Po całym moim ciele przeszła potężna fala ciepła.
Zimny wiatr zamienił się w przyjemną bryzę, otulającą mnie z każdej strony. Moje serce przyspieszyło, jakby lada chwila miało wyskoczyć z piersi.
Patrzyłam w oczy bestii widząc w nich coś znajomego, ludzkiego. Strach, który odczuwałam znikł, czułam się bezpiecznie...
Powoli bez namysłu wyciągnęłam dłoń w stronę ogromnego wilka.- Oszalałaś?! - głos brata sprowadził mnie na ziemię.
Pamiętam moment, w którym jego lodowata dłoń dotknęła mojego ramienia, następnie pociągnął mnie za sobą w głąb lasu.
Nie wiedziałam gdzie jestem, mimo to bez sprzeciwu podążałam jego śladem.
Nie byłam w stanie logicznie myśleć, nawet się nie starałam.
To co poczułam chwilę wcześniej, to co czułam teraz...Wybiegliśmy na drogę, prowadzącą bezpośrednio do miasta.
Spojrzałam na brata, jego twarz przypomniała mi o wszystkim.- Przepraszam. - tylko tyle zdołałam powiedzieć przez łzy, którymi lada chwila miałam się zacząć dusić. - Powinnam wcześniej zrobić coś z Colem i..
- Przestań! - wrzasnął na mnie. - To ja z nim zacząłem! To ja uciekłem do lasu! To ja wpadłem na tego dziwnego typa! I to przeze mnie o mało nie zabiły nas te bestie!
Wykrzyczał mi to wszystko w twarz, a jedyne co chciałam powiedzieć to, to że te wilki nie zrobiły by nam krzywdy, ale czy to byłaby prawda?
- Nie użalaj się nade mną! - miał rację, to było coś czego oboje nienawidziliśmy, litości.
- Nie mam zamiaru, ale jestem wściekła! - podniosłam ton co zdziwiło go tak samo jak i mnie. - Jak mogłeś się tak łatwo podłożyć. - strasznie ciężko było mi udawać, ale wiedziałam, że właśnie teraz tego potrzebował, byłam jego siostrą, a rozmowa z rodzicami był jeszcze przed nim.
- Obiecaj mi coś. - zaczęłam idąc obok chłopaka wzdłuż drogi. - Następnym razem ty go spierzesz na kwaśne jabłko. - zauważyłam jak na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Obiecuję.
*****
- Wpojenie. - Co to oznacza? Kolejny raz miałam sen, którego nie pamiętałam. Z jakiegoś powodu na mojej twarzy malował się uśmiech. Dlaczego zawsze pamiętałam tylko te złe sny?
Biorąc pod uwagę wczorajsze wydarzenia nie miałam powodu do radości, więc mój uśmiech tak szybko jak się pojawił, tak i znikł.Dziś do szkoły miała eskortować nas mama, a jej rozmowa z dyrektorem miała być punktem kulminacyjnym programu pod tytułem "Wysoki sądzie jestem niewinna."
Leniwym krokiem zeszłam na dół, a tuż za mną stoczył się Ron.
Staliśmy oboje na korytarzu, czekając na rodzicielkę.- Jak myślisz, gilotyna? - szepnął cicho.
Zawsze obstawialiśmy, jak wysoką przyjdzie nam zapłacić "karę".- W najlepszym bądź razie, ja obstawiam szubienice albo stos.
- Garota. - z pokoju wyszła mama rzucając nam oziębłe spojrzenia.
Głośno przełkneliśmy ślinę, ruszając jej śladem w stronę samochodu.
Podróż minęła nam bez zbędnych rozmów, a przy wejściu każde z nas ruszyło w swoją stronę.
Z jakiegoś powodu nie chcieli abyśmy uczestniczyli w tej rozmowie, co było nam na rękę.Całą drogę do klasy szłam z opuszczoną głową, czułam na sobie spojrzenia tych wszystkich ludzi, to zabawne bo nawet ich nie znałam, chodź oni zapewne znali mnie.
Chciałam jak najszybciej dotrzeć na miejsce gdy na kogoś wpadłam.
Nie zdążyłam zareagować, a z moich rąk wyleciały wszystkie książki.- Przepraszam, nie zauważyłam. - dziewczyna kucnęła pomagając mi zbierać rzeczy z podłogi.
Była średniego wzrostu, miała długie do pasa, czarne włosy zaplecione w warkocza. Jej ubiór był dość ciekawy, trochę przypominający coś na styl indiański, może przez te frędzle?
Wtedy mnie olśniło, to właśnie ją widziałam w dniu przesłuchań do drużyny, stojącą na trybunach pośród tamtych mięśniaków.Z szerokim uśmiechem podała mi książki, jednak gdy napotkała mój wzrok, szybko spoważniała.
- Uważaj jak łazisz. - jej zachowanie względem mnie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.- Mia, zły humorek? A może okres? - od tyłu podszedł Kevin łapiąc mnie za rękę.
- Co za zbieg okoliczności. - zaśmiała się patrząc na nas. - Radzę ci jej pilnować. - te zaczepki wydawały się sprawiać jej frajdę, a mnie denerwowały jeszcze bardziej niż powinny.
- Widzę, że bez swojej obstawy nie potrafisz wymyślić żadnej ciętej riposty. - prowokował ją.
- Poczekaj tylko chwile. - jak na rozkaz zza zakrętu wyłoniła się piątka nastolatków.
- Kevin znów chcesz oberwać, a może... - zaczął jeden z nich, jednak gdy jego wzrok spoczął na mnie, zmarszczył brwi stanowczo krzyżując ramiona na torsie.
Dlaczego tak reagowali na mój widok? Czyżby też widzieli wczorajszy incydent?- Chcesz coś powiedzieć? - zaczął Kevin.
- Tak. - wzdrygnęłam się na dźwięk nieznanego, męskiego głosu.
Należał on do chłopaka stojącego po drugiej tronie holu, który od pewnego czasu nam się przyglądał, opierając o szafki.
- Zabierz od niej tą łapę, albo ci ją odgryzę. - Widząc go poczułam dość silne ukłucie i ciepło, tak samo jak wtedy...w lesie...
Czyżby to był ich "szef"? Wróg numer jeden?
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że te słowa kierował do mojego chłopaka.- Coś ty powiedział? - Kevin przyciągnął mnie bliżej. - To moja dziewczyna.
- Już nie. - odparł, a mnie zamurowało.

CZYTASZ
Wpojenie
Hombres Lobo"Już nie grawitacja trzyma cię na Ziemi, tylko ona. Nic innego się nie liczy. To dla niej zrobisz wszystko. Będziesz jakim zechce."