Walentynki, cz. 2

301 26 9
                                        

Och rany, zirytujecie się końcówką tego rozdziału. 



Logan zmarszczył nos i zaciągnął się mocno powietrzem. Słońce chyliło się ku zachodowi rozlewając czerwienią po nieudeptanym śniegu. Mróz szczypał w policzki, ale dzięki niskiej temperaturze trop był wciąż świeży. Czuł, że Rogue i Mystique były tutaj ponad godzinę temu. Zapach był ledwie wyczuwalny, ale ślady opon na śniegu były jednoznacznym sygnałem, że ktoś tutaj był. Pójście tym tropem było jednak bezcelowe: samochód na pewno wjechał na gęsto uczęszczaną trasę, a zapach wymieszał się z zapachami masy innych ludzi.

- Cerebro wyczuł słaby ślad Mystique w New Jersey – usłyszał w słuchawce Jean. – Jakieś dwie minuty temu.

- Konkrety, Jeannie – mruknął Logan.

- Wschodnie Jersey City – westchnęła. – Niestety tylko tyle mam, sygnał był za słaby.

- Ciekawe, po co Mystique chciała zmienić swoją postać już po uprowadzeniu Rogue? – rzucił pytaniem Scott, rozglądając się wokół. Było spokojnie, bezwietrznie, ale coraz zimniej. Magazyny rzucały długie cienie na betonowe ścieżki, gdzieniegdzie stały koksowniki oraz wielkie opony. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie walentynki z Jean.

- Czy to ważne? – jęknęła Tabitha, otulając się mocniej futrzanym kołnierzem kurtki. Pomimo tego, że wszyscy byli w swoich x-uniformach, które powinny dawać doskonałą ochronę również w niskich temperaturach, dziewczęta – zwłaszcza Tabitha oraz Kitty – drżały z zimna. – Znajdźmy Roguey jak najszybciej.

- Lecimy do Jersey – zawyrokował Logan. – Pakujcie się do x-jeta.

- To moja kwestia – mruknął do siebie Scott, obserwując, jak jego zespół wchodzi do niewielkiego samolotu.

W kilka minut później lądowali w pobliżu doków w Jersey City. Słońce zdążyło się już schować, pozostawiając przebijający się przez chmury sierp księżyca. Zimny podmuch od rzeki Hudson potęgował uczucie chłodu, który i tak nieźle dał w kość X-Menom.

- To chyba najmroźniejsza noc tej zimy – zauważyła drżącym głosem Tabitha.

- Często wychodzisz nocą z Instytutu, że masz porównanie? – mruknęła do niej Kitty, obserwując, jak z jej ust wydobywa się para.

- Wystarczająco często, by nie chwalić się tym na głos – odpowiedziała szeptem Tabby.

- Zaczyna prószyć śnieg – powiedział głośno Logan, patrząc posępnie na blaszane budynki i kilka łódek przycumowanych do brzegu. Jeśli się nie pospieszą, jakiekolwiek ślady Rogue i Mystique zostaną zasypane.

*

Tym razem nie czuła bólu, nie słyszała też szepczących w jej umyśle świadomości. W jej głowie panowała cisza. Stan, o którym marzyła od dawna, zamiast radości spowodował u niej narastające uczucie niepokoju. Otworzyła oczy i zamrugała kilkakrotnie. Światło było dużo intensywniejsze od świetlówki, którą zapamiętała sprzed utraty przytomności. Spróbowała ruszyć nogą, ale metalowe klamry wciąż ciasno oplatały ją w kostkach i nadgarstkach. Westchnęła. Panika wracała.

Pomieszczenie, w którym się znajdowała, różniło się od poprzedniego. Na pewno było większe, ale nie tak dobrze oświetlone. Nad sobą miała wycelowaną w siebie ogromną lampę z białym światłem, ale poza tym sala ginęła w ciemnościach. Po swojej lewej stronie Rogue zauważyła metalowe drzwi z osiatkowanym niewielkim okienkiem, za którym było widać obficie oświetlony korytarz w kolorze szpitalnej zieleni. Po prawej widziała szafki, które zapewne ciągnęły się również za nią. Nie zdążyła się dokładniej przyjrzeć, gdyż tuż nad jej głową pojawiła się znajoma twarz.

Oswój mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz