Osiem miesięcy. Ona.

352 24 11
                                    


Kevin obejrzany? Prezenty rozpakowane? Uszka z barszczu zjedzone? A znajdziecie czas między spaniem, leżeniem i jedzeniem na przeczytanie tego rozdziału? ;) Wesołych Świąt!


Mroźne powietrze łaskotało nieprzyjemnie w policzki i nos. Wiatr nieustannie smagał włosy. Tylko słońce zdawało się mieć za nic okazję, dla której zgromadzili się tutaj prawie wszyscy członkowie Instytutu. Świeciło jasno, przeganiając z nieba wszelkie chmury.

Cmentarz o tej porze był cichy i spokojny. Prócz nich była zaledwie garstka innych ludzi, zajętych swoimi bliskimi.

Nie udało im się znaleźć rodziny dziewczynki. Dzięki sekcji, którą przeprowadził doktor McCoy, udało się ustalić kilka rzeczy, ale nie było to wystarczające, by poznać tożsamość dziecka, mimo że Kitty przeszukiwała serwisy informacyjne oraz zaszyfrowane bazy policyjne. Nigdzie nie było informacji o zaginięciu dziewczynki w tym wieku i o takim rysopisie.

Miała dziewięć lat. Zmarła w wyniku wylewu krwi do mózgu, do którego przyczynił się rozległy zawał mięśnia sercowego. Rzecz niepojęta u dziecka w takim wieku. Doktor McCoy, gdy wpisywał to w raport, musiał przerwać szybkie pisanie na klawiaturze. Zdjął okulary i przetarł zmęczone powieki. Oto opisywał przypadek pierwszej śmiertelnej ofiary Rogue.

Kitty, gdy poznała dokładne przyczyny śmierci dziewczynki, załkała cicho i zamknęła się w swoim pokoju.

Kurt przyjął to nad wyraz spokojnie. Nic nie powiedział, tylko poszedł do altany, która nierozerwalnie kojarzyła mu się z siostrą. Tam, siedząc na balustradzie i smętnie zwieszając ogon, patrzył w ocean i szeptem modlił się w intencji dziewczynki, ale również Rogue.

Logan zaklął siarczyście pod nosem, po czym zszedł do MedLabu, w którym wciąż nieprzytomna leżała Rogue. Jakiś czas później wyjechał swoim motorem z garażu w bliżej nieokreślonym kierunku.

Jean, wyraźnie wstrząśnięta, poszła swoim nowym zwyczajem wyładować stres w Danger Roomie.

Scott siedział w bezruchu na kanapie, patrząc gdzieś w okno. Nikt nie ośmielił się zapytać, o czym myśli.

Remy nie powiedział nic. Ujął jedynie dłoń Rogue – bladą i niewiarygodnie szczupłą – i wpatrywał się w jej spokojną twarz.

Niemal wszyscy członkowie Instytutu Charlesa Xaviera zgromadzili się tego lutowego przedpołudnia, by pożegnać małą dziewczynkę, ofiarę szaleńczej wizji Sinistra. Nikt nie miał wątpliwości, że to on ponosi winę za jej śmierć. Każdy jednak zdawał sobie sprawę, że Rogue będzie ciężko się z tym pogodzić.

Wiedzieli jednak, że będzie miała oparcie w każdym mieszkańcu Instytutu. I będzie miała wpatrzonego w nią Remy'ego.

Dwa dni później Remy zniknął, a Rogue obudziła się spanikowana i zalana rzęsistymi łzami.

Od jej obudzenia do wyprowadzki z ambulatorium minęło jeszcze kilka tygodni. Jej stan był niestabilny, zdarzało się, że inne osobowości przejmowały nad nią kontrolę lub leżała w niemalże katatonicznym stanie, patrząc w sufit. Powrót do formy wymagał nie tylko interwencji stricte lekarskiej, farmakologicznej (z uwagi na mnogość substancji, które podał jej Sinister), ale również – o ile nie przede wszystkim – pomocy telepatów. Rogue nie była w stanie samodzielnie uporządkować myśli i wspomnień, nie potrafiła określić, które z nich należą do niej, a które do zaabsorbowanych świadomości.

Czuła się, jakby od początku musiała się uczyć swojej mutacji.

Panicznie się wręcz bała, że ktokolwiek ją dotknie. Wzdrygała się, nawet gdy ktoś delikatnie otarł się o rękaw jej koszulki. Uważnie obserwowała doktora McCoya, gdy ten – oczywiście w lateksowych rękawiczkach – zmieniał jej kroplówki lub pobierał krew do badań. Dlatego pierwszą rzeczą, o którą poprosiła po odzyskaniu przytomności, były rękawiczki. Dopiero później zapytała o Gambita.

Oswój mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz