Taylor

4.8K 192 7
                                    

- Centrum wszechświata. - to były moje pierwsze słowa, wypowiedziane po przebudzeniu.
Nie pamiętałam snu, pustka którą odczuwałam była uciążliwa, tak samo jak dziwne kłucie w sercu, jakby mi czegoś brakowało, tylko czego?

- Tata mówi, że masz pięć minut, później jedziemy bez ciebie! - głos zza drzwi sprowadził mnie na ziemię.
Spojrzałam na zegarek, już wiedziałam, że będę spóźniona.

Ruszyłam w stronę szafy wyciągając przypadkowe ubrania, większość z nich była w stylu letnim. Po mimo kilku miesięcy spędzonych tu nie zdążyłam jeszcze całkiem zamienić ich na klimat Forks, czyli przygnębiającego miasteczka.
Oczywiście cieszyłam się, że tata dostał lepszą posadę, ale to nie zmienia faktu, że bardzo tęsknię za moim starym domem...

- Taylor! - ryk mojego młodszego brata doprowadzał mnie do szału.

- Już! - odkrzyknęłam wsuwając spodnie, a następnie wkładając buty.

Zabiegałam po schodach, kiedy mama oznajmiła mi spokojnym, opanowanym tonem:
- Autobus masz za dziesięć minut, radziłabym ci się spieszyć. - świetnie, pojechali beze mnie.
Nagle wpadłam na genialny pomysł, wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Kevina, mojego chłopaka.

- Cześć skarbie. - powiedziałam to najsłodziej (tak wiem, to słowo istnieje tylko w moim słowniku), jak tylko mogłam.

- Zaraz po ciebie będę. - odparł prychając do słuchawki.

- Kocham cię. - dodałam szybko rozłączając się.
Kevin, był typowym chłopakiem zakochanym w sporcie, rywalizującym o miejsce kapitana, wysoki, przystojny...teraz jak  o tym myślę, to trochę dziwne.
Oprócz niego, no i Rona, mojego brata, nie miałam w szkole nikogo znajomego.
Nie twierdzę, że czułam się samotna, bo na przerwach otaczała nas zawsze większa grupa ludzi, tylko...żadne z nich nie było dla mnie kimś bliższym, ważnym...
Z zamysłu wyrwał mnie głośny klakson.
- Na razie! - zawołałam wychodząc.

Weszłam pośpiesznie do auta, zapinając pasy.
- Ratujesz mnie. - oznajmiłam całując go w policzek.

- Wiem. - ach ta jego skromność. - Wpadniesz na trening? - docisnął gaz.

- Pewnie, muszę zobaczyć jak zostajesz kapitanem. - jego mina nie zmieniła się ani na chwilę.
- Coś nie tak? - zagadnęłam.

- To nic, zwykły stres. - wysłał mi słaby uśmiechnął.

Dojechaliśmy pod szkołę, w samą porę, do dzwonka zostało parę minut.

- Do zobaczenie później. - pomachał na pożegnanie, kiedy ruszyłam w stronę budynku szkoły.

Pierwsze lekcje minęły dość szybko, nawet się nie zorientowałam, a siedziałam już na trybunach dopingując Kevina.
Wydawało się to dłużyć w nieskończoność, nie mówię że nie jestem fanką sportu, tylko...czy można rywalizować z nim o faceta?
Nie proszę o to aby z tego rezygnował, chodź dobrze wiedziałam, że to ja jestem na tym drugim miejscu...
Zawsze wyobrażałam sobie związek, w którym to ja jestem najważniejsza dla tej osoby, a ona dla mnie. Kiedy o tym rozmyślałam, za każdym razem na myśl przychodziło mi  jedno pytanie, "Czy ja go kocham?"

Nagle moją uwagę przykuła grupka chłopaków, mogłabym przyrzec, że nigdy wcześniej ich nie widziałam.
Chwilę się im przyglądałam, nie spostrzegając tym samym siadającego obok Rona.

- Pamiętasz, że chodzisz z tamtym frajerem? - wskazał na mojego chłopaka.
Bez namysłu przyłożyłam mu w ramię.

- Nie mów tak o nim. - mój wzrok znów powędrował na grupę nieznajomych.
Wszyscy byli wysocy i napakowani, o ciemniejszej karnacji, było w nich coś...

- Taylor! - usłyszałam głos Kevina, przywołującego mnie.
Szybko zbiegłam do niego po schodkach, wpadając prosto w jego ramiona.
Nie mogłam dać po sobie poznać, że ominął mnie moment, kiedy został kapitanem.

