X

512 27 18
                                    


Wesołych Mikołajek!

_____________________________________________________

Kakashi nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. W zasadzie to nawet nie łudził się, aby zdążyli zastać ich w wiosce. Tymczasem oni wypadli wprost na ich drogę. Zatrzymał się wraz zresztą towarzyszącej mu drużyny. Spojrzał na Sasuke, który już odruchowo dotknął rękojeści miecza, choć nie wyglądał, jakby zamierzał zaatakować. Całe szczęście, bo chwilę później ujrzeli, jak wyłania się zza zakrętu ogoniasta bestia. Nigdy nie pomyślałby, że przeszkodzili im w polowaniu. Powinien chyba się ucieszyć i uznać za szansę, aby się nimi zająć. Niestety przemieniony jinchuuriki raczej nie zamierzał z nimi współpracować. Bezradnie patrzył, jak bestia unosi łeb i zaczyna kumulować czakrę, tworząc bombę. Mogliby starać się właśnie uciekać jak najdalej, mając nadzieję, że uda im się zbiec poza zasięg techniki, lecz to by było zbyt naiwne. Wiedział, że to niemożliwe. Zginęliby tak czy inaczej. Na ironię losu, mogli liczyć właśnie na Akatsuki i ich pomysł.

- Itachi-san, jesteś tego pewien? - spytał Hoshigaki, który miał oko na drużynę z Konohy, która wyraźnie nie miała pojęcia co ma począć. Okoliczności na pewno nie sprzyjały im w wypełnieniu misji. Pewnie nawet nie spodziewali się takiego spotkania. W sumie on też. Iwa naprawdę musiała czuć desperację, aby poprosić o posiłki z Konohy. Duma tutejszego Tsuchikage musiała naprawdę ucierpieć. Pewnie sam Deidara byłby faktem zaskoczony.

- Całkowicie. Zresztą jestem pewien, że nie masz lepszego pomysłu - usłyszał chłodny, nie znoszący sprzeciwu ton. On miał zamiar spróbować polemizować.

- Ale... - zaczął, lecz zaraz mu przerwano.

- Po prostu się zamknij - te słowa zdecydowanie odniosły skutek.

Nie był z tego dumny i zadowolony, bo to oznaczało, jakby oddał mu władzę, a przecież byli równi. No i nie chciał ratować tyłków ich pościgu. Westchnął. Gdyby ich zaatakował, to na pewno braciszek Uchihy chciałby wykorzystać okazję, aby załatwiać rodzinne sprawy. On sam był nieco zmęczony po walce z Hanem, który nie był zbyt łatwym przeciwnikiem. Niestety musiał zostawić resztę Itachiemu, choć niekoniecznie miał na to ochotę. Musiał za ten czas opracować technikę odwrotu, bo nie miał zamiaru pozwolić, aby misja została zakończona niepowodzeniem. Wiedział doskonale, co zamierza jego partner i musiał się przygotować na to, że wszystko inne wtedy spadnie na niego. Złożył pieczęcie i wykonał klona, gdy bestia miała już w nich wycelować bombę.

W tym momencie Uchiha otworzył swoje oczy, w których zalśnił Mangekyou i spojrzał prosto w oczy ogoniastego demona, wnikając w jego umysł i zmuszając do cofnięcia przemiany. Pamiętał, jak kiedyś zapytał Madary, jak trudno jest kontrolować bijuu. Długowłosy po skończonym treningu wyraźnie zdziwiony tym pytaniem zmierzył go uważnie spojrzeniem. Nie spodziewał się, aby mogła interesować go taka wiedza. To jest, niczym obca, zatruta ziemia. Nie masz tam niczego znajomego, wszystko co na niej uczynisz może obrócić się przeciwko tobie i pozbawić cię życia. Faktycznie to była dość trafna przenośnia. Z drugiej strony umysł był naprawdę wrażliwym i delikatnym narzędziem. Każdy fałszywy ruch i mógł trwale uszkodzić jego psychikę. To trochę jak nie być saperem, ale okoliczności zmuszają cię do rozbrojenia wciąż tykającej bomby. Nie masz wyjścia, możesz zaryzykować uratowanie swojego życia albo i pogodzić się z losem po prostu nie robiąc nic, czekając na śmierć. On jednak podjął się tej ryzykownej misji, nie tylko starając się znaleźć odpowiedni kabel do przecięcia, ale też świadomie zmniejszając jeszcze bardziej swoje światło. Tak bardzo potrzebne mu do funkcjonowania. Było to nieuniknione, lecz nie był pewien ile jego sił to pochłonie, w jakim będzie stanie. Czy będzie zmuszony, aby wszystkie jego plany zostały przekreślone i nadzieje? Nie wiedział. Mógł jedynie zdać się na los i modlić, aby mógł być po tym jeszcze użyteczny. Nie chciał myśleć co może przynieść przyszłość.

Krucza MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz