Rozdział 22: Nocne koszmary

563 47 6
                                    


Tym razem nie obudziłam się, byłam o tym całkowicie przekonana. Byłam wszystkiego świadoma, ale tym razem miałam sen. Byłam w dziwnym pomieszczeniu. Nigdy nie widziałam go na oczy. Nie było to duże pomieszczenie. W środku znajdował się zwykły stolik, a na nim jakieś zwykłe pierdoły jak telefon, jakiś łańcuszek, latarka. Nic ciekawego. Naprzeciw stolika stała wielka szafa. Podeszłam do niej, ale zanim to zrobiłam, zatrzymałam się w miejscu. Nie byłam już dzieckiem, a przynajmniej na razie.

Otworzyłam szafę. W środku znajdowały się jakieś części. Dużo śrubek, sprężyn, jakiś zatrzasków. Nie wiedziałam po co to komu, ale zdecydowanie było można odróżnić części nowe od używanych. Wzięłam do ręki jedną z części używanych, akuratnie była to jakaś śrubka. Obejrzałam ją dokładnie i gdy już miałam ją odłożyć, spostrzegłam, że jest na niej jakaś czerwona plama. Nie chciałam się w to bardziej zagłębiać, dlatego po prostu odłożyłam to na miejsce i szybko zamknęłam szafę. Rozejrzałam się. Po drugiej stronie niewielkiego pokoiku na ścianie wisiała szafka. W środku znajdowały się medykamenty; bandaże, lekarstwa - przeważnie przeciwbólowe, maści i inne.

Nic więcej tutaj nie było, nawet wyjścia.

Mimo i tak panujących już tam ciemności, zrobiło się nagle jeszcze ciemniej, jakby jakaś ciemna siła wtargnęła do środka i wypełniła całe pomieszczenie. To nie było normalne. Na ścianach zaczęły pojawiać się pajęczyny, na meblach osadziła się gruba warstwa kurzu, nagle zrobiły się dziwnie podniszczone, jakby były już po prostu bardzo, ale to bardzo stare.

I błysnęło światło. Pokój wrócił do swojego normalnego wyglądu, takiego, jakim zastałam go na początku. Z tym że teraz świeciło się tam światło i mogłam wszystko dokładnie obejrzeć. Zza ścian udało mi się usłyszeć, że na zewnątrz jest straszna burza. Najwidoczniej to jakiś stary budynek, gdyż nawet sufit lekko przeciekał. Niespodziewanie drzwi otworzyły się, do środka wbiegł mężczyzna. Na skroniach miał grube krople potu, wyglądał na przestraszonego i bardzo zmęczonego.

- Nie podchodźcie bliżej! - krzyknął do kogoś.

Spojrzałam w stronę otwartych drzwi, które gwałtownie trzasnęły. Stało tam... pięcioro dzieci, ale nie zwyczajnych dzieci. Były jakby prześwitujące, biła od niech dziwna, szara aura, wszystkie były nieszczęśliwe, z zapłakanymi oczami. One... przypominały mi ich. Był lekko otyły chłopczyk z brązowymi włosami - to był Freddy, obok niego stał chłopiec z fioletowymi - to był Bonnie, potem był rudzielec - Foxy, obok blondynka - Chica, a na końcu... Marionetka. Co on tutaj robił? Skoro jest on, to dlaczego nie ma reszty? Coś mi tutaj nie gra, ale najwyraźniej ja nie mam wpływu na to, co się dzieje.

Ja jestem tylko obserwatorem. To są czyjeś wspomnienia. Wtargnęłam do czyjeś głowy.

Foxy jako jedyny nie był smutny. Był zły. Zrobił groźną minę i zaczął kroczyć w stronę mężczyzny ubranego w fioletowy garnitur, który sprawnie go omijał. Spojrzenie mężczyzny skierowało się w moją stronę. Spojrzała po sobie, ale zorientowałam się, że nie chodziło o mnie, ale o to, co było za mną. Odwróciłam się.

Serce o mały włos mi nie stanęło. Wzięłam głęboki wdech. Za mną, w kącie, leżał strój. Strój Springtrapa, z tym, że był nowiusieńki, nie zniszczony i nawet uroczy. To nie był animatronik, to był kostium, do którego było można wejść.

Mężczyzna z krzykiem „zostaw mnie" skoczył w stronę przebrania. Sprawnie wszedł do środka i najwyraźniej poczuł ulgę. Spojrzał na zdezorientowane dzieci - a raczej jak zdążyłam się już domyśleć - na dusze dzieci. Zaczął się śmiać.

Five Nights at Freddy'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz