Kat

2.5K 148 5
                                    

Wyglądał jakby lada chwila miał mu przyłożyć, musiałam coś zrobić. Niemalże odruchowo położyłam rękę na ramieniu chłopaka wyprzedzając go, i utrudniające dostęp do tego zarozumiałego gbura.

- Taylor. - wyciągnęłam dłoń, jednak on mi swojej nie podał. - Ciebie też miło poznać. - skwitowałam.

-  Wydaje mi się, że  Kitty albo Kat brzmiałoby lepiej. - czyżby chciał mnie zdenerwować?

- Może, ale są zarezerwowane dla osób, które lubię. - uśmiechnęłam się dość kpiąco, a z tyłu dobiegł mnie cichy chichot. Jednak najlepszym dowodem na to, że postąpiłam właściwie, był wyraz jego twarzy.

- A teraz wybacz, ale mamy ciekawsze rzeczy do roboty. - złość Jacoba wyparowała, objął mnie ramieniem prowadząc w stronę jednej z ławeczek przy ognisku.
Nie zamierzałam protestować, nie czułam się też z tym dziwnie, ani nieswojo, właściwie było to przyjemne.
Przez ten jeden krótki moment zapomniałam, że tak właściwie się nie znamy, że jest strasznie zarozumiały i pewny siebie, po prostu wtuliłam się w jego ramię.
Ten charakterystyczny zapach sosny, świerka i mięty doprowadzał moje zmysły do szaleństwa.

- Pianki! - ktoś zawołał, chyba Dylan, a ja w mgnieniu oka wróciłam do normalności.
Odkleiłam się od niego, chcąc skosztować ogniskowych przysmaków, ale wyraz jego twarzy, który ujrzałam całkowicie mnie zbił z tropu. Myślałam, że będzie  obojętny, znudzony, a może nawet kpiący, ale nie, wyglądał jakby wygrał w totka.
Czyżby też to poczuł? Że ta pierwsza, niewidzialna bariera między nami prysła,  i leżała teraz roztrzaskana na tysiąc kawałków?
Bez słowa wzięłam swojego kijaszka, czekając na przydział, który nabijał Caleb.

- Ty nie bierzesz? - zdziwiłam się, kiedy chłopak ominął Jacoba.

- Ten głupek ich nie lubi. - skomentował jego kumpel,  podjadając słodkości z worka.

- Co?! - jak można ich nie lubić? Czekałam na jaką kolejek linię obrony, ale Jacob tylko skwitował to obojętnym wyrazem twarzy.
- W takim razie to nie ma sensu. - byłam poważna, przynajmniej tak mi się zdawało.

- Co takiego? - zainteresował się.

- Nasza znajomość, nie będziemy przyjaciółmi jeśli nie lubisz pianek. - podsunęłam mu jedną pod nos.

- Kto ci nagadał takich głupot. - spojrzał tak jakbym próbowała mu wmówić, że funkcje liniowe przydadzą się w życiu (..a wszyscy wiemy jak wielkie byłoby to kłamstwo).
- Nigdy nie chciałem być twoim "przyjacielem". - może przekręciłam znaczenie słów, albo źle zinterpretowałam, ale moją twarz pokrył rumienkec, którego nie byłam w stanie ukryć.
Czułam jak się przysuwa, teraz nasze nogi się stykały, a jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko, miałam wrażenie, że lada chwila mnie pocałuje. Przezwyciężając wielką pokusę wepchnęłam mu do ust piankę, która przez cały czas trzymałam w ręce.
Z niewyraźną miną zaczął ją przeżuwać.

- Chyba zacznę je lubić. - odezwał się w końcu.

- Mówiłam. - nie potrafiłam ukryć satysfakcji.

- Ale tylko jeśli ty mnie będziesz nimi karmić. - przybrał dziecinny uśmieszek, zasługując na kuksańca w ramie.

Resztę wieczoru spędziliśmy na słuchaniu opowieści o dwóch wrogo nastawionych do siebie plemionach, o ile tak można było ich nazwać.
Emocje, które przekazywała Trish (bo kazała nazywać się po imieniu), były nie do opisania.

- I jak, podoba się? - szepnął mi do ucha, przyprawiając o jeszcze większe dreszcze, niż te które odczuwałam z powodu zimna. Najwidoczniej zauważył to bo zaczął ściągać swoją bluzę.

WpojenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz