rozdział 14

2.9K 161 13
                                    

Leżałam na łóżku bez czynnie patrząc się w sufit. Moje myśli były dość zmieszane, co do rozmowy, która zakończyła się jakaś godzinę temu. Nie mniej jednak poczułam się lepiej. O wiele lepiej.

Podparłam się na łokciach o materac i rozejrzałam się po pokoju do którego wróciłam. Nic się w nim nie zmieniło. Nic a nic. Dalej stało to duże, dwuosobowe łóżko na którym właśnie spoczywałam i mała szafeczka nocna o bok niego. Dalej stała ta  wielka szafa w której mieściło się mnóstwo ubrań. Jasna, drewniana komoda, która stała obok drzwi. Biórko, pod ścianą z oknem, na którym spoczywał nie tknięty, prze ze mnie, laptop. Na ziemi milutki, jasno szary dywan, a po przeciwnej stronie biurka, drzwi prowadzące do, dość sporej jak dla mnie, łazienki. W przeciwieństwie do do mojego życia nic się tu nie zmieniło.

Po chwili znów opadłam na łóżko i przetarłam dłońmi moją zmęczoną twarz. Jeszcze przez chwile tak leżałam a następnie wstałam i ruszyłam w stronę pokojów szpitalnych.

Kiedy szłam w stronę szatynki nikogo na swojej drodze nie spotkałam. Cieszyłam się, gdyż musiałam trochę ochłonąć.

Po kilku minutach dotarłam do pokoju, w którym Sophi rzekomo miała się znajdywać. Szybko zapukałam do drzwi, a kiedy usłyszałam ciche "proszę" przekręciłam klamkę i weszłam do jasnego pomieszczenia gdzie przy oknie stała szatynka. Dziewczyna od razu spojrzała na mnie, szybko podeszła i przytuliłam nie. Odwzajemniłam uścisk, lecz po chwili poczułam jak moja koszulka zrobiłam się wilgotna na prawym ramieniu.

-P...przepraszam. T...to wszystko moja w...wina.- zaczęła brązowowłosa, choć nie wiedziałam dlaczego przeprasza, to ja powinnam to zrobić za to co się stało. Gdyby nie mój wybuch złości to nic by się nie stało.

- To ja powinna cię przeprosić.- powiedziałam, powstrzymując się od łez.- Gdyby nie mój wybuch, to nic by się nie stało, a szczególnie tobie.

-Dzisiaj w...wracam do d...domu. Ty też wróć j...jak najszybciej- powiedziałam odklejając się ode mnie.

-Postaram się.- odpowiedziałam i przytuliłam szatynkę na pożegnanie.

Już po chwili do pomieszczenia weszła jakaś osoba. Dalej przytulając przyjaciółkę poczułam jak jej mięśnie gwałtownie się spięły. Wiedziałam, że wszedł tu ktoś kto nie był mile widziany blisko mojej osoby.

Po mału odsunęłam się od Sophi i odwróciłam się na pięcie by zobaczyć znajomą mi już osobę, której dalej nienawidziłam. Moje mięśnie natychmiastowo się spięły. Dziewczyna widząc to przytuliłam mnie ostatni raz i wyszła ze Starkie, pozostawiając mnie samą w pokoju.

♡♡♡

Resztę popołudnia spędziłam w pokoju, czytając i słuchając muzyki. Nie byłam głodna, więc nie schodziłam do kuchni, lecz teraz mój brzuch dał o sobie znać. Zamknęłam laptopa i po cichu wyszłam z pokoju kierując się do salonu.

Bez żadnych przeszkód dotarłam do miejsca docelowego. Szybko ruszyłam w stronę lodówki, a kiedy znalazłam się blisko niej chwyciłam dwa jogurty i wzięłam łyżeczkę z szuflady by później siąść na kanapie przed telewizorem i zajadać się pysznym jogurtem.

Była godzina 18 i myślałam, że ktoś tu będzie, ale się myliłam, nikogo tutaj nie spotkałam.

Kiedy skończyłam jeść wyrzuciłam dwa puste kubeczki do kosza a łyżeczkę włożyłam do zmywarki.

♡♡♡

Kolejnego dnia wstałam dość późno, bo około godziny 11. Wstałam z wygodnego łóżka i rozciągnęłam się by następnie wstać i pójść do łazienki by wykonać codzienną, poranną rutynę. Wyciągnęłam jeszcze z szafy czystą bielizną, skarpetki, materiałowe, krótkie, czarne spodenki i białą koszulkę z adidasa. Chwyciłam wybrane ubrania pod pachę i poszłam do łazienki.

Kiedy z niej wyszłam zobaczyłam pościelone łóżko na którym leżała mała karteczka ze zdaniem "zrobiliśmy ci śniadanie, bo chyba nie chcesz długo przebywać w naszym towarzystwie". Pokręciłam głową z niedowierzaniem i rozglądnęłam się po pokoju by odszukać śniadanie. Kiedy je zauważyłam chwyciłam tackę i skierowałam się w stronę drzwi. Poprosiłam Jarvisa by je otworzył, gdyż sama nie mogłam tego zrobić.

Po kilku minutach dotarłam do salonokuchniojadalni czy czymkolwiek to jest i usadowiłam się na wysokim krzesełku przy wyspie kuchennej.

Kiedy wkroczyłam na tereny tego pokoju myślałam, że za chwilę się się spalę i zostanie ze mnie tylko popiół gdyż wszystkie pary oczu, które znajdowały się w tym pomieszczenia paliły mnie wzrokiem. Pewnie nie spodziewali się mnie, ale jeżeli będę musiał mieszkać z nimi w jednej wieży to muszę się do nich przekonać od nowa. 

-Dzień dobry.- przywitałam się, a później znowu wróciłam do jedzenia  śniadania, które mi przygotowali. Wszyscy po chwili odpowiedzieli mi tym samym.

Jadłam w dość napiętej atmosferze, ponieważ pewnie myśleli, że jeżeli powiedzą coś czym mogliby mnie zdenerwować, powstało by tu kolejne powojowisko. Lecz po chwili Steve wypalił z pytaniem, którego bym się po nim nie spodziewała.

-Liz, idziemy na zakupy?

4 Żywioły i Ja (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz