Ż

1.6K 181 79
                                    

Taehyung rozglądał się z niepokojem, szukając wzrokiem swojego przyjaciela. Był pełen obaw, jego dłonie w niekontrolowanych spazmach trzęsły się w kieszeniach spodni, a serce biło tak szybko, że mogłoby wyskoczyć z jego piersi, łamiąc wszystkie żebra po drodze.

— Spokojnie, spokojnie — mamrotał sam do siebie i wyciągnął szyję, aby zwiększyć swoje pole widzenia. Stres zżerał wszystkie komórki odpowiadające za zdrowy rozsądek, co stało się widoczne, gdy brązowa czupryna znalazła się w wyjściu stacji. — O chuj.

Chwilowa myśl Taehyunga o ucieczce, aby uniknąć kompromitacji związanej z jego uczuciami wobec Jungkooka, zniknęła równie szybko, co się pojawiła. Ale na to również był zbyt przerażony.

Przygryzł wargę, mocno, można by pomyśleć, że aż do krwi, jednak skóra pozostała nienaruszona.

— Tae! — Powietrze zostało rozcięte przez wesoły okrzyk, głośniejszy niż mogłoby się wydawać. Jungkook, pomimo kruchej (a/n nie oceniajcie mnie, tu bardziej pasuje cute!kook a nie jakiś kurwa trapez) budowy, miał płuca większe od reszty ciała, dzięki czemu ludzie na drugim końcu ulicy odwracali się w poszukiwaniu autora krzyku.

— O Boże... — wymamrotał Taehyung, wyciągając drżące dłonie z kieszeni, żeby spleść je przed sobą. Rwąca ochota na podbiegnięcie do przyjaciela, stała się niemal niemożliwa do powstrzymania, jednak jego wola była stalowa.

Pozostał w miejscu, nieruchomy, gdy Jungkook długim krokiem spieszył się w jego stronę.

Szatyn był wysoki, wyższy od Taehyunga o kilka centymetrów, co można byłoby spostrzec dopiero, kiedy stanęli twarzą w twarz.

— Hej — szepnął Jungkook i w porównaniu do tamtego okrzyku, był to dźwięk niemal bezgłośny, jakby zabrakło mu powietrza do wypowiedzenia tego jednego słowa.

Ich bliskość sprawiła, że Taehyungowi zakręciło się w głowie, a uśmiech, który pojawił się na jego ustach, kwitł i rósł bez jego zgody.

— Cześć — odpowiedział równie cicho. Jungkook uśmiechnął się nieśmiało. Osoba, którą był kilka chwil wcześniej, całkowicie zniknęła w cieniu tej cichej, kruchej postaci stojącej przed Taehyungiem.

Mimo że Jungkook był wyższy, w tamtej chwili wydawał się być małym, bezbronnym chłopcem, a Tae chciał go przygarnąć do piersi i chronić przed całym światem.

I to właśnie zrobił.

Jungkook jęknął z zaskoczeniem, gdy nagle został przyciśnięty do twardego torsu przyjaciela. Nie walczył jednak, momentalnie otaczając go ramionami i ściskając mocno.

— Tęskniłem do ciebie — stwierdził cicho Tae, a Jungkook odsunął się na milimetr. Twarze mieli na mnie więcej równym poziomie.

— Już nie będziesz nigdy musiał.

Warga o wargę, skóra przy skórze, usta na ustach.

Ich pocałunek był słodki i stęskniony, pełen emocji, które powstrzymywali przez tak długi czas, w trakcie którego byli rozdzieleni problemami, nagle całkowicie błahymi.

Nie dbali nawet o widownię, obserwującą ich z zainteresowaniem i obrzydzeniem. Kto by się w końcu przejmował gapiami, kiedy całowałby swoją bratnią duszę?

Na pewno nie Jungkook ani Taehyung.

A najlepsze w tej chwili był jeden fakt. Otóż w momencie złączenia się chłopców w pocałunku, z głośników stacji kolejowej poleciała znajoma piosenka.

She call me mr.boombastic...

o kurwa skończyło się

bądźcie dumni że dodaję na czas

może będzie kilka dodatkowych rozdziałów, ale nie nastawiajcie się na to zbytnio, ponieważ szkoła oraz problemy osobiste są niestety wyższą siłą w moim życiu

kocham was i do zobaczenia na kolejnych fanfikach 💜

mr. boombastic | taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz