Co można robić tyle czasu? Stoję pod jej domem już od pół godziny, a po niej ani śladu!
Poczekam jeszcze dziesięć minut, a później...co mi tam, po co zwlekać?
Bez namysłu przycisnąłem klakson, sygnalizując moje zniecierpliwienie.- Przecież idę! - ryk, który wydała z siebie był...jakby go określić? Niezapomniany.
Tak, to idealny przymiotnik.Z rozmachem zatrzasnęła za sobą drzwi wchodząc do mojego jeepa.
- Promienna jak zawsze. - nie mogłem się powstrzymać od komentarza.
- Sarkastyczny jak zawsze, kiedyś umrzesz od jego nadmiaru. - z trudem starała się zapiąć zablokowany pas.
- Jak myślisz, od kogo mi się udzielił? - przybliżyłem się aby jej pomóc, tym samym zbliżając nasze twarze.
- Co ty robisz? - zareagowała speszona, z niewyraźnym rumieńcem na twarzy.
- Nie wiem o czym ty myślisz. - skomentowałem, zapinając jej pas.
- Na pewno nie o tym co ty.- zawstydzona, natychmiast odwróciła głowę w stronę okna.
Nie jechaliśmy długo, mimo to żadne z nas nie odezwało się słowem.
Byliśmy już blisko, przejechaliśmy ostatni zakręt, aby skręcić w leśną drogę.- Jedziemy do lasu? - ożywiła się.
- Nie martw się, nie jestem psychopatą. - wiedziałem do czego biła.
- Jakbym miała się nad tym dłużej zastanowić...- no dobra, przyznaję, nasze początki nie były proste.
- Jesteśmy. - wyłączyłem silnik przed domem.
- On jest ogromny. - wytrzeszczyła oczy.
Fakt, był duży, chodź z czasem przestałem zwracać na to uwagę.- Powiedzmy, że mieszka tu więcej rodzin, a rezerwat rozciąga się jeszcze...
- Co ja tu właściwie robię? - przerwała.
- Narzekałaś, że mnie nie znasz, więc czas to zmienić.
- Słodko. - jej twarz przybrała wyraźny grymas.
Siedzieliśmy w ciszy jeszcze przez dłuższą chwilę. Nie czułem w tym nic niekomfortowego, wręcz przeciwnie to było coś przyjemnego, i naturalnego.Bez słowa wysiadłem z pojazdu, aby otworzyć dziewczynie drzwi, jednak gdy tylko zbliżyłem się do nich, oberwałem z dużą siłą w kolano.
- Przepraszam, nie zauważyłam. - czyli łatwo nie będzie, nie mogło być.
- Jasne. - uśmiechnąłem się sztucznie, pocierając obolałe miejsce.
- Jacob! Jacob! - jak na rozkaz oboje odwróciliśmy głowy w stronę domu, skąd dobiegało wołanie.
W naszą stronę biegła roześmiana Lilly, jednak wyraz jej twarzy zmienił się na niepewny gdy zauważyła Kat.- Cześć. - dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie na jej widok.
- Jestem Taylor. - przejęła inicjatywę podchodząc do małej.- Lilly. - odparła niepewnie, następnie zwracając się do mnie. - To ta dziewczyna? - spytała szeptem.
Bezgłośnie przytaknąłem mrugając do małej.
- W takim razie będę cię tolerować, ale na przyjaźń nie możesz liczyć tak od razu. - zatkało mnie. Liczyłem, że nie odkryje na pierwszym spotkaniu swojej prawdziwej natury, małego diabełka.- Lilly. - wycedziłem przez zęby chcąc ją uspokoić.
- Jacob, uspokój się. - ale, że ja? Naprawdę? - Lilly ma słuszność. - próbowała powstrzymać uśmiech, widziałem to.
- Nie można przyjaźnić się z każdą napotkaną osobą, potrzeba...- ... kompatybilności. - dokończyła mała.
- Dokładnie. - potwierdziła.
Czy one jeszcze pamiętały, że ja też tu jestem?- Nie ma co tak stać, chodź, oprowadzę cię. - Kat przytaknęła ruszając za dziewczynką.
Czyli o mnie zapomniały...Wyszliśmy za domem, gdzie już powoli zaczęli zbierać się ludzie.