- Gratulację! Wiedziałam, że ci się uda. - kontem oka dostrzegłam jak grupa mięśniaków nam się przygląda.
Dopiero teraz zobaczyłam, że była wśród nich jedna dziewczyna.
Spojrzenie Kevina też powędrowało w ich stronę.

- Wrócili. - skomentował jego kumpel z drożyny podchodząc do nas.

- Kto to?

- Nie ma go. - zwrócił się do bruneta, całkowicie mnie lekceważąc.

- Wróci, a wtedy się zacznie. - cwaniacko się uśmiechnął, przyprawiając mnie tym samym o dreszcze.

Właśnie szliśmy na ostatnią lekcję, a moja ciekawość sięgała zenitu.

- Powiesz mi wreszcie. - zaczęłam.
Poprawił torbę na ramieniu, patrząc cały czas przed siebie.

- Długo ich nie było...- zaczął. - Zachowują się jakby to oni rządzili szkołą.

- A tobie to przeszkadza, bo uważasz, że to zadanie sportowców. - wypaliłam, bez namysłu.

- Najgorszy jest ich lider. - kontynuował.

- Lider? - zdziwiłam się. - Twój wróg? - zaśmiałam się bo brzmiało to idiotycznie.

- Coś w tym stylu.

- Który to był? - nie miałam pojęcia skąd się brała moja ciekawość.

- Nie było go...- urwał zauważając grupę swoich roześmianych znajomych.

- Co się tam dzieje. - przyspieszyłam kroku.
To co zobaczyłam było przerażające, czułam jak moje serce zwalnia, aby po chwili przyspieszyć, i wybuchnąć na małe kawałki. Chciałam przyłożyć wszystkim, wszystkim którzy tylko stali, albo przechodzili obok udając, że niczego nie widzą.
Na ziemi leżał Ron, mój Ron.
Ogromna rana pod okiem, praktycznie je przysłaniała, tak bardzo napuchnięte. Z wargi, nie, z ust ciekła krew, kąpiąc na podłogę. Jego ubranie było podarte, a książki z plecaka leżały rozrzucone wszędzie wokół. Nad nim stali oni, bezwzględni "sportowcy", uważający się za cud świata. Wściekłość przesłoniła mi wszystko.

- Powaliło was! - wydarłam się na cały korytarz, skupiając tym samym uwagę przechodniów, którzy starali się utrzymywać pozory "my nic nie widzieliśmy".
Podbiegłam do rannego chłopaka, który od razu mnie odepchnął od siebie, wiedziałam, że nie chciał litości, nie chciał abym go widziała w tym stanie.

- Zostaw mnie! - zawołał wstając.
Wyminął mnie i bez słowa, nie patrząc nikomu w oczy, uciekł w stronę wyjścia.
Chciałam za nim pobiec, ale to pragnienie które odczuwałam w tamtym momencie było nie do zniesienia. Odwróciłam się i z całej siły ciosem prostym przyłożyłam Colowi, chłopakowi, który od początku naszego przyjazdu zaczepiał Rona, zapewne był też odpowiedzialny za to co się stało.
Wyzwiska, przepychanki to jedno, ale to do czego dziś się posunął było przegięciem.
Chłopak zatoczył się do tyłu, upadając na ziemię. Bez namysłu siadłam na nim okrakiem, celując w jego twarz.

- Co tu się dzieje! - przez tłum przedostał się nauczyciel, najwyższy czas.
Ostatni cios był najmocniejszy, jego łamiący się nos też to poczuł.

- Taylor! - dopiero teraz poczułam ręce mojego chłopaka odciągające  mnie na bok.
Wszyscy wokół przyglądali mi się z przerażeniem, z resztą czemu miałabym się dziwić?

- Czyś ty zwariowała dziecko! - zawołał.

- Ta suka rozwaliła mi nos. - zawarczał podnosząc się z ziemi.
Nie zwracając uwagi na nauczyciela, wyrwałam się z objęć Kevina i podeszłam bliżej do "poszkodowanego".

- Tknij jeszcze raz mojego brata, a rozwalę ci coś więcej niż tylko nos. - wycedziłam przez zęby, pokazując mu że się go nie boje.
Podniosłam plecak z ziemi i ruszyłam w stronę wyjścia.
Moim priorytetem stało się teraz znalezienie Rona.

WpojenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz