XVIII

353 20 14
                                    


Witajcie!
Tak, to nie jest Prima Aprilis. To opowiadanie nadal żyje i ma się dobrze. Miałam go nie wrzucać, dopóki całości nie skończę, ale tak jakoś mnie natchnęło podczas dalszego pisania ostatniego rozdziału. Mam nadzieję, że jest składny i ładny, bo o ile pamiętam, to go sprawdzałam, ale te rozdziały są długie i głównie jestem zmuszona tworzyć je na telefonie. Później wieczorami sklejać na laptopie i to czasochłonny proces, więc mówcie, gdy będzie coś nie tak! Chociaż kiedy następny rozdział, to nie zdradzę, bo dopóki nie skończę ostatniego i epilogu, to będę przeplatać z innymi rzeczami.
______________________________________________________

   Sasuke łudził się, przez całą noc, że rano wróci. W momencie, gdy otworzył oczy wyrywając się z krainy sennych marzeń, pudełko, które znalazł przy drzwiach wraz z zawartością leżało na szafce nocnej. Wygrzebał się z łóżka i wyciągnął naszyjnik zakładając go po chwili na szyję. Opuścił pomieszczenie i wyszedł na korytarz, kierując niemal od razu spojrzenie na drzwi prowadzące do pokoju Itachiego. Zaraz jednak odwrócił się i zszedł na dół z piętra. Nie chciał sprawdzać czy brat jest w środku. Rozejrzał się za to po również pustym salonie, aby finalnie usiąść na fotelu. Schował twarz w dłoniach, słysząc jedynie ciszę przerywaną tykaniem zegara. Nie miał pojęcia, co właściwie wyprawia. Nie rozumiał tego zawodu samym sobą, jaki właśnie odczuwał.

- Itachi! - zawołał finalnie, odsuwając twarz od rąk i czekał.

Odpowiedziała mu jednak głucha cisza. Nie musiałby już nawet wchodzić do pokoju brata, aby upewnić się, że go tam na pewno nie ma. Zalała go niesamowita fala złości, która jednak dotyczyła tylko i wyłącznie jego osoby. Powinien z nim wczoraj porozmawiać, a nie unikać go jak małe dziecko niewygodnych problemów. A teraz nie miał pojęcia czy jeszcze go kiedykolwiek zobaczy. Nie potrafił zinterpretować pozostawionego mu pod drzwiami podarunku. Fakt, że do tej pory starszy brat się z tym nie rozstawał nie przywodził pozytywnych myśli. Przeciwnie. Jego umysł zalewała fala czarnych scenariuszy, nie pozostawiających najmniejszej nadziei na jakąkolwiek rozmowę. Odetchnął głęboko i wbił mocniej w oparcie fotela. Musiał przestać wewnętrznie panikować. Chociaż nie wydawało się to proste. Nie wiedział zupełnie nic. Brat nie pozostawił mu żadnej wskazówki. Został mu tylko wisiorek, którego dotknął w zamyśleniu. Skończyło się jak zawsze. Nie mógł go rozgryźć. Itachi jak zawsze był dla niego odległy, choć wydawało się mu, że może tym razem będzie mógł pozbyć się tej granicy. Przestać być chłopcem, nie mogącym go pochwycić. Pragnął móc go doścignąć, złapać za ramię i po prostu towarzyszyć. Być obok.

Pokazać mu, że wcale nie musi być we wszystkim co robi sam. Chciał dać mu to wsparcie. Być dla niego ważnym. Kimś równym, a nie ciężarem, który tylko stoi mu na przeszkodzie.

Przypomniała mu się, pomimo dziwnego poczucia opuszczenia i rozpaczy wczorajsza sytuacja. No tak. Wszystko do niego wróciło. Przypadkowe usłyszenie słów, jakich nigdy nie miał poznać wypowiedziane przez usta starszego Uchihy. Pamiętał skrajne emocje, jakie go wtedy ogarnęły. Jak nie chciał na niego nawet wpaść, gdy wrócił do domu.

Teraz było mu za to wstyd. Nie porozmawiał z nim. Wszystko wyszło przypadkiem, więc jego zachowanie musiało wyglądać dla niego źle. Miał ochotę cofnąć czas, choć spróbować podjąć z nim jakąś rozmowę. Chociaż byłaby dla niego okropnie trudna. Teraz już było na to wszystko za późno. Mógł tylko mieć nadzieję, że brat naprawdę go nie opuścił ponownie i wróci. Obawiał się jednak bardzo przeciwnego scenariusza. Mógł zrozumieć jego zachowanie w negatywny sposób, a tego by nie chciał. Nawet to nagłe wyznanie nie mogło tego zmienić. To wciąż był jego brat. Ten sam co zawsze, który nigdy w życiu nie okazywał mu emocji, o których powiedział Hatake. Nie skrzywdziłby go, choć ze wstydem musiał przyznać, przeszło mu wczorajszego dnia to przez myśl. Dopiero teraz docierało powoli do niego z czym się zmagał. No i to, jak on egoistycznie podszedł do tematu, izolując się od niego, jakby był trędowaty. Nie okazał mu w żaden sposób, aby nie poczuł się skreślony. Myślał wtedy tylko o sobie i nie wpadło mu do głowy, by to wszystko było i dla drugiej osoby ciężkie. Był okropnym młodszym bratem. Brzydził się w tej chwili samym sobą i tym jak się zachował. Nie okazał mu krzty strony, jaka mogła świadczyć, aby jak ochłonie cokolwiek mogło się ułożyć. Teraz mógł jedynie ubolewać nad tym co zrobił. Nawet jak nie miał pojęcia, jak rozwiązać sprawę wiedzy, którą posiadał.

Krucza MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz