Rozdział 31: Czas zakończyć tę noc

436 35 15
                                    


Obudziłam się cała obolała. Nie miałam zielonego pojęcia dlaczego. Łóżko było wygodne, noc minęła znakomicie, ale ja czułam akuratnie każdy mój mięsień. Jakoś w pizzerii nie miałam problemów po nocy z Foxy'm. Więc o co chodzi?

Najbardziej z tej nocy pamiętam jego język. On chyba dotknął nim każdego skrawka mojego ciała! Może to właśnie dlatego wszystko mnie boli?

Spojrzałam na bok. Szeroko otworzyłam oczy, gdy zauważyłam te czerwone żarówki wpatrujące się prosto we mnie. On cały czas się na mnie patrzył?

- Cześć - uśmiechnęła się do niego.

Foxy nie odpowiedział, uniósł się na łokciu i delikatnie mnie pocałował.

- Jak długo nie śpisz?

Zaśmiał się.

- Ja w ogóle nie spałem - wycharczał. - Cały czas wpatrywałem się w twoją cudowną twarz. Nie licząc kilku minut, kiedy wyszedłem.

- Gdzie wyszedłeś? - zmarszczyłam brwi.

Foxy uśmiechnął się, po czym usiadł. Sięgnął po coś, co leżało na szafeczce. Z ciekawości sama usiadłam i próbowałam dojrzeć, co takiego tam ma. Niestety nic nie zauważyłam. Lis odwrócił się w moją stronę i chwycił moją dłoń.

- Kocham cię, Andrea - wyszeptał mi do ucha i w tym momencie coś założył na mój palec.

Spojrzałam tam i ujrzałam złoty pierścionek z rubinem. Aż mnie zamurowało. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Spojrzałam na niego i rzuciłam się szczęśliwa, zwalając go z kolan. Pocałowałam go namiętnie, a on pogłaskał moje ramię, w miejscu, gdzie był jego „znak". Patrzył na mnie z czułością i radością.

Wtedy przypomniałam sobie słowa Springtrapa. Nie wiedziałam, jak mam wykorzystać jego rady w praktyce, ale miałam mały plan.

Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, gdzie znajdowały się nowe ubrania. W nocy te, które miałam na sobie, Foxy porozdzierał hakiem, aby mieć do mnie większy dostęp. Założyłam na siebie białą koszulkę i czarne rybaczki (oczywiście nie zapomniałam o bieliźnie!). Foxy zrobił podobnie, z tym że jego ubrania leżały na ziemi w całości... no, może nie w całości, bo on od początku nie miał ubrań w całości, ale wyglądały tak, jak na początku. Nie to co moje szmaty, które nie nadają się już do niczego.

Pan Pirat podszedł do mnie i objął mnie, przytulając się do moich pleców. Czyżby ten koszmar miał się już skończyć? Wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą, przestać bać się o swoje życie.

Wzięłam wdech i odwróciłam się przodem do Foxy'ego. Złapałam jego twarz w dłonie. Miałam zamiar powiedzieć mu coś bardzo ważnego.

- Foxy, chcę stworzyć z tobą przyszłość - na te słowa Foxy gwałtownie skamieniał. Napiął wszystkie mięśnie i wpatrywał się we mnie nieopisanym wzrokiem - jakby zdziwienie wymieszane z demonami przeszłości. - Z wami wszystkimi chcę stworzyć przyszłość - mimo jego zachowania, musiałam ciągnąć dalej.

Wtedy w pokoju pojawiła się cała reszta. Nie weszli przez drzwi, po prostu się pojawili. Otoczyli nas. Była Chica, Bonnie, Freddy i Marionetka. Nie było Plushtrapa, ale nie dziwię się. Plushtrap był jakby zmodyfikowaną wersją Springtrapa, który już odszedł. Ta maskotka była tylko żywym wspomnieniem. Każde z nich miało taki sam wyraz twarzy jak Foxy. Wpatrywali się prosto we mnie. Czułam, że muszę mówić dalej. Nie mogłam teraz skończyć!

- Kocham was wszystkich, jesteście moimi przyjaciółmi. Przypomnijcie sobie wydarzenia w pizzerii. Wszyscy tam żyliście, każdy dzień przychodził i odchodził. Nie myśleliście o przyszłości, bo wiedzieliście, że ona nadejdzie. I teraz też tak jest. Zawsze będzie jakaś przyszłość. Nie znikniecie, nie musicie się bać.

- To i tak nic nie da! My już umarliśmy! - krzyknął nagle Marionetka.

- Springtrap także - na wspomnienie o nim, Foxy mocniej mnie ścisnął - ale udało mu się spokojnie odejść.

- Co takiego? - nie wytrzymała Chica. Patrzyła się na mnie z ciekawością.

- Tak. Wybaczyłam mu w imieniu swoim i waszym.

- Dlaczego to zrobiłaś?! - wrzasnął na mnie Freddy.

- Bo wy też byście tak zrobili! Znam was, tych prawdziwych was z pizzerii. Wybaczylibyście mu. On... żałował - gdy wypowiedziałam te słowa, wszyscy wzięli gwałtownie wdech. - Płakał przy mnie. Dlatego mu wybaczyłam i wy też już dawno to zrobiliście. Już dawno, ale sami o tym nie wiecie.

- Skąd ta pewność? - spytał Bonnie.

- Nie twierdzę, że to jest dobre, co zrobił, wręcz przeciwnie, ale gdyby nie on, to nie byłbyś z Chicą. Foxy nie poznałby mnie. Nie bylibyście... tacy wspaniali.

Skończyłam. Patrzyłam po twarzach wszystkich, a oni patrzyli po swoich. Widziałam po ich minach, że są niepewni i nie wiedzą, co mają zrobić. Zaczynałam wątpić, czy dobrze postąpią. Pierwszy zareagował Foxy. Przestał mnie obejmować jedną ręką i pogłaskał mnie po policzku. Patrzył na mnie czule i ze zrozumieniem. Nagle przytulił mnie bardzo mocno, zatapiając swoją twarz w moich włosach. Także go bardzo mocno objęłam.

- Razem stworzymy przyszłość, Andrea - wyszeptał, ale jestem pewna, że wszyscy go usłyszeli.

Nie obchodziła mnie ich reakcja. Ważne, że Foxy zrozumiał. Przynajmniej jeden. Ale na szczęście nie tylko jeden. Chwilę później do naszego uścisku dołączyła Chica, a potem Bonnie i Freddy. Marionetka najdłużej się zastanawiał, ale uśmiechnęłam się do niego i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń. Spojrzał na nią z nieufnością, ale ją chwycił. Podszedł do nas i także się przyłączył.

Oślepiło mnie białe światło. Odruchowo przymrużyłam oczy i zasłoniłam światło ręką. Nic to nie dało, gdyż światło dobiegało zewsząd, jakby znajdowała się w kopule zbudowanej w reflektorów. Nieprzyjemne uczucie, ale spostrzegłam, że już nikt mnie nie przytula. W świetle zaczęły formować się ledwo widoczne cienie. Otoczyły mnie. Było ich pięć. Na podstawie ich ruchów widziałam, że mi się kłaniają, a następnie machają rękami i po kolei znikają.

Czy to wszystko już się skończyło? Nie mogłam uwierzyć. Byłam wolna? A raczej czy to oni byli wolni? Najwidoczniej tak. Czułam w sobie dumę. Wielką, niezbadaną dumę i szczęście. Spojrzała na swoją dłoń. Pierścionek wciąż na niej widniał. Nie zamierzałam się z nim rozstawać. W moim życiu nie będzie nikogo innego niż Foxy. Taka była prawda. Nikogo nie pokocham tak samo jak jego. Wszystkie wspomnienia zachowam w głębi swojego serca. I na pewno nie będę już pracować jako żaden strażnik!

Będę wykładać chemię... I nie, nie w Biedronce! Ani żadnym innym sklepie. Na studiach. Albo znajdę sobie jeszcze inną pracę. Może zostanę laborantem. Albo psychologiem. Tak. Chyba najbardziej będę nadawała się do tej ostatniej pracy. W końcu mam wieloletnie doświadczenie, jeżeli chodzi o załamania psychiczne, więc nie widzę problemu. Teraz przede mną otwierają się nowe perspektywy i na pewno nie będę wegetować jak po ostatnim pożarze w pizzerii! O nie! Żyję dalej!

A co mnie czeka dalej? Jak wszystko się potoczy? Ech...

Jutro jest kolejny dzień.

Five Nights at Freddy'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz