Dzień: 18 grudnia
Harry wyjął gorącą blachę ciasta, dziś to on miał się wykazać w kuchni jak i zająć Kaim, kiedy szatyn miał odpoczywać. Zajęło mu to zdecydowanie więcej czasu niż szatynowi, ale deser wyglądał całkiem nieźle. Zdjął z rąk rękawice i spojrzał ostatni raz na wypiek, nim postanowił sprawdzić co jego synek robi, zostawił go w salonie z maratonem starej wersji Scooby Doo.
Chłopiec miał wlepiony wzrok w ekran, w dłoniach trzymał wóz strażacki, który wcześniej dostał od taty. Harry się cieszył, że malec tak łatwo przyjął go do serduszka. Z resztą, dorosły miał to samo.
Brunet postanowił wziąć kawałek ciasta i po przeszkodzić trochę Louisowi. Wszedł do kuchni i ostrożnie odkroił kawałek i położył na talerzyku, sięgnął też po widelczyk. Od razu skierował do sypialni, ich sypialni. To brzmiało tak dobrze, mógł dzielić sypialnie z mężczyzną, którego kocha.
Nie potrafił uwierzyć, że Louis nosił ten pierścionek, że wybaczył mu wszystko.
Wszedł po schodach i bez wahania wszedł do sypialni. Zmarszczył brwi, nie widząc swojego szczęścia i odłożył talerzyk na półce nocnej. Zobaczył uchylone drzwi od łazienki i zapalone światło. Podszedł do pomieszczenia i wszedł do niego patrząc w stronę umywalki.
Dopiero po chwili jego wzrok wylądował na wannie, gdzie niemal od razu rzuciły mu się w oczy nagie i mocno krągłe pośladki. Louis się kąpał, a raczej leżał na brzuchu w wannie pełnej wody. Powinien od razu wyjść, jednak jego nogi były jak z ołowiu. Wziął głęboki oddech mając wrażenie, że brakuje mu powietrza.
Szatyn obrócił się na plecy z małym jękiem i sapnął, zauważając Harry'ego w łazience. Kompletnie nie usłyszał, kiedy ten wszedł do pomieszczenia. Poczuł dobrze znajome gorąco na policzkach.
- Ja... Uh, przepraszam - zrobił dwa kroki do tyłu.
- Spokojnie - uniósł kącik ust. Nie bał się nagości, wiedział że ma dobrą sylwetkę - Coś się stało?
- Zrobiłem ciasto i chciałem żebyś spróbował? - starał się utrzymać kontakt wzrokowy z szatynem. To było cholernie ciężkie. Był tylko mężczyzną, który miał słabość do ciała ukochanego.
-Okej, przynieś je. Będzie przyjemniej - wzruszył ramionami.
- Jasne - wyszedł z pomieszczenia i przetarł twarz.
Musiał się uspokoić. Nie mógł się podniecić jak szczeniak, choć Louis zawsze niego tak działał. Wziął talerzyk z ciastem i wrócił do łazienki, podszedł do szatyna i podał mu go. Louis usiadł, eksponując przy tym bardziej swój brzuch i z uśmiechem sięgnął po pyszność. Wiedział, że Harry go nie zawiedzie.
-Ty masz tatuaż? - Harry mimo wszytko spojrzał na skórę Louisa, jego brzuch idealnie ukazywał samolot, cholernie podobny do tego Harry'ego na ramieniu.
- Oh - otworzył szeroko oczy i niemal nie puścił porcelany - Em, tak?
- Wiesz, że mam identyczny. No prawie - uśmiechnął się.
Louis położył talerzyk na półce i zarumienił się, dotykając samolociku na swoim biodrze. Był odzwierciedleniem tego papierowego.
Harry podwinął rękaw i uniósł rękę, aby pokazać swój szatynowi.
- Ja go zrobiłem na wzór twojego - chrząknął i zajął się ciastem. Mimo całego bólu, chciał mieć cząstkę osoby, której kochał.
Styles uśmiechnął się i zakrył obrazek rękawem. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, a jego serce spuchło. Przez chwilę miał nawet wrażenie, że się przesłyszał, ale widząc minę Louisa, wiedział że nie.
CZYTASZ
Be our santa/ larry
FanfictionLouisa zostawił partner w okresie świątecznym, go i ich nienarodzone dziecko. Trzy lata później wraca, chcąc to wszystko naprawić i być rodziną z Louisem i ich małym synem. Tylko, czy Tomlinson mu wybaczy? Współpraca z moją wspaniałą i jedyną: @Zial...