- Jak tu pięknie. - spoglądała na polane pełną kwiatów, która rozciągała się aż do lasu.
Po sekundzie stało się coś co mogłem z łatwością przewidzieć, spojrzenia wszystkich zostały skierowane na dziewczynę.
- Witaj moje dziecko. - Trish zawsze miała skłonność do przesady, szła właśnie w stronę Kat z szeroko otwartymi ramionami.
- No błagam...- skomentowałem trafiając na jej celownik.
- Bardzo się cieszę, że w końcu cię przyprowadził. - po czym zwróciła się do mnie. - Nie mówiłeś, że twoja narzeczona jest taka ładna. - ale przypał.
- Ja nie...
- Teraz idźcie do reszty, już tam na was czekają. - przerwała dziewczynie nie pozwalając dojść do słowa.
Zapowiadało się ciekawie...Moi przyjaciele siedzieli już na drewnianych ławkach ustawionych wokół paleniska.
- Miłą masz babcie. - zaczęła, gdy szliśmy za Lilly.
- To nie moja babcia. - teoretycznie.
- Ale kocham ją jakby nią była.- Nie miałam pojęcia, że mieszka tu tyle rodzin.
- W sumie...
- Taylor! Chodź, przedstawię cię. - dziewczynka chwyciła ją za rękę podchodząc bliżej grupy.
- Hej. - powiedziała niepewnie.
Wiedziałem, że ostatnie ich spotkanie nie było udane, dlatego liczyłem na ocieplenie relacji.- Siema. - pierwszy odezwał się najmłodszy, Dylan.
- Czyli mówisz, że zerwałaś z tym frajerem? - zapomniałem wspomnieć o jego nadmiernej ciekawości i szczerości...- Nie. - założyła ręce na piersi. - To on zerwał ze mną. - nastąpiła cisza, po czym oboje szeroko się do siebie uśmiechnęli.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że mają bardzo podobny charakter, co było dość niepokojące...- Jestem Dylan. - wstał z zamiarem pocałowania jej ręki.
- Zapomnij. - kiedy podszedł do niej, wyciągnąłem ramię uniemożliwiając bliższy kontakt.
- Taylor. - odparła.
- Tamci to, Derek, Liam, Jasper, Mia i...
-...mój brat Caleb, ale z reguły się do niego nie przyznaję. - wtrąciła mała.
- Miło. - skomentował chłopak.
- Ale chwila, mówiłaś, że masz na imię Taylor, ale Jacob...- Naprawdę mam na imię Katherine, jednak wolę jak mówi się do mnie Taylor. - pośpiesznie wyjaśniła.
- Kat jest przewrażliwiona na tym punkcie. - niepotrzebnie się mieszałem, bo dziewczyna zgromiła mnie swoim spojrzeniem.
- Brzmi trochę jak kot, ale słodziej byłoby Kitty. - słysząc to parsknąłem śmiechem.
- Wybacz, przegłosowane. - Caleb wyszczerzył białe kły, dumny z pomysłowości swojej siostry.
- Nie martw się, dla mnie i tak będziesz Kat. - wyszeptałem, a na twarzy dziewczyny pojawił się niekontrolowany uśmiech.
To przezwisko, które dla niej wymyślili mimo wszystko nie pasowało do tej nieposkromionej osobowości, ale skąd oni mogliby to wiedzieć?
- Proszę, proszę, kogo mu tu mamy.
- po karku przeszły mnie dreszcze na dźwięk głosu Reeda. - My się jeszcze chyba nie znamy. - zwrócił się do brunetki.- I lepiej niech tak zostanie. - stanąłem z przodu tym samym chroniąc ją przed wścibskim spojrzeniem chłopaka.
- Chce poznać twój "słaby punkt", no już, nie bądź taki. - na dźwięk tych słów coś się we mnie zagotowało.
Już wtedy wiedziałem, że nie odejdzie stąd ze wszystkimi zębami.

CZYTASZ
Wpojenie
Manusia Serigala"Już nie grawitacja trzyma cię na Ziemi, tylko ona. Nic innego się nie liczy. To dla niej zrobisz wszystko. Będziesz jakim zechce."