12. Tatuaż.

3.1K 255 17
                                    

Dzień: 18 grudnia

Harry wyjął gorącą blachę ciasta, dziś to on miał się wykazać w kuchni jak i zająć Kaim, kiedy szatyn miał odpoczywać. Zajęło mu to zdecydowanie więcej czasu niż szatynowi, ale deser wyglądał całkiem nieźle. Zdjął z rąk rękawice i spojrzał ostatni raz na wypiek, nim postanowił  sprawdzić co jego synek robi, zostawił go w salonie z maratonem starej wersji Scooby Doo.

Chłopiec miał wlepiony wzrok w ekran, w dłoniach trzymał wóz strażacki, który wcześniej dostał od taty. Harry się cieszył, że malec tak łatwo przyjął go do serduszka. Z resztą, dorosły miał to samo.

Brunet postanowił wziąć kawałek ciasta i po przeszkodzić trochę Louisowi. Wszedł do kuchni i ostrożnie odkroił kawałek i położył na talerzyku, sięgnął też po widelczyk. Od razu skierował do sypialni, ich sypialni. To brzmiało tak dobrze, mógł dzielić sypialnie z mężczyzną, którego kocha.

Nie potrafił  uwierzyć, że Louis nosił ten pierścionek, że wybaczył mu wszystko.

Wszedł po schodach i bez wahania wszedł do sypialni. Zmarszczył brwi, nie widząc swojego szczęścia  i odłożył talerzyk na półce nocnej. Zobaczył uchylone drzwi od łazienki i zapalone światło. Podszedł do pomieszczenia i wszedł do niego patrząc w stronę umywalki.

Dopiero po chwili jego wzrok wylądował  na wannie, gdzie niemal od razu rzuciły mu się w oczy  nagie i mocno krągłe pośladki. Louis się kąpał, a raczej leżał na brzuchu w wannie pełnej wody. Powinien od razu wyjść, jednak jego nogi były jak z ołowiu. Wziął głęboki oddech mając wrażenie, że brakuje mu powietrza.

Szatyn obrócił się na plecy z małym jękiem i sapnął, zauważając Harry'ego w łazience. Kompletnie nie usłyszał, kiedy ten wszedł do pomieszczenia. Poczuł dobrze znajome gorąco na policzkach.

- Ja... Uh, przepraszam - zrobił dwa kroki do tyłu.

- Spokojnie - uniósł kącik ust. Nie bał się nagości, wiedział że ma dobrą sylwetkę - Coś się stało?

- Zrobiłem ciasto i chciałem żebyś spróbował? - starał się utrzymać kontakt wzrokowy z szatynem. To było cholernie ciężkie. Był tylko mężczyzną, który miał słabość do ciała ukochanego.

-Okej, przynieś  je. Będzie przyjemniej - wzruszył ramionami.

- Jasne - wyszedł z pomieszczenia i przetarł twarz.

Musiał  się  uspokoić.  Nie mógł się podniecić jak szczeniak, choć Louis zawsze niego tak działał. Wziął talerzyk z ciastem i wrócił do łazienki, podszedł do szatyna i podał mu go. Louis usiadł, eksponując przy tym bardziej swój brzuch i z uśmiechem sięgnął po pyszność.  Wiedział, że  Harry go nie zawiedzie.

-Ty masz tatuaż? - Harry mimo wszytko spojrzał na skórę Louisa, jego brzuch idealnie ukazywał samolot, cholernie podobny do tego Harry'ego na ramieniu.

- Oh - otworzył szeroko oczy i niemal nie puścił porcelany - Em, tak?

- Wiesz, że mam identyczny. No prawie  - uśmiechnął się.

Louis położył talerzyk na półce i zarumienił się, dotykając samolociku na swoim biodrze. Był  odzwierciedleniem tego papierowego.

Harry podwinął rękaw i uniósł rękę, aby pokazać swój szatynowi.

- Ja go zrobiłem na wzór twojego - chrząknął i zajął się ciastem. Mimo całego bólu, chciał mieć cząstkę osoby, której kochał.

Styles uśmiechnął się i zakrył obrazek rękawem. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, a jego serce spuchło. Przez chwilę miał nawet wrażenie, że się przesłyszał, ale widząc minę Louisa, wiedział że nie.

Be our santa/ larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz