Zamarłam.
- Ron. - zaczęłam niepewnie, chcąc do niego podejść. - Co Ci się stało? - jego cera była nienaturalnie blada, zupełnie tak jak Ericka, a oczy wyglądały na przekrwione.
Miałam właśnie zrobić kolejny krok w jego kierunku, gdy zostałam zatrzymana przez Jacoba, który zacisnął dłoń na moim ramieniu.- Schowaj się za mną. - nakazał szorstkim tonem, nawet na mnie nie patrząc.
Ale jak mogłabym go posłuchać?
Tu chodziło o mojego brata.- Co robicie o tej porze w lesie? Przecież mieliście być w górach. - zlekceważyłam polecenie chłopaka, zadając kolejne pytanie.
W głębi serca nadal łudziłam się iż to zły sen, a w najgorszym wypadku kiepski dowcip.- Och, Katherine, niczym się nie martw. Wyjaśnimy ci wszystko gdy tylko z nami pójdziesz. - Erick chciał zrobić krok w naszym kierunku, jednak zawahał się widząc agresywną postawę Jacoba.
- Ona nigdzie z wami nie pójdzie. - odparł przez zaciśnięte zęby.
Wyglądało na to, że był świadom zagrożenia, o którym ja zaś nie miałam pojęcia.
Brunet przecież jeszcze chwilę temu ostrzegał mnie przed rudzielcem, a teraz bronił jakby zależało od tego życie. A może tak było?
Przez głowę zaczęły mi przelatywać różne, zwariowane pomysły.- Nie ma sensu wszczynać kłótni, chyba nie chcesz aby rozejm został zerwany, prawda? - uśmiechnął się jak do serdecznego przyjaciela.
Czego on ode mnie chciał? Jaki znów rozejm?
Teraz zachowywali się jakby mnie tam nie było, pomimo iż rozmowa dotyczyła właśnie mojej osoby.
- No dalej. - ponaglał. - Oddaj mi ją. - starał się wyglądać na opanowanego, co przychodziło mu coraz z większym trudem.- Nie każ mi się powtarzać. - po czym zwrócił się do mnie. - Wsiadaj do auta. - skwitował nie czekając na odpowiedź.
- Ron! - zawołałam. Nie miałam zamiaru go zostawić. - Chodź...
- Nie. - przerwał mi. - To już nie jest twój brat. - przełknęłam głośno ślinę.
Czułam jak ziemia powoli osuwa się z pod moich stóp, a zimny wiatr przybiera na sile niczym złowroga wróżba.
Dlaczego te słowa wywołały we mnie takie emocje? Chyba, że już byłam tego świadoma...wiedziałam, że go straciłam.
Czy to możliwe, że wszystkie te sny miały mnie do tego przygotować?
Kiedy zemdlałam, czułam wtedy że coś się stało, że część mnie została zabrana siłą...- Czego chcesz? Czego od nas chcesz! - oczywiście nie posłuchałam Jacoba, cały czas stałam za nim.
- Kat...
- Powiedzmy, że wierzę iż nasze spotkanie nie mogło być przypadkiem. - nie dopuścił bruneta do głosu.
- Taylor. - na dźwięk głosu Rona, łzy napłynęły mi do oczu, brzmiał inaczej. - Chodź z nami, chyba możesz to dla mnie zrobić.
Nie wytrzymałam, łzy już swobodnie spływały po moich policzkach.Dla niego zrobiłabym wszystko.
Bez słowa ruszyłam przed siebie, mijając chłopaka, usilnie mnie osłaniającego.- Nie waż się! - zagroził, znów blokując drogę.
Jego twarz przybrała jeszcze groźniejszy wyraz, chodź sądziłam, że było to niemożliwe.
Wyglądał na wściekłego, przepełnionego furią, jednak mimo to nie odczuwałam strachu, wręcz przeciwnie, czułam się przy nim bezpiecznie.- Skoro dziewczyna już się zgodziła...- przerwał, wyglądał jakby właśnie coś sobie uświadomił.
- Dlaczwgo tak ci na niej zależy? - zaczął. - Czy to możliwe, że... - na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech, po czym wybuchnął śmiechem.
- Serio? W końcu znalazłem sobie dziewczynę, już nawet przeciągnąłem jej brata na swoją stronę, a ty musiałeś się w nią wpoić?
CZYTASZ
Wpojenie
Hombres Lobo"Już nie grawitacja trzyma cię na Ziemi, tylko ona. Nic innego się nie liczy. To dla niej zrobisz wszystko. Będziesz jakim zechce."