mokre, brązowe włosy oblepiają policzki. Ciemne oczy dziewczyny patrzą na niego ze zniecierpliwieniem.

- Jeżeli chcesz ze mną iść do samochodu, skończ ten temat. Nie chce teraz o tym rozmawiać, Jane- rzuca Tyler przez zaciśnięte zęby. Przez chwilę obserwuje jej twarz, szukając znaku, że akceptuje jego prośbę. W oczach dostrzega jedynie urazę i frustrację, ale Jane tylko kiwa posłusznie głową. Tyler rusza w dalszą drogę, a ona bez słowa podąża za nim.

W przeciągu półgodziny docierają do parkingu i wsiadają do auta chłopaka. Tyler uruchamia silnik, włącza radio i podkręca głośność, żeby odwrócić uwagę od krępującej, napiętej ciszy między nimi. Dźwięki starego utworu Placebo wypełniają wnętrze samochodu. Jane siada obok i odwraca twarz w stronę okna, opierając czoło o powierzchnię szyby. Mokra kurtyna włosów zasłania jej twarz. Tyler opuszcza parking i przyjmuje tylko sobie znany kierunek. Jadą w milczeniu. Światła odbijają się od mokrej powierzchni asfaltu, utrudniając widoczność. Musi się bardzo skupić, żeby jechać ostrożnie, a jednocześnie nie zmniejszać tempa, które udało mu się osiągnąć.

CAN YOU BUILD MY HOUSE WITH PIECES? (Twenty One Pilots Fanfiction)Where stories live. Discover now