rozdział 15

2.7K 130 25
                                    

Kilka kolejnych godzin spędziłam na chodzeniu po sklepach ze Stev'em. Nigdy dotąd nie chodziłam z nikim tyle czasu, ale teraz się to zmieniło. 

Po wyjściu z ostatniego sklepu z ubraniami skierowaliśmy się z blondynem do KFC, by napełnić swoje puste żołądki czymś dobry. Kiedy skończyliśmy jeść, nalegałam Kapitana by wrócić już do wierzy, lecz niestety on chciał jeszcze zostać. Nie było to pierwszy raz kiedy nie chciał wracać, pytałam go kilka godzin temu i mówił mi ciągle to samo "zostańmy jeszcze chwile" i tak w kółko. Możliwe, że coś się stało, ale nie chciałam go pytać.

-Steve, do cholery, wracajmy już. Nogi mnie bolą.- powiedziałam ze zauważalnym zmęczeniem na twarzy, blondyn jedynie uśmiechną się i zamyślił się chwile.

-Poczekaj tu na mnie. Tylko zadzwonię i już pojedziemy, okej?- powiedział a ja odetchnęłam z ulgą.

Steve wstał i usiadł na krześle przy stoliku obok. Ja dokończyłam swój napój i czekałam aż skończy rozmawiać. Po około pięciu minutach patrzenia się na swoje paznokcie zerknęłam jednym okiem na Kapitana. W pewnym momencie jego całe ciało spięło się  a szczęka zacisnęła się. Nie wiedziałam o co chodzi i chyba nie chciałam wiedzieć. Po chwili jednak wstał i ruszył w moją stronę. Wpatrywałam się w niego i coś przykuło moją uwagę, jego oczy zaszkliły się, szybko przetarł je ręką i przybrał sztuczny uśmiech. I wtedy wiedziałam, że to coś poważniejszego.

Wstałam z miejsca chwyciłam kilka toreb do rąk a resztę wziął Steve. Drogę do samochodu przebyliśmy w ciszy.

-Czy coś się stało?- spytałam kiedy Kapitan pakował torby do bagażnik.

-Nie, wszystko w porządku.- odparł i ukazał rząd swoich białych zębów przy uśmiechu, który na sto procent nie był prawdziwy.

Wsiedliśmy do samochodu i znów przez całą drogę panowała cisza. Nikt z nas się nie odezwał, jedyne co było słychać to nasze oddechy i zmieniające się biegi.

Po zaparkowaniu samochodu, wysiedliśmy z niego i ruszyliśmy w stronę mojego pokoju gdzie blondyn zostawił torby z zakupami i jak strzała poleciał na jakieś spotkanie, z tego co się dowiedziałam.

Do szafy wkładałam własnie ostatnią koszulkę, którą zakupiłam. Rzuciłam się na łóżko plecami i odetchnęłam z ulgą, bo przez prawie godzinę układałam i wkładałam te ubrania do szafy. Nagle telefon, który leżał na biurku wydał z siebie dźwięk. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę dzwoniącego urządzenia. Kiedy jednak zobaczyłam numer znanej mi osoby szybko go chwyciłam, odebrałam i przystawiłam do ucha. Jednak nie zdążyłam się przywitać, gdyż usłyszałam płacz szatynki.

-Co się stało!?-spytałam, nie mając pojęcia jak jej pomóc.

-O...O...Oni. I...Ich z...z...zabili.- odpowiedziała, przy czym było słyszeć jej głośne łkanie.

-Spokojnie.- tym słowem próbowałam ją, ale także siebie uspokoić.- Kto i kogo, mów, spokojnie.

-T...t...tarcza. L...Luka'sa i...i A...A...Alex'a.- po usłyszeniu tych dwóch imion i organizacji wszystko zaczęło się kleić. Dziwne zachowanie Steva, który nie chciał wrócić do wierzy i to spotkanie...

Upuściłam telefon i z wielkim trzaskiem upadł na jasne panele, a moje oczy zapełniły się łzami. Zabili, znów zabili mi kogoś bliskiego. Bez myślenia o konsekwencje mojego czynu, wybiegłam z pokoju kierując się do schowka z bronią. Chwyciłam jakiś pistolet i biegnąc ruszyłam do salonu.

Kiedy stanęłam w progu lufa była skierowana w nie kogo innego niż Nick'a Furr'ego. Wszyscy odwrócili się w moją stronę z przerażeniem w oczach.

-Liz nie rób tego!- krzyknął Hawkey.- Nikt nie chciał ich zabić.- wtedy spojrzałam na niego pytającym wzrokiem dalej mając łzy w oczach.- Pewni złodzieje jechali na motorze- zaczął spokojnie podchodząc bliżej mnie, lecz kiedy zauważył, że powoli naciskam spust stanął w miejscu.- I wjechali w jedną z uliczek. Tarcza miała już jechać za nimi, lecz z ulicy dalej wyjechał podobny motor, a może i taki sam, nie wiem. Wtedy Tarcza zaczęła za nimi jechać, oni przyspieszyli i nasi też. Kiedy wyjechali poza miasto.- tu zawahał się. Wziął głęboki wdech i ciągnął dalej.- Nasi zaczęli strzelać... potem wiesz co się stało.

I w tym momecie chciałam żeby mnie ktoś przytulił i powiedział, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży, ale niestety się tak nie stało. Moja psychika uległa zniszczeniu. Nie chciałam żyć na tym świecie bez najbliższych mi osób. Wszystko zaczęło się niszczyć. Zło szło do mnie małymi krokami, aż w końcu stanęło obok mnie i pokazało swoją moc.

Powoli przyłożyłam lufę pistoletu do mojej skroni. Nie chciałam już żyć, nie miało to sensu, straciłam już kilka osób i nie chciałam widzieć jak tracę kolejne. Będę czekała na nich w niebie.

-Do jasnej cholery! Nie rób tego!- krzyknął pewien głos który rozpoznałabym nawet z kilometra, lecz niestety było już za późno...

______________________________________
Hej kochani🙋 Myślę, że ten rozdział jest całkiem udany i dość ciekawy. Nie zabijcie mnie za to😶
I mam do was prośbę. Z okazji zbliżających się Świąt postanowiłam zrobić Q&A, więc jeśli macie jakieś pytania to zadawajcie mi je pod tym rozdziałem lub w wiadomości prywatnej.

Wesołych Świąt 🎄🎅

PS. Dziękuję za 58 follow. Jesteście kochani♡❤

4 Żywioły i Ja (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz