Obudziłam się bardziej gwałtownie, niżeli w pozostałe noce. To było bardzo dziwne uczucie, jakbym w ogóle nie spała. Czułam się, jakbym na chwilę straciła poczucie rzeczywistości. Jakbym straciła kilka minut swojego życia, nagle zatrzymała się w czasie i była tego świadoma. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzała się. Wnętrze pokoju nie zmieniło się, jedynie przy pomnie, na szafeczce nocnej pojawił się wazon ze świeżymi kwiatami. Był bardzo ładny, ale coś mi się w nim nie podobało. Chociaż kwiaty były koloru różowego i żółtego, to wcale nie wydawał się taki radosny. Emanował od niego smutek i rozpacz.
Zmarszczyłam brwi. To było naprawdę dziwne. Zresztą. Każda kolejna noc spędzona tutaj jest coraz straszniejsza i jeszcze bardziej dziwniejsza. Nie pojmowałam już nic z tego wszystkiego. Teraz miałam po prostu cel: uwolnić się z tego koszmaru. W jaki sposób? Pokazać im, że przyszłość nadejdzie, że nie umrą ponownie. Jak to zrobię? A mniejsza z tym, byleby osiągnąć cel, prawda?
Wyszłam z łóżka. Na podłodze leżała latarka. Podniosłam ją i zaświeciłam. Wiedziona instynktem podeszłam do szafy. Otworzyłam ją. Wcale nie zdziwiłam się, gdy nic tam nie znalazłam. Żadnego pluszaka, nic. Dla pewności weszłam głębiej i rozejrzałam się. Nic. Wielkie zero.
Wyszłam z szafy i usiadłam na skraju łóżka. Odwróciłam się, ale nie spotkałam tam nikogo. Coś było nie tak i to bardzo. Mój szósty zmysł mówił mi, że coś się dzieje. A raczej... nic się nie dzieje. Było zdecydowanie za cicho. Po moich plecach przeszły ziemne, nieprzyjemne dreszcze. Ze zmartwioną miną poświeciłam latarką po całym pokoju, ale wszystko było w najlepszym porządku.
Ta cisza!
Ta cisza była sama w sobie przerażająca. Przyzwyczaiłam się już do dźwięku kroków, oddechów, śmiechów, skrzypów i nie wiadomo jeszcze czego! Teraz nie było słychać nic! Było mi zimno. Nagle zaczęłam się trząść z zimna, co było dziwne, bo w pokoju nie zmieniła się temperatura.
Poczułam ból w głowie. Przymknęłam na chwilę oczy. Pod zamkniętymi powiekami wcale nie widziałam ciemności. Widziałam moją psychikę, która pomału rozpadała się na drobne kawałeczki. To wyglądało jak ułożone puzzle, sklejone i powieszone na ścianie, a następnie jak pod wpływem nietrwałego kleju opadają pojedyncze elementy. Pojedyncze puzzle, ale nieustannie jakiś dotykał ziemi, która była otchłanią, w której moja psychika znikała bezpowrotnie.
Ogarnęła mnie bezsilność. Wszystko nagle straciło sens, nie widziałam już nawet powodu, aby żyć. Padłam na łóżku i ślepo wpatrywałam się w sufit. Zaczęłam czekać na kogokolwiek, aby przyszedł tutaj i po prostu zatopił żeby w mojej szyi, aby to było już koniec tych męczarni. Czy postępowałam źle? Każdy w mojej sytuacji myślałby podobnie, przynajmniej tak myślę.
Przymknęłam oczy i westchnęłam. Było coś nie tak, bo nie mogłam ich otworzyć. Straciłam kontrolę. Czerń przed moimi oczami pomału zaczynała przybierać jakiś kształt. Kształt... Springtrapa. Uśmiechał się do mnie. Zdziwiło mnie to. Jego uśmiech był inny niż zawsze. Wyrażał błogość, szczęście, radość. Za nim pojawiło się wnętrze domu strachów, a dokładniej korytarz, gdzie było wyjście. Drzwi były otwarte. Pomachał mi i najzwyczajniej w świecie wyszedł przez drzwi, prosto w białą jasność. Był szczęśliwy i to mi się podobało. Wreszcie mogłam go zobaczyć uszczęśliwionego, co zdarzało się naprawdę rzadko. Ba! To był pierwszy raz!
Połączyłam fakty. Już wiedziałam, co się stało. Springtrap został uwolniony. Do jego uwolnienia potrzebne było ich przebaczenie. Wybaczyłam mu za nich, dlatego mógł zaznać spokój. Ale skoro udało mi się to ze Springtrapem, to znaczy że z nimi też może się udać!
CZYTASZ
Five Nights at Freddy's
Fanfiction„Freddy Fazbear Pizza", wesoła restauracja dla dzieci, z animatronikami - człowiekopodobnymi robotami, którzy zabawiają dzieci swoimi przysmakami, piosenkami i historyjkami, a rodzice myślą, że to personel przebrany za zwierzęta. Jednakże prawda jes...